czwartek, 28 maja 2015

Chapter 13.

 "Umierając wczoraj jednym, mocnym cięciem, zważ by nie drasnąć jutra."
*muzyka w gifie, kliknij by czytać przy muzyce*
~***~
Ostatnią rzeczą, o której myślałam, to zabawa. Byłam całkowicie wymęczona i jedyne, czego chciałam, to snu.
-Chodź z nami potańczyć!- pociągnęła mnie za rękę Alex, a ja lekko skrzywiłam się przez nasilony ból w nadgarstku. Skóra zaczęła pulsować i czułam, jak robi mi się coraz bardziej gorąco. Rany się otworzyły.
-Nie, kochana, posiedzę. Jestem zmęczona.- westchnęłam i znów rozsiadłam się wygodnie na kanapie. Przetarłam zaspane oczy i przyłożyłam rękę do ust, bawiąc się wisiorkiem od mamy. Poczułam, że materiał pode mną ugiął się jeszcze bardziej, więc spojrzałam w lego. Usiadł tam Justin, splatając palce i kładąc ręce na kroczu.
-Cześć.- powiedział wesoło, oblizując usta. -Co tam?- spytał, przeczesując włosy i rzucając krótkie spojrzenie na przyjaciół. -Może zatańczymy?
-Oh..- westchnęłam ciężko, znów przecierając oczy. -Jestem tak jakby zmęczona.
-To zatańczymy wolnego.- wzruszył ramionami, a ja wywróciłam oczami. Brzuch przyjemnie wywrócił parę fikołków, a na twarzy zawitały małe rumieńce. Mam z nim tańczyć przy nich? Przy Andżeli, Alex, Mario czy Ian'ie? Oj nie.
-Justin, nie przesadzaj. Posiedzę.- w odpowiedzi dostałam ciężkie westchnienie, a z głośników rozbrzmiały słowa, które już skądś znałam. Nagle źrenice się rozszerzyły, kiedy zdałam sobie sprawę, jak dobrze je znałam.
-JUSTIN! TO TWOJA PIOSENKA!!!- pisnęłam głośniej, niż się spodziewałam, a każdy spojrzał na mnie zszokowany. Dawno nie widzieli mnie tak radosnej, jak teraz. Zaczęłam klaskać razem z chórem i kiwać się lekko w rytm melodii
-Die in your arms...- zanuciłam, wstając na równe nogi i podchodząc do wieży. Pogłośniłam utwór i kiedy zobaczyłam, że przyjaciele dołączyli się do mnie, zaczęłam tańczyć, całkowicie zatracając się w piosence. Wreszcie sam Justin do nas dołączył, śpiewając na żywo tekst. Był niesamowity, a żyły, które wyszły na jego szyi spowodowały, że chciałam siąść i patrzeć na niego, jak na najdroższą rzeźbę świata.
-To było naprawdę dobre.- przyznał zdumiony Ian, przyciszając lekko sprzęt. -Premiera za tydzień?- Justin grzecznie przytaknął i spojrzał w moim kierunku.
-Potrzebuję jakiejś ładnej dziewczyny do teledysku.- uniosłam brew, nie wiedząc za bardzo o co mu chodzi. -No chcę, żebyś wystąpiła w teledysku, głuptasie.- stuknął czubek mojego nosa i się roześmiał. Do niego dołączyli znajomi, a ja patrzyłam na nich, jak na idiotów.
-Za dużo wypiliście, koniec imprezy.- wyłączam całkowicie  sprzęt i chwytam szybko rękę Justina, by zyskać jego uwagę.
-Poodprowadzaj towarzystwo. Ja posprzątam.- odgarnęłam włosy za ucho i rozejrzałam się dookoła. Chwyciłam za kosz i w ślimaczym tempie zaczęłam zbierać puszki po piwach. Każdy papierek czy niedojedzona przekąska lądowała w koszu. Wreszcie obok zjawił się Justin i pomógł doprowadzić mieszkanie do dobrego stanu. Uśmiechnęłam się triumfalnie, podwijając rękawy i przeplatając ręce na piersi.
-Claudia..-usłyszałam wystraszony głos Justina, więc spojrzałam w jego kierunku. Szatyn natomiast wzrok wlepiony miał w nadgarstki, które nieświadomie odsłoniłam.
-Cholera!- przeklęłam pod nosem, błyskawicznie zsuwając materiał na swoje miejsce. Justin jednak złapał moją dłoń i przysunął do siebie. Chciałam ją wyrwać, ale ścisk był za mocny. -Puść mnie, Justin. To boli.
-A to cię nie boli!?- warknął, patrząc na bordowo-czerwone rany na nadgarstkach. -Jak możesz to robić?!- lustrował mnie z bólem w oczach. -Dlaczego nie powiesz, że masz problem, z którym sobie nie radzisz?!
-Bo nie masz czasu. Masz sławę, to na tym powinieneś się skupiać, nie na mnie. Nie na tych pierdolonych kreskach.- wykrzyczałam i ostatkami sił wyszarpałam rękę. Odwróciłam się na pięcie i czując, jak łzy spływają po policzkach wybiegłam z mieszkania. Kompletnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Targały mną łzy i roztargnienie, więc weszłam do windy i wybrałam parter, by móc ochłonąć na zewnątrz. Ostatecznie, kiedy dostrzegłam, że Justin wyszedł za mną z mieszkania, zatrzymałam się między jednym, a drugim piętrem. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Miałam dość. Dlaczego doprowadziłam do tego, aby się ktokolwiek dowiedział? Wyzywałam się w myślach, kiedy zorientowałam się, że winda ruszyła a następnie po paru sekundach znów się zatrzymała. Moim oczom ukazał się zdyszany Justin z wybałuszonymi oczami, przerażony całą sytuacją.
-Odejdź.- wybełkotałam i zwinęłam się w jeszcze mniejszą kulkę. Bieber wbiegł do środka, padł na kolana i przytulił do siebie tak szczelnie, że nie mogłam złapać tchu. Wtedy płacz zamienił się w ryk, z którego nie mogłam się otrząsnąć.
-Sh...Sh...-próbował mnie uspokoić, ale to nie skutkowało. Jedyne, o czym znowu myślałam, to o nalezieniu się w swoim domu i zrobienie kolejnych kresek. Poczułam, że unoszę się do góry, przez co momentalnie objęłam go mocno wokół klatki piersiowej.
-To mi się podoba.- powiedział czule, obejmując mnie ramionami. Mogłam w nich umrzeć. Czułam się tu najbezpieczniej. Wróciliśmy do mieszkania, gdzie wszyscy już spali. Justin zaniósł mnie do ostatniej sypialni na końcu korytarza. Pomieszczenie było w odcieniach brązu i kremu. Ciepły, przytulny pokój ozdobiony był obrazami, fotografiami i paroma kwiatami. Mężczyzna usadził mnie na łóżku i troskliwie spojrzał w oczy.
-Tego tematu nie skończyliśmy.- otarł opuszkiem palców ostatnią kroplę łez, a następnie zniknął za drzwiami do łazienki, tak sądzę. Miałam chwilę dla siebie, aby troszkę się otrząsnąć i uspokoić. To było silniejsze ode mnie, bo nadal płakałam, mimo swojej woli. Wrócił z apteczką w ręce i delikatnie złapał za rękę.
-Co robisz?- szepnęłam zapłakanym głosem, a on nic nie mówiąc podwinął materiał i przyjrzał się ranom.
-Kiedy ostatni raz to zrobiłaś?- chciałam mu powiedzieć to wszystko, przez co ja przechodzę od trzech miesięcy, ale nie mogłam tego zrobić. Justin zrobiłby wojnę, a ja straciłabym rodzinę. Z tym bym się nie pogodziła. -Claudia.. Powiedz.
-Wczoraj.- powiedziałam cicho, spuszczając wzrok w dół, by nie czuć jego palącego spojrzenia.
-Jaki jest powód?- nie dawał za wygraną. Wiedział, że ja prędzej czy później mu o tym powiem, dlatego nie zwlekając zaczęłam opowiadać.
-Pamiętasz, jak powiedziałam ci pierwszy raz, że szef wziął mnie na zaplecze, żeby sprzątać i takie tam?- Justin w tym czasie zajął się opatrywaniem ran i owijaniem ich bandażem. Kiedy skończył przysunęłam się do oparcia łóżka i poklepałam na miejsce obok. Bieber położył się obok i nadal trzymając moją rękę w uścisku słuchał uważnie tego, co mam do powiedzenia. -Więc wtedy po raz pierwszy zaprowadził mnie do podziemi. Wiedziałeś, że macie klub nocny?- przerwałam, ale nawet nie dałam mu odpowiedzieć. -I od tamtej pory jestem kurwą za psie pieniądze.- nakleiłam sztuczny uśmiech na twarz i zerknęłam na mężczyznę, obserwując jego reakcję.
-Zmusił cię?- spytał, ale nie byłam pewna, czy mówił to do mnie, czy do siebie. -Zmusił i zagroził, że zrobi coś twojej rodzinie?- słyszałam, jak jad tryska z jego głosu. -Nie wrócisz tam już nigdy. Nie pozwolę ci na to.- wydukał, a ja patrzyłam na niego oniemiała.
-Skąd to wiesz?
-A jak myślisz, dlaczego zabraniałem ci tutaj pracować. Bałem się, że cię tam weźmie. Oczywiści nie każda szła do burdelu, bo niektóre zostawiał z nami. Myślałem, że ciebie zostawił, skoro tak często bywałaś przy barze...- przerwał, intensywnie nad czymś myśląc. -Kazał ci wracać do tej roboty przy blacie?
-Nie, to robiłam już od siebie. Nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, ze się puszczam. To jest najgorsza rzecz, jaka mi się przytrafiła w życiu, Justin. Naprawdę nie daję już rady. Jedyne o czym myślę, to o pozbawieniu się życia, bo to nie ma sensu..
-EJ!- przerwał mi i chwytając za ramiona zmusił, abym odwróciła się w jego stronę. -Obiecaj mi, że nigdy więcej się nie potniesz. Pomogę ci, zobaczysz. Wyjdziesz na prostą.- znów mnie przytulił, a ja westchnęłam ciężko, czując ulgę. Wygadanie się to był zdecydowanie najlepszy lek na moją depresję.
-Postaram się Justin, ale nie obiecuję.- pokiwałam głową, obejmując go mocniej. -A ty obiecaj mi, że nie skupisz się tylko na moich problemach, bo przepraszam, ale za sześć dni wychodzi twój album do cholery! Będziesz sławny!- zawołałam, całkowicie zmieniając temat.
-Nie obiecuję.- odgarnął mi kosmyk włosa za ucho, obserwując usta. -Ale obiecuję, że na pewno będę z tobą, mimo tego całego szumu, jaki mnie teraz otacza. Masz mnie, Claudia. Pamiętaj o tym.- cmoknął mnie w skroń i znów przysunął do siebie, abym mogła położyć głowę na jego torsie. Zamknęłam oczy i oboje osunęliśmy się w dół, aby iść spać.

~***~ 

Dochodziła piąta, więc to czas, kiedy miałam zbierać się do pracy. Kiedy kierowałam się do łazienki, usłyszałam dzwonek do drzwi. Ruszyłam je otworzyć i zobaczyłam w nich Justina z różą i czekoladkami z Lindor - mojej ulubionej firmy cukierniczej.
-Te ciuchy- wskazał podbródkiem na ubrania, które trzymałam w ręku- o na randkę ze mną? Oh, shawty, olśniewająco wyglądasz nawet w zapaskudzonych dresach.- zaśmiał się i wszedł do środka, wręczając mi prezent. -Ubieraj się, wychodzimy.
-Justin, ale..
-Jesteś zwolniona, powiedziałem ubieraj się, o wychodzimy.- klepnął mnie lekko w dół pleców i popchnął w stronę pokoju. Wstawiłam do wazonu kwiatka, a na szafkę położyłam bombonierkę. Wybrałam inne ciuchy i po dziesięciu minutach byłam gotowa. Dopiero teraz dostrzegłam, jak Justin był ubrany. Kamizelka w czerwono-białą kratę, biały t-shirt, kapelusz i czarne spodnie Wyglądał nieziemsko.
-Wyglądałabyś lepiej, gdybyś zgrubła.- skrzywił się, widząc luźne spodnie.
-Potrzebuję zakupów, to wszystko.
-I tak jesteś za chuda.- westchnął i otworzył przede mną drzwi. Wyszliśmy razem, nie ignorując nikogo, a ja na samą myśl, że nie muszę iść do pracy miałam milion myśli. Z jednej strony cieszyłam się jak dziecko, a z drugiej niesamowicie się bałam. A co, jeśli Paul serio zrobi coś moim bliskim?
Wsiedliśmy do samochodu Justina i ruszyliśmy. Co pewien czas zerkałam w stronę Biebera i nie mogłam uwierzyć, w jak bliskich jesteśmy relacjach. Nawet z dziewczynami tak nie rozmawiałam. Swoją drogą wiele się zmieniło. Mijamy się w mieszkaniu, słucham ich opowiadań o wspaniałych randkach z facetami i o tym, jak kochają swoich chłopaków. Oczywiście, że cieszyłam się ich szczęściem, ale to nie było to samo. Kiedy pytały, co u mnie, odpowiedź była wciąż ta sama: "Dobrze" i temat był zamykany, mimo wielu prób przyjaciółek.
-Jesteśmy.- klasnął w ręce, wyrywając mnie z myśli. Uśmiechnęłam się lekko i odpięłam pas. Wysiedliśmy z samochodu i zaczęliśmy podążać po Central Parku. W godzinach popołudniowych jest tutaj najwięcej ludzi, przez co musieliśmy się nieźle przepychać, aby dotrzeć nad most. Wcześniej jednak kupiliśmy obwarzanki i kiedy już byliśmy na miejscu, zaczęliśmy karmić pływające tam zwierzątka.
-Muszę ci się do czegoś przyznać.- zaczął niepewnie Justin, a ja uniosłam pytająco brew, spoglądając w jego stronę. Był bardzo zdenerwowany i chyba nigdy jeszcze go nie widziałam w takim stanie. Co, do cholery, się dzieje?
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Witam misie! ♥ Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale miałam pełno spraw na głowie i całkowicie nie mogłam znaleźć chwili na napisanie rozdziału. Mam nadzieję, że mimo wszystko Wam odpowiada rozdział i już nie możecie się doczekać kolejnego! :> Ha! Wierzę w to, tymczasem łapcie coś nowego i starego. PAMIĘTAJCIE O WATTPAD!!! Przepraszam, jeśli pojawią się jakieś błędy, ale naprawę nie mam czasu ich poprawiać nawet. :( Buziaki, do next. ♥

środa, 20 maja 2015

Chapter 12.


"Lubimy wracać w miejsca, gdzie spotkało nas coś dobrego, gdzie spotkaliśmy kogoś ważnego dla nas. Lubimy te powroty, bo stale mamy nadzieję, że ktoś lub coś jeszcze na nas czeka."
*muzyka w tle, kliknij na gif!* 

~***~
Wreszcie wraca Justin. Stęskniłam się jak diabli! Nie było go dwa miesiące. Na ten okres przeniósł się do Los Angeles, by móc rozwijać swoją karierę. Praca szła pełną parą. Mężczyzna przygotował już jeden album, który premierę będzie miał za tydzień. Na dodatek w między czasie dawał wiele darmowych koncertów, byleby zyskać jakikolwiek rozgłos. Udało się. Śledziłam go na internecie, a jego filmiki są jednymi z najpopularniejszych w serwisie YouTube. Mój kochany przyjaciel spełnia marzenia i jestem z tego cholernie dumna!
A ja? Hm.. Moje życie wygląda ciągle tak samo. Jeżdżę do klubu, Paul wstrzykuje mi jakieś gówno, po którym jest mi wszystko jedno i tak leci. Zamknęłam się w sobie. Nie rozmawiam z nikim, prócz Justinem. On również nie wie, co robię. Łatwiej było mi uciekać przed dziewczynami, kiedy przychodziły do klubu. Są za ładne, aby siedziały przy moim boku. Faceci pchali się do nich, ciągle wyciągając na parkiet. Problem z głowy!
-Claudia, mama dzwoni!- usłyszałam Andżelikę i w mgnieniu oka zeskoczyłam z łóżka. Kolejna osoba, którą nie odtrącam to ona. Zapewne dziewczyny zdążyły ją poinformować o moim "dziwnym" (jak one to określiły) zachowaniu. Złapałam telefon stacjonarny i wróciłam do pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam przyjemne westchnienie. Kobieta wiedziała już, że jestem przy telefonie. Dawno nie rozmawiałyśmy, przez co obie się stęskniłyśmy.
-Cześć mamuś!- rzuciłam radośnie i usiadłam na brzegu łóżka, wpatrując się w panoramę Brooklynu rozpływającą się przed oknem.
-Kochanie- przerwała na chwile, chcąc dobrze dobrać słowa. -martwimy się o ciebie.- kontynuowała już trochę przestraszona. Wstrzymałam oddech, próbując przygotować jakąś normalną wypowiedź. I kiedy byłam gotowa odpowiedzieć, mama mnie wyprzedziła. -I nie, nie chodzi mi tu o tęsknotę.- wyjęła mi to prosto z ust.
-Radzę sobie. Naprawdę. Wszystko jest w należytym porządku! Pracuję i cieszę się tym, że wreszcie jestem w miejscu, o którym marzyłam od dziecka.- pomijając fakt, że sprzedaję swoją dupę każdej nocy i jestem pod wpływem jakiś narkotyków, to tak. Wszystko jest w porządku.
-Na pewno?- kto, jak kto, ale dziecko nigdy nie potrafi oszukać własnego rodzica. Mama nie była z tych, którzy olewają problemy dorosłych pociech. Dziecko, to dziecko. Zawsze będzie się o nie martwić.
-Gwarantuję ci, mamuś. Prześlemy z dziewczynami kartki i parę zdjęć.- zmieniłam temat, bo wiedziałam, że tą strategią odciągnę ją od zadawania pytań na temat pracy. Wiedziała, gdzie pracuję, ale mogłaby snuć jakieś domysły. A nie daj Boże, mogłaby się domyślić...
-To wspaniały pomysł!- zawołała radośnie, a ja westchnęłam z ulgą słysząc, jak drastycznie zmienił jej się humor. -Może was odwiedzimy niebawem.- przygryzłam wargę próbując uspokoić swój głupiutki uśmiech.
-Drzwi zawsze otwarte, daj znać, przyjadę na lotnisko.
-Masz już samochód?- spytała od razu. Zaprzeczyłam i wyjaśniłam, jak wygląda życie tutaj i że nie tak łatwo jest zarobić na wszystko to, co się chce. Oszczędzam, to fakt, ale nadal nie starcza mi na auto, o którym marzę.
-Dziecko.. Kup coś, co jeździ bezpiecznie i jest sprawne, a nie jakieś cacko, które może cię zabić.- westchnęła, a ja wywróciłam oczami, kiedy usłyszałam komentarz z jej strony. Co, jak co, mamo, ale jeśli chodzi o moje marzenia, to je spełniam i nie zastępuję ich bardziej realnymi rzeczami.
-Wiem, co robię, spokojnie.- zachichotałam i chwilę jeszcze pogawędziłam o tym, co u nich. Dowiedziałam się, że Daniel- mój osiem lat młodszy brat zaczął się uczyć, babcia dogaduje się z dziadkiem i razem pielęgnują ogródek, który "zbudowali" kiedy wyjeżdżałam. Po około 20 minutach skończyłam rozmowę z mamą i położyłam się na łóżku. Nie obeszło się bez łez. Obie zaczęłyśmy mówić o tęsknocie, a mi zrobiło się jeszcze smutniej na wspomnienie beztroskiego życia, jakie prowadziłam mieszkając w Polsce. Cholera, to było życie...

~***~

Hala przylotów była przepełniona ludźmi, którzy czekali na swoich bliskich. Lot się opóźnił, dlatego mają drobne spóźnienie. Niecierpliwiłam się. Minęły dwa miesiące odkąd się z nim nie widziałam. Bałam się, że mógł zapomnieć o mnie albo co gorsza, nie chce już mnie widzieć. Samolot wylądował, a ja przeskakując z nogi na nogę wypatrywałam Biebera. Wreszcie usłyszałam kilka komentarzy padających wokół: 'To ten, co się ostatnio tak wybił? Widziałam go w TV', 'Patrz, to ten Justin Bieber, co za tydzień wypuszcza swoją pierwszą płytę. Chłopak już jest sławny.'.
Cholera, tyle osób go już spostrzegło, a ja nadal nie widziałam szatyna. Zaczęłam więc przedzierać się przez tłum i dostrzegłam, że rozdawał autografy. Kiedy jednak mnie dostrzegł rzucił kolejnym zdjęciem i długopisem i zaczął biec w moją stronę. Wreszcie utonęłam w jego ramionach i zacisnęłam oczy, próbując się nie rozpłakać. Dziewczyny, które oczekiwały podpisów i fotek musiały niestety chwilę poczekać. Trwaliśmy w uścisku przez dobre dziesięć minut nie mówiąc nic.
-Strasznie schudłaś.
-Dzięki, ja też tęskniłam!- rzuciłam ironicznie i spiorunowałam go wzrokiem, odsuwając się na odległość ramion.
-Jesteś zdrowa?- lustrował mnie od stóp do głów, naprawdę przejęty moim wyglądem. Cóż, wcześniej moim rozmiarem było 38, teraz jest nim 34. Schudłam, ale zawsze chciałam mieć taki rozmiar. Czuję się dobrze.
-Tak, jestem zdrowa, a teraz mnie przytul, bo naprawdę tęskniłam!- wyciągnęłam w jego stronę ręce, a on znowu mnie objął, tym razem delikatniej, jakby bał się, że mnie złamie.
-Ja też tęskniłem..- szepnął do ucha, gładząc mnie po włosach. -Ja też..- oparł głowę w zgięciu szyi. Denerwowały mnie spojrzenia i szepty dziewczyn stojących z boku. Wiedziałam, że Justin prawdopodobnie jest ich obiektem westchnień, bo jest przystojny, seksowny i utalentowany, ale to nie oznacza, że nie pozwolą mu się przywitać z przyjaciółką. Byłam tu pierwsza, najpierw ja!
Dopiero po dziesięciu minutach Justin poświęcił chwilę dla dziewczyn. Zrobił sobie z nimi zdjęcia, rozdał autografy i zamienił parę słów. Nastolatki usatysfakcjonowane jak nigdy odeszły, ciągle piszcząc i pokazując sobie nawzajem podarunki od Biebera.
-Dawno się to zaczęło?- wskazałam na tłum odchodzący od nas, a on wzruszył skromnie ramionami.
-Miesiąc już tak mam.- westchnął, pocierając się po karku. Przez naszą krótką znajomość zorientowałam się, że zawsze tak robi, kiedy jest zdenerwowany.
-Woah!- klepnęłam go w ramię i poczułam, że również pracował nad kondycją.
-No co?- zaśmiał się widząc mój wyraz twarzy. -Dziewczyny muszą mieć mokro, jak mnie zobaczą bez koszulki.- poruszał jednoznacznie brwiami, a ja zachichotałam kręcąc z dezaprobatą głową. Wsiedliśmy do auta Justina, którym posługiwałam się przez jego nieobecność. Bieber przyznał, że nie potrafiłby zostawić swojego oczka w głowie na pastwę losu, dlatego stwierdził, iż będę odpowiednią osobą, która może się nim zająć.
-Claudia..- wyrwał mnie z myśli i spojrzał prosto w oczy, zapinając pas.
-Huh?
-Jest jakiś problem, o którym chciałabyś pogadać?- wiedziałam, że ma szczere intencję. Jednak w głowie błąkało się setki myśli, które naprowadzały mnie na przypuszczenie, iż dziewczyny poinformowały go o moim dziwacznym zachowaniu i kazały ze mną porozmawiać.
-Co? Hah, niee. Wszystko w porządku.- wysiliłam się na najszczerszy uśmiech, na jaki mnie stać i również zapięłam swój pas. Justin odchrząknął tylko, poprawiając fryzurę i uruchomił silnik. Resztę drogi słuchałam o opowieściach Biebera. Poznał wielu wpływowych ludzi, spotykał w studiu różne sławy i miał możliwość porozmawiania z niektórymi z nich.
-Rozumiesz! BEYONCE! RIHANNA! W tym samym studiu! To jak wygrać bilet do raju.- przyznał zafascynowany wspomnieniami, patrząc z pięknym uśmiechem na twarzy przed siebie. Pozwoliłam sobie przyjrzeć mu się uważnie. Słuchałam wszystkiego, co mówił, ale jednak moje myśli kłębiły się wokół kolejnego tatuażu, który zrobił sobie za uchem.
-Cierpliwość?- przerwałam w pewnym momencie, po raz setny czytając napis wytatuowany w pionie. Przez chwilę nie odzywał się, bo prawdopodobnie nie zrozumiał o co mi chodzi, ale kiedy spostrzegł, w którą stronę się patrzę, rozbrzmiało głośne "aaaa" i momentalnie się uśmiechnął.
-Tak. Cierpliwość jest moim priorytetem.- usta wygięły się w górę, przez co sama się uśmiechnęłam. -Spójrz: wiele lat czekałem na tą chwilę. Ale się nie poddawałem i byłem cierpliwy. Daleko mnie ona doprowadziła.- kiedy wypowiedział te słowa wjechaliśmy na Manhattan. Pierwszy raz jedziemy do niego, więc uważnie przyglądałam się otoczeniu, próbując na wszelki wypadek zapamiętać trasę. Wreszcie chłopak stanął przed jednym z wieżowców i zgasił silnik.
-Jesteśmy.- uśmiechnął się energicznie w moją stronę, naprawdę podekscytowany tym, że wrócił do domu. Pomogłam mu z bagażem i razem weszliśmy do środka. Skierowaliśmy się do winy, a chłopak wcisnął "5". Drzwi się zasunęły, a my mknęliśmy na piąte piętro. Po pięciu minutach weszliśmy do mieszkania Justina, które było dość inspirująco wykonane. Wszystko w stonowanych kolorach powodowało u mnie spokój.
-Pięknie tu.- przyznałam, rozglądając się dookoła i przyglądając obrazom oraz fotografiom na ścianach. Wreszcie zawitaliśmy w ogromnym, szarym, zrobiony w większości z kamienia salonie. Justin nie wyglądał na biednego i rozumiem dlaczego dorabiał. Aby urządzić tak mieszkanie trzeba naprawdę dużo pieniędzy.
-Rozgość się.- rzucił walizki przy sofie i zdjął czapkę z głowy. -Chcesz coś do picia?- przewiesił okulary przeciwsłoneczne przez koszulkę i zerknął w moją stronę.
-Ehem. Wodę poproszę.- uśmiechnęłam się słabo w jego stronę, bo wiedziałam, co zaraz powie.
-No taaa, przecież cola ma tyle kalorii, że przez miesiąc potem nic nie zjesz.- wywrócił poirytowany oczami i mimo wszystko wlał wodę do szklanki i mi ją podał. -Dzisiaj wolne?- przytaknęłam, upijając łyk, aby susza z moich ust zniknęła. Justin usiadł blisko mnie i popijając piwo spojrzał przed siebie. -Kurwa, nawet nie wiesz, jak bardzo tęskniłem za Tobą i za Nowym Jorkiem.- odstawił butelkę na blat szklanego stolika i spojrzał pewnie w moją stronę. -Chodź tu.- poklepał kolana a ja uniosłam zaskoczona brew.
-Bieber, dobrze się czujesz?- zaśmiałam się, dalej patrząc na niego jak na kretyna. -I co jeszcze?
-No choodź, patyczaku! Stęskniłem się!- złapał mnie w talii i siłą usadził na kolanach. Zachichotałam, kiedy nagle poczułam, że uścisk się nasila, a chłopak mocno wtula się w moje plecy. Westchnęłam cicho, łapiąc jego dłonie i również ściskając.
-Też tęskniłam, ale nie podoba mi się to, że przytulasz się do moich pleców!- zeskoczyłam z kolan, kiedy poczułam lżejszy uścisk. Wywróciłam oczami na widok smutnej twarzy Justina i wyciągnęłam nogi na jego uda. Nie wiem, ile tak siedzieliśmy, ale ciągle chciałam słuchać szatyna o jego podbojach w LA. Wreszcie postanowił podzielić się ze mną zdjęciami, które zrobił, kiedy był w Hollywood. Patrzyłam na jego radosną twarzyczkę z uśmiechem na swojej twarzy. Każda fotografia miała swoją przygodę, która warta była wysłuchania. Śmiałam się, kiedy wspomniał o tym, że ugrzęźli w błocie, kiedy zwiedzali miasto i musieli wypychać je na wierzch, aż sami wpadli w nie i byli cali brudni.
-Zabiorę cię kiedyś na plażę w LA. Są niesamowite i dosłownie takie, jak w filmach.- westchnął, wskazując palcem na piękny, złoty piasek tuż pod jego bosymi stopami. -Obiecuję.- powiedział cicho i znów zaczął skakać po następnych zdjęciach.

~***~

-Cieszę się, że wróciłeś, ale muszę już spadać do domu. Dziewczyny będą się martwić.- najlepsza wymówka, jaka wypłynęła z moich ust. Wstałam z kanapy, a Justin w ostatniej chwili złapał mnie za rękę.
-Cóż, wydaje mi się- przerwał, spoglądając za mnie -że nie będą miały nic przeciwko.- zaśmiał się, kiedy ja podążyłam za nim wzrokiem i zobaczyłam przyjaciółki z plecakami i towarzyszami. No pięknie! Piżama party?!
-Hahaha żartujesz sobie?- spojrzałam z niedowierzaniem w stronę chłopaka, który tylko wzruszył ramionami.
-Przynajmniej możemy się porządnie napić.- wzruszył przepraszająco ramionami i odebrał od Alex plecak, gdzie prawdopodobnie były moje rzeczy. Nie myliłam się. Od razu Justin wręczył mi go, a ja uniosłam zaskoczona brew, przygryzając wargę, aby nie powiedzieć zbyt dużo. Uduszę je...
Chociaż na chwilę zapomniałam o tym gównie, za co dziękuję Justinowi. Znowu to zrobił. Wrócił, a moje życie przez chwilę było normalne. Oczywiście, że myślałam o dniu następnym i o kolejnych klientach, ale nie zwracałam uwagi na to właśnie teraz. Byłam szczęśliwa. Wrócił...
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Witam misie! ♥ Oto przybywam do Was z nowym rozdziałem, bez sprawdzania, na szybkiego, bo się śpieszę! Odpowiadajcie w ankietach, komentujcie, bo mi na tym strasznie zależy i polecajcie bloga dalej, jesli naprawdę go lubicie. Czekam na komy, pamiętajcie, że je czytam! Buziaki, Claudia ♥

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

środa, 13 maja 2015

Chapter 11.

"Masochizmem pielęgnujesz depresję. I po co?"
~***~
Stałam przed drzwiami czekając, aż Justin wyjdzie z łazienki. Przeskakiwałam z nogi na nogę niecierpliwiąc się jeszcze bardziej. Może to nie było zniecierpliwienie, a chęć zmycia brudu ostatniej nocy? Cóż, znowu dałam dupy i nic na to nie mogę poradzić. Możesz to rzucić! Oh, czyżby? Gdyby była taka możliwość, to już dawno bym to zrobiła. I tak ci nic nie zrobi, chce cię tylko nastraszyć. Wolę jednak nie ryzykować. Kiedy prowadziłam wewnętrzny dialog, drzwi do łazienki się otworzyły, a moje policzka uderzył przyjemny, ciepły powiew wiaterku. Odwróciłam się więc w ich stronę i dostrzegłam Justina z mokrymi, rozmierzwionymi włosami. Na jego twarzy powoli witał kuszący, seksowny uśmiech. O cholera, ale on jest seksowny.
-Wolna.- wskazał kciukiem na pomieszczenie za jego plecami. Posłałam mu lekko skrępowane spojrzenie i minęłam go, delikatnie muskając ramieniem jego ciało. -Mogę ci umyć plecki, jak chcesz.- dodał cicho, by nie obudzić lokatorów. Cóż, kuszące, ale nie. Weszłam do łazienki, zamknęłam drzwi i zrzuciłam wszystkie ciuchy, jakie na sobie miałam. Chwilę potem stałam już w wannie, zasuwając zasłonkę i otulając ciało gorącą wodą. Ah.. Wreszcie rozkosz...
Po piętnastu minutach zawitałam w pokoju, gdzie na łóżku leżał Justin.
-Eghem, pomieszczenia ci się pomyliły!- odchrząknęłam, unosząc zaskoczona jedną brew do góry. Ten tylko przesunął się na jedną połowę materacu i poklepał na zwolnione miejsce. -Chyba sobie kpisz!- zawołałam oburzona, ruszając stanowczo w stronę łóżka. Misja: Zepchnąć go z niego. Padłam na materac i z całych sił próbowałam go zrzucić. Pchałam nogami, rękami, głową i całym tułowiem, ale na marne. Był za silny.
-Oh!- padłam twarzą na poduszkę. -Poddaję się.- wiedziałam, że jestem w stanie wygrać tą walkę, ale nie, kiedy nie jadłam od paru dni tak, jak trzeba.
-Wygrałem.- jego usta znajdowały się tak blisko mojego ucha, że aż przebiegł po plecach dreszczyk. -Dobranoc shawty.- dodał, okrywając mnie kołdrą. Obserwowałam, jak sam zsuwa się na poduszkę i odwraca się w przeciwną stronę, aby nie czuć tego skrępowania, które już i tak tutaj panowało. Westchnęła ciężko i również odwróciłam się do niego plecami. Ciężki dzień już za mną. Ciesząc się, że zasypiam u boku Justina nawet przez chwilę nie myślałam o wszystkich rzeczach, jakie robił mi ostatni klient. Po prostu zasnęłam, jakby tych złych chwil nie było, jakby odeszły.

-Pobudka śpiochu.- poczułam dłonie, które oplatają moją talię i przysuwają do siebie. Moje źrenice od razu się rozszerzyły, mimo, że wiedziałam, iż Justin robi sobie tylko żarty.
-Nie śpię.- burknęłam, nakrywając na twarz kołdrę. Szatyn jednak odrzucił ją, aby móc na mnie spojrzeć.
-Widzę.- zaśmiał się i zmierzwił moje włosy. Jego dłonie gdzieś zniknęły, a zaraz potem usłyszałam otwieranie okien i głośne westchnięcie. Przerzuciłam swoje ciało na drugą stronę i przyglądałam się umięśnionej sylwetce Biebera. Nie dość, że jego ręce były w tatuażach, to jeszcze pojedyncze malunki znajdowały się na plecach, klatce piersiowej i w okolicach szyi. Nieśmiały uśmiech zawitał na mojej twarzy, a kiedy szatyn odwrócił się w moją stronę na polika wpełzły rumieńce. Zawstydzona tym, że mu się tak przyglądam, zakryłam twarzy jeszcze bardziej i chciałam zapaść się pod ziemię. Chryste, co się ze mną dzieje...
-Dobra, królewno, wstajemy. Tak piękny dzień nie może się zmarnować.- klasnął w dłonie i podszedł do łóżka. Nagle poczułam, że unosi mnie do góry.
-NIE!NIE!NIE!- zaczęłam krzyczeć i szarpać się we wszystkie strony. Nienawidzę, jak ktoś mnie nosi na rękach. Czuję się jeszcze grubsza, niż w rzeczywistości jestem. Błagałam Boga, aby ustawił mnie na ziemi, ale niestety, Justin zaczął nieść mnie do kuchni. O nie, jedzenie...
-A teraz grzecznie usiądź, a ja zrobię nam śniadanie.- mruknął, sadzając mnie na jednym z krzeseł barowych. Uniosłam brew, zaskoczona jego gestem, ale mimo wszystko postanowiłam mu się przyglądać.
-Lubisz gotować?- spytałam, kiedy Justin wyciągnął z lodówki plastry bekonu, jajka, pomidory i white pudding. Typowe angielskie śniadanie.
-Tak...- przerwał, pocierając brodę. Skupił swój wzrok w jednym punkcie, a potem wstawił wodę. -Jaką herbatę sobie pani życzy?
-Zieloną.- uśmiechnęłam się grzecznie w stronę mężczyzny i przyglądałam się, jak zwinnie obsmaża bekon na patelce razem z jajkami. Pomidory pokroił w ćwiarteczki i ukroił po dwa plastry white pudding'u. Usłyszałam stukot obcasów. Zaraz, zaraz. Która godzina?
-Dopiero ósma!?- zawołałam zszokowana, a on entuzjastycznie pokiwał głową. -Dlaczego obudziłeś mnie tak wcześnie?!
-Jak już wspominałem, jest piękny dzień i szkoda, aby się marnował.- i w tym samym momencie podsunął pod moją głowę talerz z gotowym posiłkiem. Do kuchni zawitała Andżela, która gotowa była już na swoją zmianę. Kiedy spostrzegła Justina, do tego tak skąpo ubranego, najpierw była zszokowana, ale zaraz na miejsce tych emocji weszło podekscytowanie. Posłała mi jednoznaczne spojrzenie i z cwaniackim uśmiechem na twarzy podeszła do dzbanka soku pomarańczowego. Przywitała się z nami i nic nie mówiła, próbując utrzymać wzrok z dala od Biebera. To było naprawdę trudne, tym bardziej, że jego ciało jest niesamowicie seksowne.
-Wracam o piątej.- rzuciła na pożegnanie i złapała żakiet. Uśmiechnęła się po raz ostatni w naszym kierunku, a potem zniknęła. Trzask drzwi oznaczał, że właśnie wyszła, jednoznaczne z tym, że również jesteśmy sami.
-Boże, to wygląda pysznie, ale.. - przerwałam niepewnie, kiedy szatyn usiadł obok. -Nie jestem głodna.- powiedziałam wolno, aby podkreślić swoje stanowisko. Zmarszczył brwi, zdenerwowany tą informacją i złapał za mój widelec. Nabił na niego kawałek pomidora i skierował go w stronę mojej buzi.
-Co ty robisz?!- zawołałam zaskoczona, zamykając szczelnie usta, aby nie mógł mi tam tego wsadzić. Jak Boga kocham, jeśli tylko coś zjem, zaraz pójdę to zwrócić.
-Jedz!- warknął, próbując na wszystkie sposoby, aby otworzyć moją buzię. Jestem zbyt stanowcza, aby mu się to udało. -Claudia, proszę..- jego głos złagodniał, a oczy stały się smutniejsze. -Odkąd się poznaliśmy, strasznie schudłaś.- przyznał, znów obserwując moje usta i czekając na odpowiedni moment. Czułam się okropnie, kiedy tak mi się przyglądał. Wiedziałam, że nie odpuści i sam też nie zje, a potem śniadanie będzie zimne... Wzięłam od niego ten cholerny widelec i wetknęłam kawałek pomidora, wolno go żując. Bieber uśmiechnął się triumfalnie i zajął się swoją porcją. Nie minęło dziesięć minut, kiedy jego talerz był już pusty. Mój zaś przeciwnie - pełny.
-Kurwa, miałaś jeść.- krzyknął, znów wyrywając mi widelec z ręki i nabijając trochę bekonu. Nie, nie zniosę więcej. Nim się obejrzałam mój żołądek wywrócił parę fikołków i chwilę potem już byłam w łazience i zwracałam to, co było w nim, czyli prawie nic. Justin przyszedł zaraz za mną, chwytając w rękę włosy, które rozpływały się wokół mojej twarzy. Zmartwiony przykucnął przy mnie i gładził policzek, kiedy torsy się skończyły.
-Nie patrz na to. To obrzydliwe.- otarłam kącik ust i zamknęłam oczy, czując jak zmęczenie zaczyna panować nad moim ciałem.
-Wszystko okej?- i na jego słowa znów zaczęłam wymiotować. Woda, istna woda. Jedyny płyn, jaki w sobie miałam. Jedyny "pokarm", który trawiłam. -Zabieram cię do szpitala.
-O NIE!- wymamrotałam, ledwo przytomna. Ja po prostu chcę iść do łóżka, spać.
-Nie dyskutuj ze mną.- oparłam ciało o chłodne płytki ścienne i zamknęłam oczy, podciągając pod brodę kolana. Odchyliłam głowę do tyłu i ciężko oddychałam.
-Chcę iść spać, Justin.- rzuciłam resztkami sił, a szatyn pośpiesznie podniósł mnie i trzymając w ramionach zaniósł do pokoju. Zasnęłam...

~***~

Obudziłam się i nie dostrzegłam żywej duszy przy boku. Poczułam uderzającą we mnie panikę, jak i uczucie osamotnienia. To wszystko, co dzieje się w klubie mnie przerasta. Nie wiem, jak przeżyję kolejnego klienta. Kolejnego penisa wpychanego między moje nogi. Tam, gdzie miał zawitać "gość honorowy". Jeden, jedyny, a nie setki pierwszych lepszych. Pierwszy raz miał być cudowny: mężczyzna, którego kocham, długi staż, magiczne miejsce i dobry klimat. A co mi teraz z tego? Jestem tanią szmatą, którą przeleci pierwszy lepszy chłop. I co mogę z tym zrobić? Gówno. Totalne gówno, nie życie, o jakim tutaj marzyłam.
Wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Nikogo nie było i szczerze, nie interesowało mnie to. Stojąc przed wanną odkręciłam wodę i weszłam do niej, zasuwając zasłonkę. Usiadłam na chłodnej, porcelanowej wnęce i podciągnęłam kolana pod brodę. Po policzku spłynęły pierwsze łzy słabości. Tak, nie dawałam rady. Zaczęłam krzyczeć, uderzać pięścią o boki wanny i chlapać wodą we wszystkie strony. Nienawidzę swojego życia. Boże, proszę cię, odbierz mi je, bo już nic mi z niego nie zostało.
Znów zaczęłam uderzać się pięścią w udo. Widziałam już kilka sińców, które sobie zrobiłam, ale nie przestawałam. Nadal czułam ból rozrywający mnie od środka. Biłam mocniej i mocniej, ale to nie dawało większego rezultatu. Zakręciłam wodę i nadal siedziałam w wannie, gryząc palce i kołysząc się w tył i w przód. Po policzkach leciała łza za łzą, a ciało trzęsło się z zimna. Wstałam z wanny i podeszłam do szafeczki, która stała obok lustra i umywalki. Wyjęłam z niej maszynkę do golenia i rozwaliłam ją na kawałki. Wzięłam najostrzejszą część i patrząc na swój nadgarstek powoli zaczęłam po nim przejeżdżać. Jedna kropla krwi, druga kropla krwi...

~***~

Dochodziła druga. W domu nadal nikogo nie było, a ja posprzątałam wszystko, co mogłam. Po kilku przecięciach doznałam ulgi. Jakkolwiek to głupio brzmi, tak było. Moje myśli kierowały się na ból nadgarstka, a nie w stronę Manhattan Club. Tak miało być. Umyłam ostatnie okno i w tym samym momencie zadzwonił mój telefon.
-Jak się czujesz?- usłyszałam zmartwiony głos Justina. -Będę za dziesięć minut.
-Dobrze. Drzwi otwarte.- rozłączyłam się i pospiesznie ruszyłam założyć coś, co zakryje rany. Szary, wełniany sweter, jakieś trzy rozmiary większy idealnie pasował. Na nogi założyłam spodnie i postanowiłam jakoś upiąć włosy. Wysuszyłam je i związałam kucyka po boku. Kiedy wyszłam z łazienki drzwi do mieszkania się otworzyły. Stał w nich uśmiechnięty od ucha do ucha Justin, trzymający jakąś reklamówkę. Kiedy mnie zobaczył, lekko spoważniał i przejechał wzrokiem po mojej sylwetce?
-Nie zimno ci?- spytał sarkastycznie i odstawił torbę na komodę.
-Właśnie zimno.- przyznałam, naciągając jeszcze bardziej tkaninę na ręce. -Co to?- wskazałam palcem w stronę pakunku, który tu przyniósł.
-Leki i jakieś lekkie jedzenie, jak suchary.- wzruszył ramionami, a przez serce przepłynęła fala ciepła. To miłe z jego strony, że zrobił zakupy i to dla mnie, ale nie musiał. Wszystko gra. -Jak się czujesz?- udaliśmy się do salonu, a ja wzruszając ramionami usiadłam na kanapie.
-Dobrze.
-Jadłaś coś?- wyczytując po wyrazie twarzy prychnął, przeczesując ze zdenerwowania włosy. -Błagam cię, musisz coś zjeść, bo umrzesz z głodu.- jego oczy były pełne bólu. Czemu się tak martwi, jeju... Może sęk w tym, że chcę umrzeć?

Kiedy zjadłam dwa suchary i popiłam je gorzką herbatą, postanowiliśmy wyjść na miasto. Słońce świeciło wysoko na niebie, otulając twarz każdego nowojorczyka. Ludzie wokół żwawo dyskutowali na różne tematy, niekiedy nie rozumiałam, co mówili, bo byli z innych krajów. Spojrzenia, które mi posyłali nie były przyjemne. Patrzyli, jak na kretynkę, która ubrała się jak w zimę, kiedy na dworze było 25+ stopni ciepła. Owszem, w normalnych okolicznościach byłoby mi gorąco, ale dziś jest mi niesamowicie zimno.
-Jak spotkanie?- spytałam, kiedy spacerowaliśmy po Central Parku. Justin od razu uśmiechnął się, co jednoznacznie wiązało się z dobrymi wiadomościami.
-Cóż..- zaczął, patrząc przed siebie. -Skromnie mówiąc... Jutro zaczynamy nagrywać moją płytę.- wzruszył ramionami, jakby to była normalna informacja. Źrenice rozszerzyły się do granic możliwości, kiedy usłyszałam o albumie.
-O kurwa!- powiedziałam wolno, wprost nie wierząc w to, co się dzieje. -Ale... To nie za szybko? Musisz mieć swoje piosenki i ..
-Mam.- przerwał, wzruszając ramionami i posyłając mi nieśmiały uśmiech. No nie, dlaczego o tym nie wiem? Ah.. Przecież śpiewał mi na dachu... O umieraniu w ramionach..
-Przepraszam, zapomniałam...- spuściłam wzrok w dół, naprawdę zdenerwowana swoim zachowaniem. Nawet teraz muszę być taka beznadziejna?
-Ejj!- złapał mnie delikatnie za ramiona i tym sposobem zatrzymał. -Przecież nic się nie dzieje.- powiedział, kiedy uniósł dwoma palcami mój podbródek, aby spojrzeć mi w oczy. Dzieje się: po prostu ciągle myślę o sobie i jestem pierdoloną egoistką, Justin. Ale przecież ty nie możesz się o tym dowiedzieć.
-Więc...- wyrwałam się z jego uścisku, próbując utrzymać swoją przestrzeń. -Może zaśpiewasz mi coś?- spytałam, idąc przed siebie. Justin dorównał mi kroku i odchrząknął, chcąc zyskać więcej mojej uwagi.  -No co?- uniosłam zaskoczona brew, kiedy nie potrafiłam zrozumieć, o co mu chodzi.
-Tu jest pełno ludzi, nie mam zamiaru tu..
-Chcesz być gwiazdą, tak?- przerwałam mu stanowczo, patrząc prosto w oczy. -Tak. Więc kuźwa wyluzuj i śpiewaj wszędzie, gdzie się da!- zawołałam, a on wywrócił oczami. Zmrużyłam powieki, posyłając mu mordercze spojrzenie.
-Nie. Nie będę tutaj śpiewać. Zrobię to u siebie.- jego ton również był poważny.
-Chrystee...- westchnęłam ciężko, próbując opanować nerwy. Dobiegała czwarta, a ludzi w parku przybywało. Czas, kiedy młodzież i dzieci kończą szkołę i zaczynają relaks. Czułam się przytłoczona. Każdy krzyk, śmiech, rozmowa wywoływała u mnie bardzo negatywne emocje. Wszystko działało mi na nerwy, prosto mówiąc.
-Wracamy?- poprosiłam, a szatyn pokiwał głową, delikatnie pocierając w ramach wsparcia plecy. Ruszyliśmy w stronę samochodu, kiedy nagle dostrzegłam jednego z nich.. Zaczął się perfidnie uśmiechać, oblizując swoje usta i przypominając tym samym, jak okropne było pieprzenie się z nim. Ślinił się i ciągle obserwował moje ruchy. Spuściłam wzrok w dół, czując się najbardziej upokorzoną osobą na całym świecie.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
        Witam misie! Co u Was? Przede wszystkim PODKREŚLAM: link do jednej piosenki ZAWSZE zawarty jest w gifie na początku rozdziału, a dziś WYJĄTKOWO są dwa linki, ze względu na długość rozdziału. Mam nadzieję, że akcja się spodoba. :) Liczę na większą ilość komentarzy, będzie mi wtedy bardzo miło. :) Prócz tego dodałam kolejną ankietę, gdzie również prosiłabym o odpowiedź na nią. Co sądzicie o zachowaniu Claudii? Jak Wy byście postąpili na jej miejscu? Pamiętajcie o WATTPAD! Czytajcie bloga właśnie tam, jeśli nie macie czasu czytać go na kompie. Czekam na komy, do następnego. Buziaki, Claudia. ♥ 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 9 maja 2015

Chapter 10.

"Mężczyźni zawsze pragną być pierwszą miłością kobiety. Kobiety zawsze pragną być ostatnim romansem mężczyzny." 
~***~
Nie mogliśmy sobie pozwolić na dłuższą pogawędkę. Oboje musieliśmy iść do pracy, a czas leciał jak szalony. Parę minut po szóstej zeszliśmy na dół i wsiedliśmy do samochodu chłopaka, które czekało przed budynkiem.
-Zrezygnowałem z rozwożenia pizzy.- pochwalił się, kiedy ryk silnika rozbiegł się dookoła. Uniosłam brew, zaskoczona tym, co mówi. Wydawało mi się, że pieniądze są mu potrzebne. -No co? W końcu będę sławny, więc bardzo szybko spłacę długi.- uśmiechnął się ciepło, a ja prychnęłam pod nosem. Mając przed oczami wizję Justina jako sławnego mężczyznę, uwielbianego przez miliony kobiet na świecie zrobiło mi się cieplej na sercu. Jego marzenie się spełni. Tak, jak spełniło się moje. Jestem tu, w Nowym Jorku. Od zawsze tego chciałam.
-No tak, a jak już będziesz sławny, to zapomnisz o przyjaciółce, która była twoją pierwszą "fanką".- zrobiłam cudzysłów rękami i rzuciłam mu krótkie spojrzenie. Bieber najwidoczniej był zaskoczony moim słowami. Uniósł brwi, a na czole zaczęły rysować się fale.
-Nie prawda!- ściągnął je w dół i popatrzył chwilę na mnie. -Jesteś za fajna, żeby o tobie zapominać!- zawołał entuzjastycznie, klepiąc mnie w udo. Zaczęłam chichotać, a kiedy dostrzegłam, że przygryza dolną wargę poczułam, że zasycha mi w gardle. O mamusiu. Pierwszy raz w moim towarzystwie to zrobił.
-Ej, skup się na drodze!- nakazałam, wskazując palcem na pojazdy, które są wokół nas. Bieber tylko wywrócił oczami i zatrzymał się, kiedy pokazało się czerwone światło. Poczułam dźgnięcie między żebrami, więc znów podniosłam wzrok na szatyna. Jego uśmiech był tak zaraźliwy. Znów zaczęłam chichotać i również wbiłam paznokieć w jego umięśniony brzuch.
-JUSTINIE DREW BIEBERZE. PROSZĘ SKONCENTROWAĆ SIĘ NA JEŹDZIE!- pogroziłam mu palcem, próbując być poważną. Prawie mi się udawało, kiedy zielone światło się pojawiło, a on efektownie z piskiem opon odjechał z miejsca. Wbiło mnie w siedzenie, przez co zaczęłam się śmiać. Jest stuknięty.
Kiedy podjechaliśmy pod Manhattan Club, poczułam, że serce aż prosi, by je wypluć. Żołądek wykręcał się w każde możliwe strony, a głos wewnątrz mnie błagał, żebym stąd uciekła. Ah, świetnie by było. Nie jestem jednak samolubna i boję się o swoich bliskich. Nie mogę dopuścić do tego, aby cokolwiek im się stało. Wysiadłam z samochodu i w towarzystwie Justina ruszyłam do środka. Przywitałam się z pracownikami i stanęłam za ladą baru, jak gdyby nigdy nic. Muszę pokazać Justinowi, że nic się nie dzieje. Po prostu funkcjonować tak, jak do tej pory. Wykonywałam zamówienia klientów, sprzątnęłam blaty stolików, a kiedy wskazówka wybiła siódmą trzydzieści wiedziałam, gdzie mam się udać. Przełknęłam ślinę, aby uspokoić swoje nerwy i upewniając się, że nikt mnie nie widzi, skierowałam się na sam dół. Mijałam znów drzwi, które były ponumerowane. Wreszcie dostrzegłam "23", więc weszłam do środka i od razu poczułam unoszący się w powietrzu zapach cygara i skóry. Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam ogromne łóżko z ciemnego drewna, zaścielane krwistą, aksamitną pościelą. Gdzie była garderoba? Gdzie ciuchy, magnetofon czy rura? Co się tutaj, do cholery, stało?
-Widzę, że już przyszłaś.- usłyszałam głos Paul'a, który wszedł za mną do środka. Przejechał wzrokiem po mojej sylwetce, dłużej przyglądając się nogą. -Masz. Idź to ubierz.- rzucił mi na ramię coś na kształt bielizny. Koronka z ledwością zasłoniłaby moje oko, ale wiedziałam, że muszę to zrobić. W przeciwnym razie wyjdę z podbitym okiem i tego już nie wyjaśnię. A wtedy co? Zabronią mi tu chodzić? Ah, prędzej Wesley zrobi z nimi porządek i połowe zabije. Nawet nie chcę myśleć do czego zdolny jest Paul. Ruszyłam do łazienki i spojrzałam na swoje odbicie. Zazwyczaj opalona skóra teraz była blada. Blada, jak nigdy. Poszczypałam policzka, aby nadać im lekkiego koloru, a następnie zdjęłam swoje ciuchy, modląc się do Boga o jak najszybszy upływ czasu. Otuliłam się szlafrokiem, który wisiał przy kabinie prysznicowej i wyszłam z pomieszczenia. -Grzeczna dziewczynka.- powiedział dumnie szef, kiedy dostrzegł moje skrępowanie. -Połóż się.- nakazał, wyciągając z kieszeni kajdanki. Przypiął każdą z kończyn do ram łóżka i uśmiechnął się triumfalnie patrząc na mnie z góry. -Podoba mi się.- przyznał, odsłaniając nagie ciało. Zamknęłam oczy, kiedy poczułam jego ręce. Naprawdę? Nawet on musi się do mnie dobierać? -Jesteś spięta. Kazałem ci się rozluźnić. Pamiętasz, co wczoraj powiedziałem, prawda?- pokiwałam szybko głową, przypominając sobie ból policzka i tonę makijażu, aby zakryć sińca. Nagle wyjął zza siebie strzykawkę i podszedł do mojej ręki. O nie, o nie, o nie!
-Błagam, nie!- krzyknęłam, wijąc się na łóżku i próbując wyszarpać dłonie z kajdanek. Poczułam ogromny ból, kiedy zaczęły wrzynać się w skórę. Syknęłam cicho, a Paul wykorzystał okazję i wbił mi igłę w żyłę. Poczułam, jak płyn wlewa się do mojego organizmu, ale nie zaszło nic, co mogłoby mnie zaniepokoić. Czułam się normalnie.
-Teraz będziesz posłuszna, suko.- uderzył w mój sutek i wyszedł, zostawiając mnie tak. Nie minęło zbyt wiele czasu, ale poczułam się rozluźniona. Nawet podniecała mnie ta cisza. Wiedziałam, że nie uniknę kolejnego seksu, więc w duchu pragnęłam, aby to był młody, przystojny facet.
Usłyszałam kroki, trzaśnięcie drzwi, a potem poczułam dłonie, które zmierzały w górę, aż do złączenia moich ud.
-Cześć piękna.- zobaczyłam starego faceta z ogromnym brzuchem, wąsem ubrudzonym od kawy i starym, przetartym t-shirtem. Więc oto zaczął się mój koszmar.

~***~

Około północy zawitałam w klubie, gdzie impreza trwała w najlepsze. Weszłam za ladę baru i wymieniłam się uśmiechem z praktykantkami, które wykonywały swoją pracę. Zrobiłam parę drinków, kiedy podszedł do mnie Justin i trącając biodrem spojrzał w moją stronę.
-Co tam?- spytał, przekrzykując muzykę.
-Dobrze. A tam?- uśmiechnęłam się od ucha do ucha i wyczyściłam szkliwo.
-Zatańczysz?- wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja uniosłam brew. -Paul się nie dowie, no chodź.- zaśmiał się, chwytając wreszcie rękę i ciągnąc mnie, o dziwo, nie w stronę parkietu. Pobiegliśmy schodami na górę, aż znaleźliśmy się na dachu Manhattan Club. Niebo było puste, bez gwiazd. Jedyne, co na nim świeciło, to księżyc. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na szatyna, jak na wariata.
-Show you off, tonight I wanna show you off! What you got, a billion could've never bought.- śpiewał, obracając mnie w okół siebie. Nigdy nie słyszałam tej piosenki, więc to pewnie coś, co Justin napisał sam. -We gonna party like it's 3012 tonight. I want to show you all the finer things in life. So just forget about the world, be young tonight I'm coming for ya, I'm coming for ya.- kolejny obrót i wpadłam w jego ramiona. On nagle szczelnie mnie nimi otulił i znów kołysał, tym razem cicho nucąc kolejną piosenkę. -If I could just die in your arms I wouldn't mind.- jego głos brzmiał tak czysto i słodko, że aż miałam ochotę słuchać go całymi dniami. Oh, Justin. Jesteś cudowny.
-Co myślisz?- odsunął się delikatnie patrząc prosto w moje oczy, ale nadal mnie obejmując.
-Myślę, że mogłabym umrzeć w twoich ramionach, kiedy tak śpiewasz.- zachichotałam, praktycznie cytując słowa jego piosenki. -Proszę, pośpiewaj mi jeszcze.- wtuliłam się znów w jego tors i zamknęłam oczy. Czułam się tak dobrze...
-Oj co za dużo, to nie zdrowo.- wyplątał się z moich rąk i uśmiechnął się prowokująco. Zmierzyłam go wzrokiem i odwróciłam się na pięcie, aby wrócić do środka. -No co?
-Jesteś okropny!- zawołałam, wypychając dolną wargę do przodu.
-Ale za to będą kochać mnie miliony.- poruszył charakterystycznie brwiami, a ja zignorowałam jego komentarz. CHORY CZŁOWIEK!
Weszliśmy na salę, gdzie wszyscy się jeszcze niesamowicie bawili. Wróciliśmy więc do swoich obowiązków, spełniając zachcianki gości, kiedy nagle podszedł do nas wysoki mężczyzna z blond włosami i niebieskimi oczami.
-Hej, man!- zawołał Justin, przybijając z nim piątkę. Nieznajomy posłał mi krótkie spojrzenie, ale ja to zignorowałam, wykonując drinka dla jakiejś małolaty. Udam, że nie wiem, ile ma lat.
-Jus! Bro, dawno się nie widzieliśmy.- przyznał, siadając przed szatynem. Skinął głową w moją stronę, a ja odwróciłam się, aby odstawić alkohol na półkę. Mogłam się założyć, że w tej chwili mnie obgadywali, ponieważ nie słyszałam ich głosów. Nienawidzę czegoś takiego.
-Claudia...- Justin niepewnie chwycił moją rękę, abym wreszcie spojrzała w ich kierunku. Popatrzyłam na jego karmelowe tęczówki i od razu straciłam grunt pod nogami. Co się ze mną dzieje?!
-To Ryan, mój najlepszy przyjaciel.- powiedział, wskazując na blondyna. Ten wreszcie uśmiechnął się do mnie, jak człowiek i wymienił uściskiem dłoni. -A to Claudia, moja nowa przyjaciółka.
-Od potrzeb?- zaśmiał się, spoglądając teraz na Biebera. Ten tylko wywrócił oczami i westchnął.
-Nie wiem, od czego ty masz przyjaciół Butler, ale ja na pewno nie od tego.- stanął obok niego i otwierając po piwie zaczęli żwawo dyskutować o jutrzejszym spotkaniu. Blondyn był bardzo szczęśliwy, kiedy dowiedział się o menadżerze.
Nim się obejrzałam dochodziła już czwarta nad ranem a klub opustoszał. Zostałam znów z Justinem, aby posprzątać i resztę dnia mieć wolnego. Nie obeszło się bez wygłupów. Szatyn tańczył z miotłą, bo ja się nie zgodziłam. Postanowił jej pośpiewać, coś jak pieśni kościelne. Chichotałam jak dziecko, kiedy go obserwowałam. Dziękowałam w duszy Bogu, że mam takiego kogoś, dzięki któremu zapominam o całym bożym świecie. Tworzymy własną bańkę, której nikt nie potrafi przebić. Do tego dziwne uczucie zaczyna mną targać, kiedy widzę jak na mnie patrzy lub jak się uśmiecha. A wisienką na torcie był moment, w którym zaczął śpiewać o umieraniu w moich ramionach.
-Posprzątane, teletubisiu!- zawołał, zamykając klub.
-Znudziło ci się oddychanie prostym nosem?- zmrużyłam oczy, sycząc. Facet widząc moją minę zaczął się śmiać. Dosłownie, zginał się w pół, obejmując swój brzuch. -Co cię tak bawi?- po tych słowach naszła go kolejna fala i wiedziałam, że on po prostu zgłupiał. -Boże, ogarnij się.- westchnęłam poirytowana jego nagłym wybuchem. Kiedy Bieber odchrząknął i się wyprostowałam wiedziałam, że już się uspokoił.
-No przepraszam, no.- objął mnie w talii, próbując zatrzymać, ale ja nadal starałam się iść do przodu. Jednak był za silny i przyciągnął mnie bliżej. Zaczęłam więc wyrywać się na boki, ale i to nie poskutkowało. Jego ramiona mocno obejmowały większą część ciała. Wreszcie położył brodę na moim ramieniu, dalej mnie obejmując w pasie. -Teletubisiu- zaczął cicho, a jego oddech przyprawił mnie o dreszcz. -bo będziesz zaraz czerwona jak Po.- mruknął i poczułam, że się uśmiecha. Palant. Puścił mnie wreszcie, więc znów swobodnie mogłam kierować się do jego auta. Usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam pas. Justin zrobił to samo i uruchomił silnik. Położyłam mu koło biegów pieniądze za paliwo.
-Schowaj to.- nakazał ostro, patrząc na papierki. -Naprawdę, nie denerwuj mnie, Claudia. Schowaj to.- chwycił pieniądze i nagle zaczął wkładać mi je za bluzkę, kiedy nie odebrałam ich od niego.
-Boże, dobra! OKEJ!- zawołałam, biorąc je. Dyskretnie usiadłam na nich, bo i tak nie miałam zamiaru ich znów chować do portfela. Żartowaliśmy całą drogę, wygłupialiśmy i śpiewaliśmy piosenki Beatles'ów, które leciały właśnie w radiu.
-Liczyłem, że zaprosisz mnie na noc.- wypchnął dolną wargę, a ja zachichotałam.
-Umiesz liczyć? Licz na siebie, nie odwracaj się za siebie, bo ci w końcu ktoś przyjebie.- wytknęłam język i ruszyłam w stronę bloku. Nie wiem, co dał mi Paul, ale wiem, że jest inaczej. Dopóki nie myślę o tym, co dzieje się w podziemiach. Jest okej. Chyba.
Wbiegłam szybko po schodach i kiedy szukałam kluczy, dostałam SMS'a.
Złotko, nie wiem, jak się dostaniesz do mieszkania, skoro Twoje kluczyki (I PIENIĄDZE) leżą na siedzeniu w moim aucie. :)
Fuck! Że też musiałam je tam zostawić. Przygryzłam wargę, aby powstrzymać swój kolejny, głupi uśmieszek, kiedy odpisywałam na wiadomość.
Widocznie moje zaproszenie jest aktualne. Wiesz, gdzie mieszkam. Ruchy!
Usiadłam na schodku i zaczęłam przeglądać instagrama, kiedy usłyszałam tupot butów.
-Cześć.- zawołał, a ja od razu go uderzyłam z pięści w klatkę piersiową.
-Ludzie śpią!- wysyczałam i odebrałam od niego klucze. Otworzyłam drzwi i kładąc palec wskazujący na ustach pokazałam Justinowi, aby był cicho. Zaczęliśmy się zakradać do środka. Przekręciłam zamek i na moje nieszczęście klucze spadły, a Justin się tak wystraszył, że nie dostrzegł butów i wpadł na komodę.
-Ja pierdole!- przeklną cicho i podniósł się, kiedy zza jednych drzwi wyjrzała Alex.
-O! Hej!- powiedziała zaspana, przecierając oczy. -Wiem, że pewnie jesteście mega na siebie napaleni, ale błagam, ktoś za dwie godziny musi wstać do roboty.- wymamrotała i zamknęła drzwi, a ja posłałam Justinowi rozbawione spojrzenie. Oh, czyżby? Weszliśmy w końcu do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku.
-Chcesz coś do picia?- spytałam, kiedy zdjęłam z siebie skórzaną kurtkę. Szatyn pokręcił głową i zdjął wszystkie swoje ciuchy. Prócz bielizny, oczywiście.
-Wiesz, gdzie łazienka. Tak się składa, że mam męską parę bokserek z CK, więc zaraz ci ją dam. Nie pytaj czemu.- Bieber uniósł tylko rozbawiony brew i ruszył do łazienki. Ja za ten czas przygotowałam piżamę dla siebie i poszłam pod drzwi łazienki. Słyszałam, że brał prysznic, więc zaczęłam stukać paznokciami o drzwi. Nagle się otworzyły, a moim oczom ukazał się nagi mężczyzna.
-Cholera, zakryj to ciało!- prawie pisnęła, zasłaniając sobie oczy.
-Dołączysz?- zasugerował, a ja poczułam, że policzka robią się czerwone. -Nie daj się prosić, teletubisiu. Umyję ci plecki.- te niemoralne propozycje pobudziły moje wyciszone uczucia. Spoczywały na dnie serca po ostatnim zawodzie miłosnym. To było tak dawno... Jeden, jedyny chłopak, którego tak naprawdę pokochałam. Pierwszy i kiedyś myślałam, że ostatni, aż do teraz.
-Nie, idź.- te słowa wypłynęły mimo mojej woli. W głębi duszy chciałam. Chciałam zobaczyć jego ciało dokładnie, z bliska. Móc je dotknąć, a nawet pocałować. Chciałam tego. Bardzo.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
                 Cześć i czołem miśki! Przynoszę Wam kolejny rozdział tylko dlatego, że mam wenę! I przepraszam od razu za jakieś powtórzenia czy błędy, ale prawdę powiedziawszy nie sprawdzałam go dokładnie, dlatego takowe mogą się pojawić. Co myślicie o "branży", w której pracuje Claudia? Czego spodziewacie się po kolejnych rozdziałach? Proszę o komentarze z Waszą opinią! Serio, zależy mi bardzo, dlatego liczę, że pojawi się ich więcej. Im więcej, tym szybciej rozdział, pamiętajcie. ♥ Okej, tyle ode mnie. Pamiętajcie o Wattpad, o nowym blogu, o komentowaniu, obserwowaniu bloga, itd. Buziaki! :*

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 5 maja 2015

Chapter 9.


"Kłamstwo zabija przyjaźń. Prawda zabija miłość."
~***~
Usiadłam na sofie i tępo patrzyłam się w błyszczącą się rurę. Mam na niej tańczyć? Nie brzmi tak tragicznie, do chwili, kiedy klient może zażyczyć sobie czegoś więcej. Nie jestem szmatą, która się sprzedaje. Może to przed tym ostrzegał mnie Justin? Wiedział, że tak będzie, dlatego próbował wybić mi ten klub z głowy. Westchnęłam ciężko, przeciągając leniwie twarz. Zostało mi 10 minut, aby przygotować się przed klientem. Stwierdziłam, że krótkie szorty, które na sobie miałam były odpowiednie. Nie chciałam się przebierać. Nie chciałam tutaj być. Nie potrafię tańczyć, a do tego jeszcze muszę robić z siebie jakąś dziwkę, której dobrze zapłacą, jak pokaże swoje ciało. Ohyda... Nienawidzę siebie za to, że tu wylądowałam. Nienawidzę wszystkich.
-Masz pięć minut maleńka.- usłyszałam znów głos rozbrzmiewający w pokoju i wiedziałam, że czas przejrzeć playlistę. Podeszłam do odtwarzacza i uruchomiłam go. Od razu rozbrzmiała piosenka Beyonce- Crazy in love. Nie, nie, nie! Nie mogę tańczyć do tak pięknych piosenek dla jakiś obleśnych typów. Byłam na krańcu wytrzymałości. W oczach gromadziły się łzy, a za drzwiami słyszałam już głos szefa, który krótko opisywał moją osobę.
-Osobiście bardzo mnie podnieca, ale sam się o tym przekonasz.- klucze przekręciły się w zamku i chwilę potem w pomieszczeniu zawitał około trzydziestoletni mężczyzna. Był pod krawatem, z błyskotliwym spojrzeniem i burzą włosów na głowie.
-No stary! Miałeś rację. Gorąca to ona jest.- odwróciłam wzrok, nie chcąc na niego patrzeć. -Możesz nas zostawić samych.- rzucił, ciągle patrząc na moje nogi. Paul wyszedł z pomieszczenia i nas zamknął, a ja nie wiedziałam, co robić. Złapałam się za łokieć i spuściłam głowę w dół.
-Słyszałem, że jesteś nowa w tej branży, więc możesz stawiać delikatny opór.- złapał za krawat i jednym ruchem go zdjął. Rozpiął guziki koszuli, a oczom ukazał się idealnie wyrzeźbiony brzuch. O shit! Że też pierwszy mój klient musi być taki gorący... -Zatańcz coś dla mnie.- nakazał, a ja momentalnie uruchomiłam wierzę, z której leciała jakaś piosenka. Zaczęłam wolno krążyć wokół rury, próbując się z nią zapoznać. Zamknęłam oczy i wmawiałam sobie, że to tylko sen. Chciałam to skończyć, być w domu i nigdy więcej się tu nie pojawiać. Przepraszałam mamę, że to robię. "To naprawdę wbrew mojej woli." powtarzałam, próbując się usprawiedliwić. Nigdy wcześniej nie czułam się tak okropnie, jak wtedy. Musiałam wyginać się przed starszym, obcym mężczyzną.
Utwór się skończył, a ja odrzuciłam długie włosy do tyłu, opierając się rękami o kolana i wypinając pierś do przodu. Pokazałam to, co potrafię. Szatyn zaczął bić brawo, dalej lustrując moją sylwetkę.
-Brawo.- wstał i drapieżnym krokiem podążał w moją stronę. Stanął tuż przede mną i chwycił stanowczo włosy, ciągnąc je do tyłu. -A teraz będziesz musiała zrobić to, co ci rozkażę.- mruknął tuż przy uchu, obejmując drugą ręką moje gardło. Poprowadził nas w stronę kanapy. Zrzucił z niej zbędne rzeczy, a następnie popchnął mnie na nią. Sam zaczął zdejmować krawat i pierwsze, co zrobił, to związał mi ręce razem z włosami.
-Jeśli będziesz się szarpać, wyrwiesz sobie włosy, kochanie.- szepnął przy ustach, a potem poczułam brutalny nacisk na wargach. Przerażona zaczerpnęłam głęboko powietrza, otwierając też buzię. Dałam swobodny dostęp do swojego języka, więc mężczyzna wykorzystał okazję i zaczął walczyć razem z moim. O Chryste, zaraz zwymiotuję!
Potem chwycił krańce moich spodenek i razem z bielizną je ściągnął. Moje policzka płonęły. Przez myśl przebiegało setki pytań. Co mnie podkusiło, aby się dzisiaj ogolić? Podświadomość wiedziała, co się szykuje?
-Postaram się być delikatny.- powiedział i jednym ruchem odwrócił mnie na brzuch. Ręce nadal miałam nad głową, a do oczu napłynęła fala łez. Miałam dość tego, co się właśnie dzieję. Czuję się upokorzona. Nigdy nie doświadczyłam takiego wstydu, jak teraz. Poczułam uderzenie, klaps w pośladek i napierający wzwód mężczyzny. Człowieku, czy ty nie masz żony? Dziewczyny, narzeczonej, kogokolwiek do takich potrzeb? Dlaczego to muszę być ja? Nie zasługuję na takie traktowanie, nigdy nikomu nie życzyłam źle i byłam dobrą osobą. Za co ja teraz płacę?

~***~ 

Usłyszałam tupot butów i głośne chrząknięcie, co miało oznaczać, że do pokoju wejdzie szef. Nie chciałam nawet go widzieć. Przeszłam przez piekło. Ten facet mnie szarpał, zmuszał do paskudnych rzeczy i wpychał swoje obrzydliwe paluchy tam, gdzie chciał. Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwi, więc mimowolnie wzdrygnęłam. Uniosłam szybko wzrok, ale potem znów go opuściłam, czując wstyd, jaki wypływa na moje policzka.
-Klient nie był taki zadowolony.- warknął, stojąc tuż przed moimi stopami. -Mówił, że byłaś bardzo uparta.- kontynuuje, a ja zacisnęłam powieki, aby nie wypłynęły kolejne łzy. Zobaczyłam, że facet zniża się do mojego poziomu i odsuwa dłonie od twarzy. Patrzy przez chwilę współczującym wzrokiem, a potem czuję ogromny ból na prawym policzku. Wstaje i spluwa na bok. -Masz być posłuszna, szmato.- wysyczał, a jego oczy były pełne jadu. Złapałam się za pulsujące miejsce i spojrzałam w górę.
-Ja tu nie wrócę.- powiedziałam, starając się brzmieć pewnie. Paul skierował się w stronę drzwi i prychnął na koniec.
-Spróbuj nie przyjść. Wiemy wszystko o twoich znajomych i bliskich. Nie spełnij na następny raz naszych oczekiwań, a weźmiemy sobie na przykład twoją mamusię, która obecnie jest w pracy i nie będzie tak kolorowo.- jego głos przyprawił mnie o dreszcze. Skąd on wie o mojej rodzinie? -Witamy w XXI wieku, gdzie nie trudno jest się czegoś o kimś dowiedzieć. Powtarzam. Bądź taka, jak dziś, a jutro wyjdziesz stąd na pewno nie w takim stanie, jak dziś. Obiecuję, już o to zadbam. W końcu będziesz posłuszną suką, tak jak powinno być.- drzwi się zatrzasnęły, a ja patrzyłam na nie, całkowicie otępiała po jego słowach. Nie chcę tu wracać. Nie tak to miało wyglądać. To miała być jednorazowa sytuacja. Moja stopa miała nigdy nie przekroczyć progu tego klubu, a teraz? Jestem niemalże zmuszona tutaj przychodzić. Minęły minuty, może godziny, nie wiem. Zebrałam w końcu w sobie tyle energii, aby uciec stąd jak najszybciej. Kiedy jednak znalazłam się przed drzwiami do pokoju, zobaczyłam Paul'a, który kierował się w moją stronę.
-Jutro, pamiętaj. O tej samej godzinie tutaj, w przeciwnym wypadku znajdziemy cię i..- przerwał, widząc mój wyraz twarzy. Wiedział, że miałam dość, ale mimo tego postanowił dokończyć. Kiedy usłyszałam o porwaniu i zabijaniu osób, które nie są w ogóle w to wplątane, zbladłam jeszcze bardziej. Nie mogę narażać swoich bliskich na takie niebezpieczeństwo.
Opuściłam lokal tylnymi drzwiami, obijając się od ścian. Byłam roztrzęsiona. Płakałam i potykałam się o własne nogi. Kiedy znalazłam się na parkingu, upadłam na kolana i po prostu zaczęłam krzyczeć. Przewróciłam pobliskie kosze, rozerwałam bluzkę, którą na sobie miałam i targałam włosy w każdą stronę. Moja skóra piekła, oczy szczypały, a tam, na dole nie czułam nic. Tak, jakby ktoś odciął nerwy od tego miejsca.
Weszłam do pobliskiego baru a oczy wszystkich spoczęły na mnie. Zignorowałam to, chciałam się porządnie napić. Kupiłam paczkę papierosów i butelkę taniego wina. Wyszłam z budynku i zaczęłam iść przed siebie. Gdzie mnie nogi poniosą, tam dojdę. Po drodze popijałam alkohol i wypaliłam około pięć papierosów. Kiedy skończyłam jedną butelkę, wstąpiłam do kolejnego monopolowego, na którego natknęłam po drodze. Głupia, myślałam, że dzięki temu ucieknę od problemów...

~***~

Obudziłam się, nawet nie wiem, gdzie. Oczy strasznie mnie szczypały od promieni słonecznych, które wpadały do pomieszczenia, a raczej samochodu, a głowa pulsowała od kaca. O Boże, chyba przesadziłam. Podniosłam się do góry i spanikowana rozejrzałam dookoła. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ani jak się tu znalazłam. Ostatnie, co pamiętam, to spacerowanie po Moście Brooklyńskim. Teraz znajduję się zaraz przy jego filarach w jakimś starym samochodzie. Otworzyłam drzwi i powoli wyszłam na zewnątrz. Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam, że tkwię na Brooklynie. Czułam ból w podbrzuszu i od razu przypomniałam sobie, do czego wczoraj doszło. Ponownie w oczach zebrały się łzy. Wstydzę się swojego ciała i tego, że doprowadziłam do takich sytuacji. Kogo było to auto? Ah! Pierdolić to! Zaczęłam podążać w stronę ulicy. Rozejrzałam się po stojących tutaj kamienicach i ulicach, aż spostrzegłam tą, na której mieszkam. Poszłam więc w jej kierunku, chcąc już być w swoim łóżku. Boję się jednak spotkania z dziewczynami. Zasypią mnie pytaniami, gdzie byłam. I co im powiem? Nie mogą się dowiedzieć, co robię. Najlepiej, aby nikt nie wiedział, co tak naprawdę się dzieje. Muszę to robić, bo w przeciwnym wypadku Paul ze swoją ferajną skrzywdzą bliskich, a tego nie wytrzymam.
Weszłam powoli po schodach i będąc już przed drzwiami zatrzymałam się i poprawiłam kawałki swojej bluzki. Cholera, co ja z nią zrobiłam! Uklepałam włosy, które były we wszystkie strony i najzwyczajniej w świecie weszłam do środka. Usłyszałam głosy dobiegające z kuchni. Rzuciłam słabe "wróciłam" i od razu weszłam do swojego pokoju. Wyjęłam wszystko, co miałam w kieszeni, łącznie z pieniędzmi. Brzydziłam się ich. Zarabiać je w taki sposób... Żadna praca nie hańbi!- rozbrzmiał głos w mojej głowie, a ja po prostu to zignorowałam. Padłam na łóżko i znów zasnęłam, kiedy po policzkach spłynęły kolejne łzy.

Około godziny trzeciej poczułam czyjś dotyk w talii. Otworzyłam sklejone oczy i zobaczyłam zmartwioną Andżelikę.
-Co?- szepnęłam zaspana i znów opadłam na mięciutką poduszkę.
-Wszystko w porządku? Nie widziałam cię dzisiaj, późno wróciłaś, ani się nie pokazałaś nam na oczy...
-No właśnie. Późno wróciłam, daj mi spać.- westchnęłam, pokazując na plik pieniędzy na szafce nocnej. -Weź na opłaty.- burknęłam i znów wtulona w pościel zasnęłam. I tak wyglądał prawie cały mój dzień- spałam. Dopiero o piątej zwlekłam się z łóżka, aby przygotować się do kolejnej, ciężkiej nocy. Założyłam dopasowaną spódniczkę, luźniejszą bluzeczkę z przewiewnego materiału i delikatnie się pomalowałam. Muszę przyłożyć się do tego, co robię. Zobaczyłam zaczerwienienie na policzku, w który dostałam poprzedniego wieczoru. Historia nie może się powtórzyć, dziś muszę się postarać. Wyprostowałam włosy, a kiedy wyszłam z łazienki, zrobiło mi się niedobrze. W powietrzu unosił się zapach naleśników. Jedzenie - ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę.
-Chodź coś zjeść, Claudia. Jesteś strasznie blada!- wyjrzała zza framugi blondynka z talerzem pełnym grubych naleśników. Pokręciłam tylko głową i włączyłam telefon. Pieniądze schowałam pod poduszkę, w między czasie wpisując PIN. Od razu zobaczyłam wiadomość od Justina. Otworzyłam ją, a kiedy przeczytałam treść, moje oczy prawie wyskoczyły z orbit.
NIE UWIERZYSZ, CO SIĘ STAŁO! JAKIŚ FACET PODSZEDŁ DO MNIE PO KONCERCIE I POWIEDZIAŁ, ŻE MOŻE POMÓC MI SIĘ WYBIĆ. JAK MOŻESZ, TO ZADZWOŃ!Jus, x.
Od razu wybrałam jego numer i czekałam chwilę, aż wreszcie odbierze.
-Bądź za pięć minut.- rzuciłam krótko i rozłączyłam się. To jedyna dobra informacja, którą słyszę i która poprawia mi humor. Oh, Justin będzie sławny?
O szóstej usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i słabo uśmiechnęłam się do przyjaciela, który od razu przyciągnął mnie do siebie i radośnie zaczął tańczyć, śpiewając jakąś piosenkę. Okręcił mnie wokół dłoni i nadal tanecznym krokiem kierował nas do salonu. Jego wariackie zachowanie wywołało u mnie uśmiech.  Zaczął opowiadać o wczorajszym zajściu, jak podszedł do niego jakiś mężczyzna i przedstawił się jako Scooter Braun. Powiedział, że jest menadżerem muzycznym i pomoże mu osiągnąć sukces w tej branży. Chwilę rozmawiali i wstępnie umówieni są jutro na pierwszą. Dał mu też swoją wizytówkę, aby omówić dokładne miejsce spotkania.
-Jezu, Justin, to cudownie!- zawołałam naprawdę zszokowana, ale tym samym radosna. -O to ci chodziło od samego początku.- przyznałam, klepiąc go w ramię i patrząc mu prosto w oczy. Chwilę potem znów otworzyłam swoje ramiona, żeby go przytulić. W końcu jakieś dobre wieści..
-A ty gdzie wczoraj byłaś?- spytał czekoladowooki odsuwając się ode mnie na odległość ramion.
-Szef kazał mi sprzątać na parkingu i zapleczu.- najlepsze kłamstwo, jakie wydobyło się z moich ust od jakiegoś czasu. Nie lubię oszukiwać ludzi, ale teraz muszę się na to przygotować, bo każdego wieczoru będę musiała kłamać każdego w oczy, że wszystko jest w porządku i nic się nie dzieje. Urodzona ze mnie aktorka, cholera...
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
                              Witam i o zdrowie pytam! Patrzcie na szablon! MAMY GO! W końcu! Jak podoba się "okładka" opowiadania Dangerous? Dziękuję Mii z LoG za wykonanie tego szablonu. Link do stronki znajdziecie w buttonie po prawej stronie blogspota! Mam dla Was również niespodziankę! Zapowiedź KOLEJNEGO OPOWIADANIA! Smutniejsza informacja jest taka, że nie wiem, kiedy będzie premiera, dlatego musicie uzbroić się w cierpliwość! Nie zapominajcie o odpowiadaniu w ankiecie, komentowaniu i czytaniu opowiadania w aplikacji WATTPAD! Ode mnie w sumie to wszystko. Ciężko mi było tu rozwinąć akcję, bo w sumie nie wiedziałam, jak opisać uczucia Claudii, dlatego mam nadzieję, że chociaż trochę Wam się to podobało. Czekam na komentarze! Buziole, Claudia! ♥ 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

 Link do zwiastuna nowego opowiadania RACE FOR LIFE*klikdostronyblogspot*


LINKI DO WATTPAD: