sobota, 25 kwietnia 2015

Chapter 6.


"Myślenie to najcięższa praca z możliwych i pewnie dlatego tak niewielu ją podejmuje."

 ~***~
Justin posłusznie odwiózł mnie do domu, ale myślami był gdzieś indziej. Całkowicie nieobecny odpowiadał mi wymijająco na pytania. Za każdym razem, kiedy dopytywałam się o jego uprzedzenie do tej pracy, odbiegał od tematu. Lekko mnie to denerwowało, ale nie chciałam już mu tego pokazywać. Po prostu musiałam myśleć o tym, czy jutro będę miała na chleb...

~***~

-Do widzenia, Justin.- uśmiechnęłam się słabo w stronę szatyna, a on podszedł i delikatnie objął mnie w tali, przyciągając do siebie. Wtulił twarz we włosy i westchnął ciężko.
-Będziesz żałować, a ja nie wiem, czy zdołam ci potem pomóc...- rzucił przygnębiony, odsuwając się dalej. Przymrużyłam tylko oczy i zacisnęłam usta. Nie miałam ochoty o tym dyskutować. Po prostu zaczynam pracę i koniec tematu. -Masz jutro czas?
-Zgadamy się.- odpowiedziałam grzecznie, otwierając drzwi do salonu. -Dziękuję za miły wieczór, znowu!- podkreśliłam już ze szczerą ekscytacją. Justin również w półuśmiechu odszedł do windy i zniknął. Weszłam więc do mieszkania i rozejrzałam się po wnętrzu. Nikogo nie było, więc najzwyczajniej w świecie włączyłam kino domowe i puściłam płytę ze swoimi ulubionymi kawałkami. Są pozytywne, a przy nich czuję się jak nastolatka, która rozpoczęła wakacje... Ah! Marzy mi się Hiszpania albo Brazylia. Może kiedyś!
Przygotowałam sobie kolację i ruszyłam do salonu. Tanecznym krokiem podeszłam do barku i otworzyłam wino. Upiłam łyk z butelki i zaczęłam tańczyć, co trochę przegryzając przygotowane kanapki. Wreszcie, czując, że alkohol zaczyna działać w moich żyłach, usiadłam na kanapie i zamknęłam oczy. Z uśmiechem na twarzy rozmyślałam o bogatym życiu, jakiego mogę się dorobić mieszkając w Nowym Jorku. Widziałam się w drogich sklepach, ubierając się u najlepszych projektantów. Chodząc po hucznych imprezach, poznając kolejne sławy. Takie życie mi się marzy, ale powracając do rzeczywistości wiedziałam, że tak nie będzie.
Nagle usnęłam, nawet nie wiem, kiedy. Morfeusz zaciągnął mnie do swojej krainy i nie wypuszczał, oddając mnie w życie Prady.

Obudziłam się następnego dnia całkowicie obolała. Niedzielny poranek nie zapowiadał się za dobrze. Mam słabą głowę do alkoholu i od razu poczułam, że kac już o sobie wspomina. Usiadłam na sofie i przeciągnęłam się, prostując mięśnie. Potarłam zaspane oczy i wstałam. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że kino domowe jest wyłączone. Potem wzrok zatrzymałam na hallu, gdzie było pełno porozrzucanych ciuchów. Włamanie? Nie sądzę! Ostry numerek? Być może...
Poszłam do łazienki i umyłam twarz. Byłam na wpół przytomna i plątałam się po mieszkaniu jak duch. Stanęłam przed lodówką i myślałam, co zjeść na śniadanie. Ostatecznie wyjęłam sok i wypiłam 2 lity na raz. Siadłam na krześle i wyjrzałam przez okno. Ziewnęłam i miałam ochotę wrócić do łóżka. Złapałam więc po drodze telefon i idąc do sypialni odczytywałam SMS'y. Był jeden - od Justina. Życzył mi dobrej nocy. Miło z jego strony. Jest naprawdę słodkim chłopakiem.
Złapałam luźny t-shirt, szare spodenki i bieliznę. Skierowałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic, aby potem znów położyć się do łóżka i iść spać. Przed tym jednak wyłączyłam telefon, aby nikt mi nie przeszkodził w moich słodkich, niedzielnych drzemkach.

~***~

Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że potrafię przespać tyle godzin! Kiedy w poniedziałkowy poranek przeglądałam telefon, miałam pełno nieodebranych wiadomości i połączeń. Każdy karcił mnie za to, że go wyłączyłam, bo nie mieli ze mną kontaktu. Każdemu od życia należy się chwila spokoju.
Dochodziła szósta popołudniu, dlatego zaczęłam przygotowywać się do pracy. Wzięłam prysznic, dobrałam odpowiednie ubrania i około siódmej trzydzieści stałam przed blokiem i łapałam taksówkę. Kiedy znalazłam się pod klubem, przełknęłam ślinę i pomyślałam, że nie będzie tak źle.
Na wstępie dostrzegłam już pełno ludzi. Justin był na scenie i śpiewał, a we wskazanym wcześniej miejscu stał Paul i zawzięcie z kimś dyskutował. Kiedy dostrzegł moje spojrzenie, uśmiechnął się i przywołał mnie ruchem ręki. Weszłam po schodkach na górę, a mężczyzna przedstawił mnie swojemu towarzyszowi.
-Oh, chciałbym być obsługiwany cały czas przez tą panią.- mruknął, lustrując moją osobę od stóp do głów. Przełknęłam szybko ślinę i słabo się uśmiechnęłam.
-Co podać?- spytałam, całkowicie spięta.
-Dwie whisky z colą.- rzucił obojętnie i skupił się na rozmowie z Paulem. Potem stałam za barem i robiłam drinki. W między czasie szef wyjaśnił, co należy do moich obowiązków i kogo mam obsługiwać w pierwszej kolejności. Dużo informacji jak na jeden dzień, ale powoli wszystko analizuję i zapisuję w swojej pamięci. Nie będzie tak źle!
Około czwartej nad ranem zamknęliśmy klub. Justin podszedł do mnie, widocznie zrelaksowany. Usiadł na jednym z krzeseł barowych i obserwował moje ruchy. Wycierałam blat po resztkach rozlanego alkoholu i spoglądałam co chwilę na szatyna.
-I jak pierwszy dzień?
-Dobrze. Zmęczona, ale przynajmniej pracuję.- rzuciłam i ustawiłam pełne butelki wódki na półki.
-Możesz posprzątać później, jak odeśpisz.- poinformował, podpierając się ręką o blat. Przytaknęłam, ale mimo wszystko chciałam mieć to za sobą. Złapałam więc miotłę i zaczęłam zamiatać. Bieber chyba poczuł się nieswojo, ponieważ sam przyłączył się do robienia porządków.
-Poznałaś Federica?- spytał, kiedy wyciągnął mopa z zaplecza. Pokiwałam głową, a on prychnął pod nosem. Federico to dużo starszy mężczyzna z bujnym zarostem, zabójczym spojrzeniem i burzą włosów na głowie. Widać, że był ułożonym człowiekiem - jego garnitur to wizytówka firmy, którą prowadzi. Szelmowskie spojrzenie i błyskotliwe komentarze nie odstępowały go na krok. Wydawał si być miłym człowiekiem, szczególnie, kiedy dawał napiwki.
-Jest bardzo sympatyczny.- powiedziałam grzecznie, nalewając wody do wiadra. Szatyn wyprostował się i popatrzył na mnie jak na wariatkę. -Mówię poważnie.- rzuciłam i mieszając płyny, zaczęłam moczyć mopa. Justin złapał drugie wiaderko i zrobił to samo, co ja przed momentem. Zaczęliśmy myć podłogi na całej powierzchni lokalu. Wreszcie, kiedy skończyliśmy, usiedliśmy za budynkiem i oddychaliśmy ciężko, zmęczeni po całej nocy.
-Witamy w Manhattan Club.- westchnął ciężko, chwytając się za kark i unosząc łokcie w górę.
-Umyj się.- rzuciłam oburzona czując pot chłopaka. Zaśmiałam się chwile potem i patrzyłam na Justina.
-Jeśli się umyjesz ze mną, brudasie.- wskazał na czarne plamy na skórze. Wywróciłam oczami i spojrzałam na dłonie. One również były całe pobrudzone. Maznęłam go więc po twarzy i tak zaczęliśmy się wygłupiać.
-Głupia.
-Idiota!- wystawiłam język i oparłam się spokojnie o oparcie ławki. Słychać było już klaksony samochodów i wyzwiska kierowców, które kierowane były do innych uczestników ruchu.
-Która godzina?- spytałam, pocierając sennie oczy.
-Piąta nad ranem.
-Zbieramy się?- chłopak przytaknął i ruszył do lokalu. Zamknął główne drzwi i chwycił klucze od samochodu.
-Podwiozę cię.- powiedział, przekręcając zamek w wyjściu ewakuacyjnym. Bez żadnych sporów wsiadłam w piękny samochód Justina i jechaliśmy znów przez most Brooklyński, podziwiając wschodzące słońce.
-Dobranoc, Justin.- przytuliłam go jako pierwsza i westchnęłam, odsuwając się do tyłu.
-Dzień dobry, Claudia.- puścił mi oczko i odszedł. No tak, dzień się zaczyna...
Weszłam po cichu do mieszkania i nie budząc nikogo poszłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamę i padłam na łóżko, całkowicie wyczerpana dzisiejszą pracą.

ALEX'S POV
Punktualnie szósta trzydzieści zadzwonił mój budzik. Wyłączyłam go i zaspana zwlekłam się z łóżka. Wyprostowałam kończyny i potarłam zaspane oczy. Nienawidzę poranków. Podeszłam do szafy, wyjęłam luźną, ale elegancką, białą sukienkę, czarne baleriny i czarną torebkę. Ruszyłam do łazienki, po drodze budząc Andżelikę. Ona również ma na ósmą do pracy. Po dziesięciominutowym prysznicu byłam w kuchni i przygotowywałam musli z jogurtem naturalnym. Zjadłam je, a w między czasie do pomieszczenia weszła przyjaciółka i zrobiła sobie tosty. Siadła na przeciwko i zaczęła opowiadać o hotelu, w którym pracuje. Napomknęła również o Mario. Jest całkowicie zauroczona nim.
-Wiesz, że ostatnio zabrał mnie na przejażdżkę motocyklem?- powiedziała podekscytowana i westchnęła na samo wspomnienie wiatru we włosach. -Ma tak wyrzeźbione ciało, że nawet przez jego podkoszulek czułam ten sześciopak!- zawołała głośniej, a ja ją spiorunowałam wzorkiem. Przez to obudzi Claudię, a ona wróciła późno w nocy z pracy.
-Jezu, aż takie?- szepnęłam, kiedy źrenice zrobiły się jeszcze większe. -Mmm, nic tylko brać!- podsumowałam, wstając od stołu. Wstawiłam naczynia do zlewu i ruszyłam umyć zęby. Pięć minut później stałam na chodniku i próbowałam złapać jakąś taksówkę. W końcu jeden z kierowców zlitował się nade mną i mknęłam do firmy.

~***~

-Dzień dobry, panno Collins.- uśmiechnął się Ian, a ja poczułam, jak rozkosznie kurczą się mięśnie moich nóg. Skinęłam grzecznie głową i dalej zapisywałam spotkania w kalendarzu szefa. Niebieskooki stanął nieopodal biurka, przy którym pracowałam i rozmawiał z jakimś mężczyzną. Czułam palące spojrzenie, którym mnie obdarowywał. Nie mogłam się skupić, robiłam się czerwona i błagałam Boga, aby odwrócił wzrok w inną stronę. Zatrzasnęłam wreszcie terminarz i ruszyłam po kawę. Musiałam odejść jak najszybciej z recepcji, bo zauważyłby, że się rumienię.
Przy automacie z kawą stała Cortney. Uśmiechnęła się sympatycznie w moją stronę i przywitała się.
-Słyszałaś o imprezie integracyjnej?- spytała, kiedy sama czekałam na kawę.
-Nie.
-Jeju, serio?! Pan Somerhalder powiedział, że cała załoga na weekend jedzie, przepraszam, LECI do Los Angeles. Stwierdził, że dobrze to wpłynie na relacje całej załogi, a tym samym praca będzie lepiej szła.- mówiła bardzo szybko podekscytowana samą myślą pobytu w LA. Wybałuszyłam oczy, nie wierząc w to, co współpracowniczka do mnie mówi.
-O jacie!- zawołałam i w tym samym momencie zaczęła pikać maszyna. Odebrałam kawę i dalej stałam jak zaczarowana. -To niesamowite! Ma racje, dzięki temu wiele pracowników nawiąże ze sobą kontakt.
-I do tego wypromujemy naszą firmę!- przerwała mi, a ja przytaknęłam. Odeszłam zdumiona pomysłem Ian'a do recepcji. Usiadłam na swoim miejscu i odetchnęłam z ulgą, kiedy nie dostrzegłam żywej duszy wokół mnie. Mogłam spokojnie oddać się wyobrażeniom o piciu drinków na jednej z plaży tego pięknego miasta.

ANDŻELIKA'S POV
Zjadłam śniadanie i ruszyłam do pracy. Przyjechałam metrem na Manhattan i wysiadłam przy New York Hilton Midtown. Przywitałam się z Nashą i Melanie. Przebrałam się w uniform hotelu i od razu dostałam zlecenie. Musiałam posprzątać pokoje na pierwszym i drugim piętrze. Od razu zabrałam się do pracy. Około drugiej po południu skończyłam, więc poszłam na przerwę. Zjadłam prowizoryczny lunch, kiedy na zaplecze weszła Nasha.
-Ktoś do ciebie.- poruszyła jednoznacznie brwiami, a ja od razu zerwałam się do wyjścia. Wyszłam przed recepcję, a tam stał Matio z kaskiem w ręku.
-Co ty tu robisz? Jestem w pracy!- wysyczałam, aby żaden z gości tego nie usłyszał. -To nie byle jaki hotel, to cztery gwiazdki, nie mogę sobie pozwolić na takie rzeczy.
-Masz przerwę, zgaduję?- powiedział, ignorując to, co do niego mówiłam. Przytaknęłam, a on uśmiechnął się triumfalnie. -O której kończysz?
-O szóstej.
-Przyjadę po ciebie.- cmoknął mnie w policzek i zniknął. Przygryzłam wargę i usłyszałam komentarze dziewczyn.
-To twój chłopak?- spytała Melanie, a ja zaprzeczyłam. W sumie, to nie rozmawialiśmy na ten temat. Póki co, to tylko się spotykamy.

~***~

O szóstej- tak, jak było mówione, podjechał pod hotel. Byłam naprawdę zmęczona pracą, ale nie chciałam mu tego mówić. Po prostu miałam ochotę spędzić z nim czas, dlatego po prostu czekałam, dokąd tym razem mnie zabierze.
-Trzymaj się mocno.- mówił, kiedy zapinał mi kask. Potrzęsłam głową i uśmiechnęłam się delikatnie do niego. Usiadłam za nim i mocno objęłam go w pasie. Chwilę potem dołączyliśmy do ruchu i mknęliśmy po ulicach Nowego Jorku. Kiedy ruch był coraz mniejszy, a miasto znikało za naszymi plecami, poczułam wolność. Chciałam stanąć na tym motorze i udawać, że latam. Wiedziałam jednak, że to niebezpieczne, więc najzwyczajniej w świecie siedziałam i przytulałam się do chłopaka. Wreszcie zatrzymaliśmy się przed jakimś lasem. Słońce dopiero zachodziło, więc nie było tak ciemno. Zeszłam z motoru, zdjęłam kask i podałam go latynosowi. Ten zaś schował je pod siedzenie i chwytając niepewnie rękę, zaczął ciągnąć gdzieś w głąb lasu. Znaleźliśmy się nad pięknym, małym strumyczkiem, który spływał po kamieniach. W około kwitło pełno pięknych kwiatów. Westchnęłam, czując się tak spokojnie. Usiadłam więc na trawie i po prostu obserwowałam spływającą wodę.
-Tu jest pięknie.- rzuciłam cicho, nie chcąc zakłócać spokoju.
-Uwielbiam to miejsce.- uśmiechnął się w moją stronę i delikatnie pocałował w szyję.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Wiem, że mnie długo nie było. Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale to przez to, że mam szlaban. Naprawdę dużo się ostatnio działo i przez tydzień w ogóle prawie nie siedziałam na komputerze. Myślę jednak, że ta długość rozdziału Wam to przynajmniej zrekompensuje. Cieszę się, że niektórzy z niecierpliwością czekają na nowe rozdziały. To bardzo miłe i czuję się wtedy doceniania! Mam nadzieję, że komentarzy pojawi się więcej. Chyba wprowadzę taką zasadę, jak na reszcie blogów: ileś komentarzy=nowy rozdział. :) Pomyślę nad tym. Tymczasem proszę - komentujcie, rozsyłajcie bloga przyjaciołom, znajomym, komukolwiek! Niech wchodzą i czytają, no i komentują! Buziaki, Wasza Claudia! ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

6 komentarzy: