czwartek, 30 lipca 2015

Chapter 20.

"Powiem, że zaczynam nowy rozdział w życiu. Brzmi lepiej niż przyznanie się, że po prostu uciekam przed starym."
*aby czytać z muzyką w tle, kliknij na gif*
~***~
Zamrugałam parę razy w ich stronę i wpuściłam do środka. Pokierowałam w stronę salonu i w między czasie grzecznie odpowiadałam na podstawowe pytania. Ruszyłam do kuchni wstawić wodę na herbatę i przeprosiłam ich, ponieważ chciałam iść się ubrać. Kiedy wpadłam do swojego pokoju, podeszłam na palcach do łóżka i zaczęłam wybudzać Justina. Szturchałam jego ramię i starałam się z całych sił go obudzić. Musiał stąd zniknąć, zanim zauważy go mój ojciec. Oh, on będzie skończony! Zaczęłam go gilgotać i zjechałam rękami na jego brzuch. Na twarzy pojawił się leniwy, seksowny uśmiech, a karmelowe oczy wtopiły się we mnie.
-Dzień dobry, ktoś tu ma dobry hu..
-Nie ma czasu, Justin. Musisz stąd iść.- wysyczałam i ruszyłam do szafy, próbując wybrać jakiekolwiek ciuchy.
-Ale dlaczego?- spytał, podnosząc się znad poduszki i podpierając rękami za sobą. Ja w tym czasie zrzuciłam z siebie bluzkę i nałożyłam czystą. 
-Odwróć się, ugh!- nakazałam, kiedy czułam palące spojrzenie. -Są w salonie. A ty wyjdź tak, żeby nikt cię nie zauważył.- złapałam jeansowe szorty, więc zsunęłam z siebie spodenki od piżamy i ubrałam te. Związałam włosy w byle jakiego kucyka i posłałam ostatnie spojrzenie Justinowi. -Wieczorem?
-Tak.- pokiwał głową, a ja zniknęłam za drzwiami. Z naklejonym uśmiechem na twarzy prawie sama się wydałam. W ostatniej chwili złapałam bluzę, która leżała na komodzie i włożyłam ją, zasłaniając gojące się nadgarstki. Poszłam do kuchni po herbatę i wróciłam z kubkami do nich. Usiadłam na fotelu i upiłam łyk gorącego napoju. 
-Lekarze mówili, że próbowałaś się zabić.- zaczęła drżącym głosem mama. -Byłaś wychudzona, odwodniona i prawie byś się wykrwawiła!
-Owszem, dlatego wzięłam się za siebie!- a to było prawdą. Wczoraj, kiedy stałam przed lustrem coś zrozumiałam. Nie warto doprowadzać się do takiego stanu. Paul chyba tego właśnie chce. Dawałam mu satysfakcję, kiedy wiedział, że igra na moich uczuciach. Teraz to się skończyło. Wraca twarda i niezależna Klaudia. -Obiecuję wam, że to się więcej nie powtórzy. Wiem, że napędziłam wam wielkiego stracha, ale naprawdę. Wszystko już mam pod kontrolą.- uśmiechnęłam się do nich, ale rodzice dalej mieli skamieniałe twarze. Wywróciłam oczami i czekałam na jakikolwiek komentarz.
-Dlaczego to zrobiłaś, co?- spytała mama. -To przez tego chłopaka?
-Jeszcze pytasz? Eliza, przecież ci mówiłem. To wszystko jego wina.
-Chwila, bo chyba nie jestem w temacie.- przerwałam ich konwersacje, całkowicie zaskoczona. Uniosłam lewą brew i mrugnęłam parę razy.
-Nie chcemy cię widzieć z tą całą gwiazdeczką.- kontynuował tata. -Justin...Bimber? Tak mu było? Nie ważne. Nienawidzę tego gnoja i nie chcę go widzieć przy tobie nawet na sekundę.- ojciec był zdolny do wszystkiego. Raz nawet pobił takiego chłopaka, bo mnie się nade mną znęcał. Czasami czułam się, jakby był moim bratem, a nie tatą, ale w tej chwili.. Grubo przeginał.
-Hola, stop! To nie jego wina. Nie znacie Justina. To on mi pomaga z tego wyjść!- wyrzuciłam ręce w górę, dając upust swoim emocjom. Oni jednak nie słuchali w ogóle tego, co do nich mówiłam. Mieli własną teorię i twardo się jej trzymali. Kiedy przy każdym wypowiadanym zdaniu słyszałam o zakazie spotykania się z Justinem, krew w żyłach buzowała. Nie mogli mi wybierać znajomych. Tym bardziej, kiedy jestem pełnoletnia. Nie robili tego kiedy byłam mała, a teraz nagle będą za mnie decydować? Co to, to nie. 
-Zatrzymaliśmy się u ciotki w Chicago. Przyjedziemy jutro.- powiedziała na pożegnanie mama, a ja im tylko pomachałam. Zatrzasnęłam głośno drzwi i prędko poszłam do pokoju. Padłam na łóżko i zaczęłam z całych sił piszczeć w poduszkę. Rany... Już dawno mnie tak nikt nie zdenerwował z rana.

~***~

Przez resztę dnia sprzątałam mieszkanie. Umyłam okna, zrobiłam pranie, uzupełniłam zapas żywności w lodówce i dopiero teraz zrozumiałam, że muszę iść do pracy i to naprawdę szybko. Zostało mi 50 dolarów w kieszeni. Siadłam przed laptopem i znów przeglądałam oferty pracy. Teraz złapię się wszystkiego, czego mogę, byleby nie pracy w klubie. Wzięłam również prasę i zakreśliłam w kółka propozycje, które przyciągnęły moją uwagę. 
Ostatecznie zostałam zaproszona na dwie rozmowy następnego dnia. Poprawiło mi to humor. Usiadłam na sofie i zaczęłam kalkulować to, co dziś zrobiłam. Jeszcze tylko coś zjeść, a będę mogła powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Kiedy szłam do kuchni, rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Ruszyłam więc w ich stronę i zastałam w nich Justina. Był tak szczęśliwy, jak nigdy. Uniosłam brew, nie wiedząc co o tym myśleć i wpuściłam go do środka.
-Nie uwierzysz, kogo poznałem!- zawołał od razu i ruszył za mną do kuchni. Zrobiłam sobie kanapki i w między czasie słuchałam opowieści o pięknej, niskiej kobiecie z ciemnymi oczami i niesamowitym uśmiechem.
-Była w studiu i nagrywała piosenki. Ma na imię Selena.- kontynuował. -Umówiłem się z nią na kawę.- dodał i siadł na krześle niczym paw. Oh.. Doprawdy? Opisana przez niego dziewczyna wyglądała prawie jak ja. Pewnie i tak była ładniejsza. 
-Oh, to gratulację.- rzuciłam udając szczęśliwą. Wyszczerzyłam się do niego i dalej nakładałam dżem na kanapki. -Chcesz?
-Nie, dzięki.- uśmiechnął się i podszedł do mnie od tyłu. Oparł brodę o ramię i przyglądał się, jak zwinnym ruchem nakładam mus truskawkowy na chleb. Odeszłam od niego i usiadłam na wysokim krześle barowym. Poczułam dziwne uczucie, które narastało wraz z myślami na temat Seleny. Żołądek ściskał się i rozluźniał, a to nie było spowodowane głodem. Zazdrość? Tak to się nazywało? Bo przecież jeśli Justin zacznie spotykać się z Seleną, to nie będzie mieć czasu dla mnie. Będę tą mniej ważną... Nie chciałam go tracić.
-Co się stało?- spytał nagle i oparł się o blat tuż przede mną. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam w jego karmelowe tęczówki.
-Nic.
-Przecież widzę.- złapał moją rękę i uściskał. Wyplątałam ją i po prostu zeskoczyłam z krzesła. Poszłam do salonu i usiadłam na sofie. Włączyłam TV i skacząc po kanałach szukałam czegoś dla siebie. Justin zajął miejsce obok i zaczął lekko szturchać mnie brodą w ramię.
-No weź..- szepnął. -Mów o co chodzi.- nalegał.
-Dobra!- fuknęłam mając dość dzisiejszego dnia. -Boję się, okej? Boję się. Zostanę sama, jak zaczniesz chodzić z Seleną. To normalne, że poświęca się więcej czasu swojej dziewczynie, niż przyjaciółce. Okej! I nie chcę też, żebyś rezygnował z niej, żeby być przy mnie. Boże, to takie trudne!- złapałam się za boki głowy i naciągnęłam twarz czując, że zaraz wybuchnie.
-Ej..- zarzucił ramię na moje barki. -Mała, spokojnie.- mówił łagodnym głosem i głaskał mnie. Przysunął się jeszcze bardziej i przejechał knykciem po policzku. -Zawsze będziesz dla mnie ważna, wiesz?- spytał, a ja pokręciłam tylko głową. Nie będę, czemu próbował mnie oszukiwać?
-Nie ważne.- chwyciłam jego dłoń i zdjęłam z siebie jego rękę. -Zapomnijmy o tym. Kiedy się z nią widzisz?- spytałam i wysiliłam się na najszczerszy uśmiech, na jaki mnie było w tym momencie stać.
-Nie musisz...- zaczął niepewnie, a ja tylko pokiwałam głową, pokazując mu, że wszystko okej. Westchnął i chwilę jeszcze milczał. -Idziemy jutro na lunch. Jeśli chcesz, to mogę dziś u ciebie zostać.- szturchnął mnie, a ja wiedziałam, że tak być dalej nie może.
-Nie, Justin. Jest dobrze.- uśmiechnęłam się i wstałam z sofy. -Wezmę kąpiel i pójdę spać.- wzruszyłam ramionami, a on klepną w swoje uda i również się wyprostował.
-W porządku...- wydawał się być zaskoczony tym, że się nie zgodziłam, ale co miałam zrobić? Nie mogłam pozwolić by tu został, kiedy zaczyna flirtować z inną dziewczyną. Będzie zazdrosna, niepotrzebnie. Odprowadziłam go do drzwi, a on delikatnie mnie przytulił. Odgarnął włosy z czoła i wyszedł. Zamknęłam drzwi i zacisnęłam oczy, do których napływało tyle łez. Usiadłam na zimnej podłodze i przetarłam rękami oczy. Nie możesz się rozklejać! Nie możesz! Jesteś już silna! powtarzał głos w głowie. Miał stuprocentową rację.
Siedząc na łóżku przez długi czas zastanawiałam się, co tak naprawdę czułam do Justina. Motyle w brzuchu towarzyszyły mi przy każdym wspomnieniu, prawie każdym. Sposób w jaki na mnie patrzył był obłędny. Przyspieszony puls i oddech oraz stado owadów w żołądku zwiastowało jedno.... Zakochałam się...
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Hej kochani! Przepraszam, że mnie tak długo nie było. Po prostu są wakacje, do tego mam parę innych blogów i po prostu zapomniałam o tym. Mam nadzieję, że komentarzy pojawi się więcej, bo mi na tym naprawdę zależy, a do tego jeszcze motywuje, aby szybciej coś dla Was napisać. :) I proszę! Oto Claudia przyznaje się do swoich uczuć. Ale co to da, skoro Justin znalazł nową koleżankę? Podejrzewacie coś? Założyłam nowe opowiadanie, dam Wam zarys historii na dole. Linki do innych blogów i wattpad także. Cóż, nie będę przedłużać. Udanych wakacji. Odezwę się niedługo. xoxo Claudia ♥ A no i głosujcie na bloga miesiąca! Toxic oczywiście, proszę! ♥

CZYTASZ=KOMENTUJESZ


Siedzę w pokoju i słyszę głos gosposi, która informuje mnie o obecności Nata- mojego chłopaka, w naszym apartamencie. Schodzę na dół, witam go jak gdyby nigdy nic, nie spodziewając się konkretnego powodu jego odwiedzin. Siadamy na sofie, a w przeciągu piętnastu minut dowiaduję się, że mnie zdradził. Co robię potem? Żegnam go, wracam do pokoju, stroję się i idę na imprezę. Jak to się kończy? Budzę się w łóżku zupełnie mi obcego chłopaka. Justin, tak się przedstawia. To dopiero początek tej zakręconej historii.// END OF THE ROAD, LINK WYŻEJ.
EDIT BLOG ZAWIESZONY NA CZAS NIEOKREŚLONY. PRZEPRASZAM. 

niedziela, 19 lipca 2015

Chapter 19.


"Walka z samym sobą to najtrudniejsza walka."
 *kliknij na gif by czytać przy muzyce* 
~***~
Właśnie tkwiłam na jakiejś imprezie. Wokół pełno wpływowych osób, do tego mogłam swobodnie porozmawiać z niektórymi celebrytami. Jak się okazało po przesłuchaniu płyty Justina, miał on tam parę duetów, z między innymi Nicki Minaj, z którą w tej chwili rozmawiałam i piłam drinka. Szczerze to miałam dość tej drętwej atmosfery. Justin zaprosił mnie na to przyjęcie po zjedzeniu wspólnego obiadu na Queens i wtedy owszem, byłam mega podekscytowana, bo chciałam mu towarzyszyć w tym ważnym dla niego dniu. Ale.. Jego nie było. Ciągle rozmawiał z jakimiś ludźmi, a ja zdana byłam na siebie. Kiedy ta plastikowa kobieta ode mnie odeszła, mogłam swobodnie odetchnąć z ulgą. Taktownie odpowiadałam na każde jej pytanie i kiedy pytali mnie o życie prywatne Justina zmieniałam grzecznie temat. I tak przebiegał wieczór. Andżela była na kolejnej randce z Mario, Alex podbijała z Ianem Europę, a ja tkwiłam na imprezie z okazji wydania płyty. Każda miała swój własny świat. Jeszcze niedawno byłyśmy takie same- w trójkę marzyłyśmy o cudownych facetach, szczęśliwej miłości, dobrej pracy i mieszkaniu w Nowym Jorku. Nikt jednak nie pomyślał, że szatynka znajdzie sobie takiego przystojniaka, blondynka poderwie milionera zza młodu, a ja... Będę przyjaźniła się z gwiazdą! Choć Alexandra śmie to nazywać związkiem doskonałym, my nim nie jesteśmy. Zresztą, dlaczego miałaby nas tak nazywać? My nie randkujemy, my się nie trzymamy za ręce i nie całujemy...
-Claudia!- usłyszałam głos Biebera i od razu odwróciłam się w jego stronę. Posłałam mu ciepły uśmiech i obserwowałam, jak pewnym ruchem zmierza w moją stronę. Grzywka opadała i unosiła się w górę z każdym jego krokiem, a powalający na łopatki uśmiech witał na idealnej twarzy Justina. FUCK.
-Hm?- tyle zdołałam z siebie wyrzucić, bo byłam totalnie onieśmielona jego perfekcją w tej chwili. Szary, idealny garnitur i czarna koszula powodowały, że mogłam siąść i podziwiać go niczym dzieło sztuki w muzeum. Ale to był tylko MÓJ JUSTIN.
-Zrobimy sobie zdjęcia, chodź.- chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę kobiety z aparatem.
-Co? NIE! Justin! Absolutnie. Nie zgadzam się!- krzyczałam, próbując zatrzymać swoje wysokie szpilki kupione przez Justina w miejscu. Czy one były specjalnie zaprogramowane na potrzeby tego mężczyzny? Wcale mnie nie słuchały, tylko wykonywały polecenia Biebera. No co jest, do cholery jasnej, nie tak?!
Wreszcie się zatrzymały. Cóż za wyczucie, szanowne szpileczki od Gino Rossi. Teraz, kiedy byłam przed fotografem nie mogłam już nic innego zrobić, jak ustawić się i w miarę ładnie wyjść na zdjęciu. Uśmiechnęłam się, odrzuciłam do tyłu długie, brązowe loki i stanęłam obok Justina. Położyłam delikatnie rękę na jego ramieniu i spojrzałam w obiektyw. Fotograf zaczął palcami odliczać do cyknięcia zdjęcia i nagle blask flesza oślepił mnie na parę chwil.
-Widzisz, nie było tak źle.- zaśmiał się i przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Wywróciłam oczami i zdjęłam z niego dłoń, a następnie zrzuciłam jego ze swojego ciała. Podeszła do nas jakaś kobieta i zawzięcie zaczęła dyskutować z Justinem, więc odsunęłam się na bok i znów rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie znałam tu nikogo, prócz Justina. To było przygnębiające, bo gdybym była sławna i wpływowa, to wszyscy by wokół mnie nie latali. A teraz czułam się jak mysz kościelna. Ugh, cholerne uczucie.
Usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się więc na pięcie i dostrzegłam znajome mi włosy. Wtedy zorientowałam się, że go kojarzę.
-Ryan, tak? Dobrze pamiętam?- spytałam, uśmiechając się grzecznie do niego. On tylko pokiwał i przytulił mnie na powitanie, co było zaskakujące i miłe.
-Jeju... Ostatnio byłaś.. Grubsza.. Znaczy wyglądałaś lepiej. Stało się coś?- znów się uśmiechnęłam. To było coraz prościejsze.
-Nie, wszystko okej. Chciałam po prostu trochę schudnąć.
-Wyglądasz jak chodząca śmierć, bez urazy.- zmierzyłam go wzrokiem i upiłam łyk szampana. -Nie ważne. No więc... Co u ciebie? Jesteście razem?- zakrztusiłam się, a on odebrał ode mnie szkliwo i delikatnie poklepał po plecach. Yy..
-Że, przepraszam, co?- wydukałam ochrypłym głosem i spojrzałam na niego, a on tylko zamrugał parę razy. -Nie jesteśmy razem. Jestem jego przyjaciółką i tyle.- wyprostowałam się i odebrałam od blondyna kieliszek z alkoholem.
-Wyglądacie..
-Czy każdy musi nam naklejać jakieś etykietki? Nie jesteśmy parą, my tylko się lubimy.- przerwałam mu zbulwersowana. Nie wiem, skąd wzięła się we mnie ta nagła złość, ale poczułam, że w ten sposób się rozluźniam. Więc może dobrze było w końcu się na kogoś wydrzeć?
-Spokojnie..- usłyszałam kolejny głos za sobą. Wywróciłam oczami, bo doskonale znałam ten kanadyjski akcent. Czemu on zjawia się zawsze, kiedy najmniej tego chcę? -Ryan, mówiłem ci, że my się przyjaźnimy.- dodał, stając obok mnie. Wymienili się spojrzenie, jakby przekazywali sobie w ten sam sposób informację.
-Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować.- powiedział cicho i mnie minął, a mi zrobiło się głupio. Uh, mogłabym czasem pomyśleć, zanim coś zrobię. Justin ujął moją dłoń i splótł palce z moimi.
-Chodź.- zaczął mnie prowadzić do drzwi, a następnie do windy. Ciągle ściskał rękę, jakby chciał przywrócić w niej życie. Kiedy wyszliśmy z tego małego pomieszczenia, zobaczyłam piękną panoramę Nowego Jorku. Wtedy przypomniał mi się początek. Jak go poznawałam, jak byliśmy na dachu, a on palił... No właśnie.
-Justin?- zaczęłam, kiedy doszliśmy do barierki. Szatyn spojrzał mi w oczy i czekał, aż będę kontynuować. -Rzuciłeś palenie?
-Nie, ale palę mniej. Nie mam takiej potrzeby.- jego nos się lekko zmarszczył, a ja zachichotałam cicho, nie komentując już jego wypowiedzi. Tkwiliśmy w ciszy, po prostu.
-Dlaczego tu przyszliśmy?- odezwałam się wreszcie i rzuciłam mu krótkie spojrzenie.
-Chciałem pobyć z tobą sam, nie mogę?- uniósł zaskoczony brew, a ja sama zamrugałam parę razy, nie wiedząc co powiedzieć. Znaczy, odpowiedź była oczywista, ale mój mózg nie pracował na odpowiednich obrotach po tak ciężkim dniu.
-Możesz.- wyrzuciłam wreszcie z siebie i przytuliłam się do jego ramienia. -Chyba będę się zbierać. Jestem strasznie zmęczona.
-Odwiozę cię.
-Nie ma mowy, to twoja impreza, nie możesz z niej wyjść.
-Mogę, wrócę.- nagle wziął mnie na barana, a ja zaczęłam piszczeć i klepać go w umięśnione plecy zasłonięte pięknym garniturem. Dopiero w windzie odstawił mnie na ziemię, a ja miałam ochotę go pocałować. Był tak słodki, że nie myślałam o tym, co robię. Traciłam zmysły. Cholera...


~***~

Właśnie zatrzymaliśmy się przy moim bloku. Wysiadłam z jeepa i nie czekając na Justina, zaczęłam iść do środka. Zdjęłam ze stóp wysokie szpilki i w duchu dziękowałam Bogu, że mogę już to zrobić.  Usłyszałam za sobą chichot, a kiedy odwróciłam się dostrzegłam Justina. 
-Miałeś wracać.- uniosłam brew, a on dorównał mi tępa. 
-Tsa, ale jakoś mi się nie chce wracać. Dzwoniłem do Scootera i powiedziałem, że nie czuję się za dobrze i że wróciłem do domu.- wyjaśnił i kiedy znaleźliśmy się przy moich drzwiach, znów coś zrozumiałam. Jesteśmy przyjaciółmi, prawie jak brat z siostrą, a ja ZNÓW spędzam z nim noc. Inni wykorzystaliby to w stu procentach, bez macanek by się nie obeszło. W naszym przypadku było inaczej. Mogliśmy się przytulić, pogadać i nic więcej. Moje serce pragnęło "więcej"...
Andżeli nie było, zapewne była na randce z Mario, więc mieszkanie było puste. Justin ruszył wziąć prysznic, a ja za ten czas wygrzebałam z szafy swoją piżamę. Justin owinięty ręcznikiem wyszedł z łazienki, a ja przejechałam spojrzeniem wzdłuż... Łał. 
-Cóż, em..- minęłam go, przypadkowo ocierając się o nagie cało. To było gorące.
-Pójdę się ubrać.- zaśmiał się szatyn i zniknął za drzwiami do mojego pokoju, a ja zamknęłam się w łazience. Osunęłam się po nich w dół i klapnęłam pupą na mokre płytki. Para unosiła się w powietrzu i czułam zapach Justina. Jego żel pod prysznic ciągle tu był. Ja swój również miałam w jego łazience. To było normalne, jak spontanicznie zostawaliśmy u siebie na noc. No, ale widok jego ciała i wiedza, że on pod tym ręcznikiem nic nie miał i w każdej chwili mogłam ujrzeć.. Nie, to szło za daleko. Wskoczyłam pod chłodną, orzeźwiającą wodę i otuliłam nią swoje ciało. Nałożyłam wiśniowy żel pod prysznic i szybko go spłukałam. Umyłam jeszcze włosy i czując ciężar całego dnia na plecach, błagałam już o położenie się do łóżka i o śnie. 
Weszłam do swojego pokoju, rzuciłam krótkie spojrzenie na zakrytego już Justina. Podeszłam do lustra, które było na drzwiach szafy i zaczęłam rozczesywać swoje zniszczone włosy. Czułam, jak robi mi się niedobrze. Dopiero teraz doszło do mnie to, ile dziś w siebie wchłonęłam i wiedziałam, że się to źle skończy. Patrząc w swoje odbicie plułam się w brodę. Nikt nie powinien mnie doprowadzić do takiego stanu. Nikt nie powinien mnie zranić i nikt nie powinien mi grozić oraz krzywdzić bliskich. Po moim trupie. Tamta Claudia sobie poszła. Właśnie teraz poczułam, jak rodzi się we mnie wojowniczka. Byłam gotowa do walki.
Westchnęłam, aby uspokoić rosnącą adrenalinę i kiedy skończyłam czesanie ruszyłam do łóżka. Ułożyłam się na poduszce i momentalnie poczułam, jak jedzenie podnosi się do góry.
-Hej... wszystko okej?- spytał Justin, widząc moją minę. Pokiwałam tylko głową i zerwałam się na proste nogi. W ostatniej chwili zdążyłam dobiec do łazienki i wypuścić z siebie wymioty do sedesu, a nie na podłogę. Nie wiem, kto by to sprzątał... Poczułam, jak ktoś chwycił moje włosy. Kiedy przez moment miałam spokój, uniosłam głowę do góry.
-Justin wyjdź i nie patrz na to.
-Obiecałem, że przy tobie będę.- powiedział wystraszony. Jego oczy były wielkości 5 złotych. Chyba nigdy nie widziałam go tak wystraszonego.
-Ale nie musisz na to patrzeć.- i kolejne torsy zaczęły mną potrząsać. Trwało to jakieś piętnaście minut, dopóki mój żołądek nie był pusty.
-Okej?- spytał, kiedy klapnęłam pupą na podłogę i odchyliłam głowę do tyłu. Pokiwałam tylko głową, a on podniósł mnie z ziemi i zaczął nieść do pokoju.
-Naprawdę nie musisz.- on tylko się uśmiechnął słabo na te słowa i ułożył do łóżka. Wtedy zaczęło mi być zimno. Bieber gdzieś zniknął, a ja w tym czasie szczelnie owinęłam się kołdrą. Wrócił ze szklaną wody i sucharem.
-Zjedz to. Nie możesz mieć pustego żołądka.- przykucnął obok mnie i podał mi szklankę. Upiłam łyk, a potem zjadłam mały kawałek suchego chleba. Potem opadłam na poduszkę i nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.

~***~

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Uniosłam się do góry i zobaczyłam, że Justin słodko śpi, więc zwlekłam się z łóżka i ruszyłam je otworzyć. Kiedy zastałam w nich rodziców, zamarłam...
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
 Cześć i czołem, kluski z rosołem! Przychodzę do Was z nowym rozdziałem, który jest.. długi, o dziwo. Miałam wenę, dalej ją mam, więc po prostu siedziałam parę dni i pisałam. Za błędy przepraszam, ale no... Nie sprawdzam rozdziałów zazwyczaj przed dodaniem. Czasem przeczytam je w trakcie i na tym się kończy, bo w sumie mi się nie chce... Leń ze mnie haha! Co sądzicie o tym rozdziale? Jak myślicie, Klaudia da radę przezwyciężyć ten strach i stanie się waleczna? A może podda się i zakończy swój żywot, jak jej poprzedniczki? Komentujcie, to mega motywuje do pisania dalej. Mam do Was jeszcze jedną prośbę: wejdźcie w link do spisu ffjb i zagłosujcie na mój drugi blog, TOXIC w ankiecie na bloga miesiąca. To dla mnie bardzo ważne, więc liczę na Was! O boże, ale się rozpisałam! Dobra, kończę. Pamiętajcie o wattpad i reszcie blogów, do napisania, Wasza Claudia! ♥ PS! Oglądnijcie nowy zwiastun DANGEROUS
MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ


niedziela, 12 lipca 2015

Chapter 18.

"Pamiętaj, że wszystko, co uczynisz w życiu, zostawi jakiś ślad. Dlatego miej świadomość tego, co robisz."
 *kliknij na gif by czytać przy muzyce* 
~***~
To dziś! Dziś miała odbyć się premiera płyty Justina. Jak się okazało, jego fanek przybyło i śledząc twittera dostrzegłam, że wiele próbuje być przez niego zauważoną. Obserwacje dobiły do 3 milionów, a liczba ciągle rosła. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze pięć miesięcy temu Justin grywał w jakimś durnym klubie, a teraz ma wyjść jego własna płyta. Nie przesłuchałam jej całej, ale wiem, że ruszają prace nad teledyskami do muzyki z płyty.
Była szósta trzydzieści. Słońce dopiero witało wieżowce i przepędzało gęste mgły znad wysokich budynków. Z okna mojej sypialni mogłam podziwiać, jak zmieniał się krajobraz budzącego się miasta. Czubki struktury mostu Brooklyńskiego wyłaniał się z chmur, a na ulicach pojawiało się coraz więcej samochodów. To o takie życie mi chodziło- spokojne, z paroma drobnymi problemami. Moim kolejnym kłopotem było oddanie pieniędzy dziewczynom za czynsz, który zapłaciły. Cholerne pieniądze. To od nich zaczął się mój największy koszmar.
-Klaudia?- usłyszałam bardzo cichy głos za sobą. Odwróciłam głowę w stronę drzwi i zobaczyłam Alex- gotową do wyjścia z walizką w ręce. Uniosłam brew, zaskoczona jej bagażem.
-Wyjeżdżasz?- spytałam, a ona usiadła na brzegu łóżka i popatrzyła w moją stronę. 
-Pamiętasz, jak wspominałam o projekcie w Europie? Ian właśnie go zaczął, więc cała firma wyjeżdża tam na miesiąc. Przy okazji chcę odwiedzić rodziców.- uśmiechnęła się i podeszła do mnie. Delikatnie objęła ramionami i przytuliła do długich, blond włosów. -Mam nadzieję, że jak wrócę, to spotkam starą Claudię, która tutaj z nami przyjechała.- objęła moją twarz w dłonie i znowu przytuliła. Odwzajemniłam jej gest, wzdychając ciężko, a potem patrzyłam, jak znika za drzwiami. Usłyszałam jeszcze trzaśnięcie wejściem i wiedziałam, że już jej nie ma. Nim się obejrzałam była już na dole i obserwowałam, jak mała blondynka wsiada do małej, żółtej taksówki i odjeżdża w stronę lotniska.
Nagle zadzwonił mój telefon. Za nic w świecie nie chciałam schodzić z tego parapetu. Było mi tu wygodnie, a zanim bym doszła do łóżka, ktoś by się już rozłączył. Niestety, kiedy telefony nie ustępowały, przy trzecim razie zeszłam i nie patrząc, kto dzwoni, odebrałam.
-Czego?!
-Groźnie!- usłyszałam rozbawionego Justina i momentalnie wywróciłam oczami. -Za pół godziny premiera płyty. Masz ochotę wybrać się ze mną na wspólne śniadanie?
-Justin nie mam pieni..
-Stawiam.- przerwał mi, a ja przygryzając wargę spojrzałam na swoje odbicie. 
-Nie za dobrze wyglądam.- mruknęłam do słuchawki i w odpowiedzi usłyszałam sygnały rozłączenia. Wzruszając ramionami wróciłam na parapet i znów wpatrywałam się w ulice Brooklynu. Dostrzegłam, że podjechał pod mój blok duży jeep z przyciemnianymi szybami. Spostrzegłam również, że nagle wokół niej pojawiło się kilku reporterów, a ze środka wysiadło dwóch wysokich i napakowanych mężczyzn, a po nich Justin. Nim to wszystko przetrawiłam, rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Mozolnym krokiem ruszyłam je otworzyć, a w nich zastałam uśmiechniętego od ucha do ucha szatyna z bukietem pięknych, pudrowych róż i ładnie zapakowanym pudełeczkiem. Serce zaczęło bić jeszcze szybciej. 
-Cze-cześć.- zająknęłam się, czując wpełzający na policzka rumieniec.
-Zestaw dla mojej pierwszej fanki.- uśmiechnął się i wszedł do środka. Dostrzegłam za nim wysokiego faceta, który ubezpieczony był w broń, pałkę i krótkofalówkę, przez którą komunikował się z innymi ochroniarzami. Uniosłam brew i wskazałam na niego. -Nie, on nie musi wchodzić. 
-Okeej..- zamknęłam więc wolno drzwi i skierowaliśmy się do mojego pokoju. Wsadziłam śliczne kwiatki do wazonu i odwróciłam się do Justina. 
-To jest dla ciebie.- odebrałam od niego pudełeczko i pospiesznie je odpakowałam. W środku była płyta i kolejne pudełeczko. No nie..
-Jaka śliczna...- westchnęłam podziwiając piękną, srebrną bransoletkę ze znakiem nieskończoności. -Nie trzeba było.
-Chciałem. Żebyś zawsze pamiętała, że jestem obok ciebie.
-Obiecujesz?- złapał mnie za rękę i przysunął do siebie bliżej. Usiadł na łóżku i z wielkim, szczerym uśmiechem na twarzy spojrzał mi prosto w oczy.
-Jak ty obiecasz mi coś innego.- spoczęłam obok niego, przerzucając swoje nogi przez jego kolano, nadal siedząc na materacu. -Zaczniesz dla mnie jeść.
-Justin..
-Claudia! Obiecaj.- złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę, by zyskać moją uwagę. Jednak ja nadal patrzyłam w podłogę, więc chwycił mój podbródek i uniósł głowę do góry, by mógł spojrzeć mi w oczy. -Obiecaj, proszę.- wyszeptał parę milimetrów od mojej twarzy. -Przejdziemy przez to razem, zobaczysz.- pocałował delikatnie kostki od dłoni i znów wlepił we mnie swoje oczy.
-Uh... Obiecuję.- poczułam mocny uścisk wokół mojej szyi, więc odwzajemniłam jego gest. -Justin?
-No?- odsunął się na odległość ramion.
-Em.. Nie ważne. Pomóż mi się ubrać.- znów miałam mu powiedzieć, że coś do niego czuję, ale nie mogłam. Wiedziałam, że to by było najgorsze, co może być. Przejrzeliśmy całą szafę i strasznie ciężko było dobrać do mnie coś, co będzie w miarę przylegać do ciała. Ostatecznie wybrałam miętową marynarkę, białą, cienką bluzeczkę z dekoltem "V" i jasne spodenki z wysokim stanem. Było ciepło, nawet dla mnie, więc mogłam pozwolić sobie na odsłonięcie swojego ciała dla promieni słonecznych. Weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic, a potem osuszyłam włosy i zostawiłam je w lekkich falach. Musnęłam usta błyszczykiem i nałożyłam tusz na rzęsy. Chciałam przez ten jeden dzień zapomnieć o wszystkim tym, co mnie spotkało, wrócić do normalności i nie myśleć o tym, czy pasuje mi coś zjeść, czy znów za dużo zgrubne.
-Gotowa?- usłyszałam głos zza drzwi i kiedy przejrzałam się po raz ostatni w lusterku, wyszłam i pokazałam się Justinowi.
-Uh.. Wow! Em...Okej, wyglądasz zabójczo. Idziemy?- ujął moje ramie i kierując w stronę drzwi, przepuścił i od tej pory towarzyszył nam ochroniarz. Dzięki niemu czułam się pewniej, nawet jeśli byłam przy Justinie. Wsiedliśmy do czarnego jeepa i ruszyliśmy. W pewnym momencie szatyn zasunął szybę, dając nam więcej prywatności przed ochroniarzami.
-Więc..- klepnęłam dłońmi o uda. -Gdzie mnie zabierasz?
-Niespodzianka.-przygryzł wargę i spojrzał w moją stronę, a ja wprost nie mogłam się opanować, żeby nie zaczerpnąć głębiej powietrza. Do czego to doprowadziło? Zakochałam się w swoim przyjacielu.
Samochód się zatrzymał, a Justin wysiadł z auta, aby mi otworzyć drzwi. Ujęłam więc jego dłoń i powoli stawiając jednego sandała na ziemi rozglądam się dookoła. Wokół zebrało się kilku dziennikarzy. Oni byli dosłownie wszędzie. Justin chwycił mocniej moją dłoń i zaczął prowadzić w stronę kawiarni, nie odpowiadając na pytania zadawane przez reporterów. Gdy wreszcie zajęliśmy zarezerwowane miejsce, poczułam ulgę, nawet nie wiem, czemu.
-Słuchałaś płyty?- spytał, kiedy kelner podał nam menu. Mrugnęłam parę razy w jego stronę.
-Nawet mi nie pozwoliłeś!- burknęłam, zmrużając oczy z rozdrażnienia. -Ale posłucham.- dodałam już spokojniej, a on uśmiecha się od ucha do ucha.
-Chciałbym spędzić z tobą cały dzień, co ty na to?
-Nie masz mnie dość?- zaśmiałam się, na co on tylko pokręcił głową całkowicie poważny. Zmarszczyłam brwi i znów się roześmiałam. Zwariował.
Po udanym śniadaniu postanowiliśmy jechać do Central Parku, co okazało się być najgorszym pomysłem, jaki może być. Bieber wypuścił do internetu dopiero dwie piosenki - "Die in your arms" i "All around the world", a one całkowicie go rozsławiły. Każda stacja muzyczna chce puszczać kawałki Justina, a on tylko lata od jednego do drugiego dyrektora danego przedsiębiorstwa i podpisuje umowę. Scooter miał racę. To wir i walka, czy szatyn znajdzie się na samym szczycie, czy upadnie.
-Jak to jest?- zaczął nagle, wyrywając mnie z rozmyślań. Skupiłam swoją uwagę na nim i wyczekiwałam dalszej wypowiedzi. -Niedawno nawet nie pomyślałbym, że wokół mnie może krążyć tylu facetów tylko dlatego, że dziewczyny szaleją i rzucają się na mnie, jak na darmową torebkę od Coco Chanel.
-Bo jesteś gorący.- wzruszyłam ramionami z uśmiechem na twarzy.
-Em... Dzięki, ale... Uh.. Nie chciałbym, aby świat patrzył na to, czy jestem przystojny, tylko na to, jakie emocje przelewam w muzyce. To jest ważne.- kiedy to mówił, widać że bardzo mu zależało na tym wszystkim. On naprawdę chciał pokazać światu, jak wiele emocji może mieć, wydawać by się mogło, zbuntowany chłopak. Owszem, może z zewnątrz tak wyglądał, ale po kilkumiesięcznej znajomości wiem, że jest szlachetny, troskliwy, opiekuńczy i dobry.
Przytuliłam się do jego ramienia i dalej dotrzymywałam mu kroku. Szliśmy w ciszy, nikt nic nie mówił, ale ja ciągle gryzłam się w język.
-Jesteś dobrym człowiekiem, Justin. Ja to wiem.
-A ja to doceniam.- puścił mi oczko, przejeżdżając kciukiem po policzku i lekko je szczypiąc. Westchnęłam, kiedy doszliśmy do samochodu i musieliśmy do niego wsiąść. Nie jechaliśmy długo, bo już po 10 minutach auto znowu się zatrzymało. Wysiedliśmy w centrum Queens. Dostrzegłam wiele polskich knajp, przez co aż mój żołądek zaczął wykręcać się we wszystkie strony.
-Nie wierzę.. Naprawdę tu przyjechaliśmy? Odkąd mieszkam w Nowym Jorku jeszcze tu nie byłam.
-Stwierdziłem, że skoro pochodzisz z Polski, to tęsknisz za tym, co w niej miałaś. Więc... Które pierogi najpierw?- wskazał kolejno na knajpy, a ja o mały włos bym się nie rozpłakała. To, co dla mnie zrobił było cudowne. Weszliśmy do pierwszej, która mieściła się najbliżej nas. Zajęliśmy wolne miejsce, a w tle słyszałam język polski. Podeszła do nas kobieta i uśmiechnęła się słodko. Postanowiłam przywitać ją w moim ojczystym języku. Zdziwiona również mi odpowiedziała i zaczęłyśmy prowadzić krótką konwersację na temat tego miejsca. Olga- bo tak miała na imię, bardzo tęskniła za Polską i powiedziała, że ta knajpa to coś, co ciągle przypomina jej skąd pochodzi.
-Widzę, że ty tutaj z gwiazdami jadasz.- wskazała brwiami na Justina, a ja oblałam się czerwienią. Poczułam spojrzenie szatyna, więc od razu uciekłam w drugą stronę. -Oh, czy ty właśnie się zawstydziłaś?
-Nie, dobra? Nie.- zaśmiałam się i chwyciłam palec, który wskazywał moje policzka. -Proszę cię, uspokój się.- kontynuowałam, wybałuszając oczy w jej stronę. Nie chciałam, aby Bieber zorientował się, albo zaczął coś węszyć.
-Oh, no dobrze. Więc..- odchrząknęła i poprawiła fartuch. -Co podać?- powiedziała po angielsku i spojrzała to na mnie to na niego.
-Pierogi z mięsem!- zawołałam od razu i podziękowałam za rozmowę. Miło było spotkać kogoś, kto tak, jak ja, przyjechał tu z Polski.
-Jesteś taka szczęśliwa... Niczym jak wtedy, kiedy cię poznałem.- przenikliwe spojrzenie wierciło dziurę w moich oczach. Justin obserwował mnie z iskrami w oczach i ciepłym uśmiechem na twarzy.
-Bo.. jestem.- wzruszyłam ramionami i spuściłam wzrok w dół, znów czując zawstydzenie. Cholera, to było chore...
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Hej misie! Wakacje!!! Przychodzę do Was z nowym rozdziałem, bo w sumie dawno nic nie było. Czas w końcu ponadrabiać.... Żartowałam. Nie mam NA NIC czasu. Planuję odświeżenie wyglądów blogów, ale nie wiem, czy nawet na to wystarczy mi czasu. Ciągle mnie nie ma w domu, a jak jestem, to mam 21498329 innych zajęć do wykonania. To naprawdę męczące. Dziś poświęciłam dużo czasu na napisanie tego rozdziału. Może przez to, że dawno nie pisałam, nie wiedziałam, jak coś w ogóle przelać tutaj? Nie wiem, ale w każdym bądź razie coś dla Was mam i myślę, że z tego "cosia" się ucieszycie. Buziaki, trzymajcie się i wypoczywajcie. xx ♥

MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ



czwartek, 2 lipca 2015

Chapter 17.


"Przyjaźń często kończy się miłością, ale miłość przyjaźnią nigdy."
 *kliknij na gif by czytać przy muzyce* 
~***~
Kiedy lekarze wyszli z jej sali, od razu poszedłem za jednym z nich. Musiałem wiedzieć, co jest Claudii. Znaleźliśmy się przed gabinetem lekarskim, więc poczekałem, aż lekarz wejdzie, a dopiero za nim skierowałem się ja. Usiadłem na wolnym miejscu i starając się rozluźnić, obserwowałem starszego pana.
-Więc Claudia jest odwodniona, wychudzona, ma bardzo niski poziom cukru w organizmie, jej ciało to prawie sama skóra. Nigdzie nie znajdziemy tkanki tłuszczowej. To tylko zanikające mięśnie.- powiedział lekarz i wskazał mi wyniki badań. Palcem najechał na OB, poziom cukru i procenty masy tkanki tłuszczowej oraz mięśni. -Musimy powiadomić jej bliskich.- dodał, a ja spojrzałem prosto w jego wielkie, inteligentne oczy.
-Po co?
-Ponieważ cierpi na zaburzenia psychiczne. Musi być pod stałą opieką. Powinna trafić do jakiegoś psychiatry, a w ostateczności do psychiatryka.- wzruszył ramionami, a ja westchnąłem ciężko.
-Więc po co jej rodzice? Możemy się nią zająć.
-Właśnie widzę jaki jest efekt waszej opieki nad nią.- jak na doktorka, to miał on bardzo niewyparzony język. -Przepraszam. Nie powinienem.- odchrząknąłem, by nie skomentować jego uwagi i wstałem. -Zadzwonię do jej rodziców.- dodał jeszcze, a ja zignorowałem to. Wiedziałem, że kiedy Claudia się o tym dowie, nie będzie zadowolona. Opuściłem gabinet i ruszyłem w stronę sali, w której leżała. Zacząłem głęboko rozmyślać nad tym, co powiedział lekarz. Dlaczego doprowadziła się do takiego stanu?
-Możesz do niej wejść. Chciała cię zobaczyć jako pierwszego.- powiedział Ian, kiedy mnie zobaczył. Skinąłem głową i pospiesznie otworzyłem drzwi. Zastałem ją leżącą w łóżku, otuloną pościelą, z zamkniętymi oczami i lekko unoszącą się klatką piersiową.
-Justin?- spytała cichutko, a ja pospiesznie podszedłem do jej łóżka. Ująłem lodowatą dłoń i przystawiłem do twarzy, chcąc ją ogrzać. Obdarowała mnie w podzięce czułym spojrzeniem, a na twarzy zawitał lekki uśmiech. -Wszystko okej? Wyglądasz na zmartwionego.
-Dlaczego to robisz? Głodujesz się, tniesz, odpychasz od siebie każdego. Nie chcesz naszej pomocy.- zacząłem wymieniać, na co ona tylko ścisnęła mocniej moją dłoń. -Cholera no, martwimy się. Lekarze dzwonią do twoich rodziców.
-Co?! Nie, oni nie mogą.- zaczęła skrzywiać się z bólu, a po policzkach od razu spłynęły jej łzy. -Błagam. Zadzwoń do nich i powiedz, żeby uciekali. Niech wyjadą i nikomu nic nie mówią.- jej głos łamał się przy każdym wyrazie, a ręce trzęsły ze strachu.
-Znalazł ich?- spytałem ostatkami tchu, a ona tylko pokiwała głową. -Zadzwonię. Powiem lekarzom, żeby nie dzwonili.- pocałowałem jej kostki i ścisnąłem mocniej dłoń. -Dlaczego to zrobiłaś?
-On zadzwonił...Powiedział, że gra się rozpoczęła, że będzie ich zabijał, a części ciał wysyłał mi pocztą.- to brzmiało absurdalnie, ale ten idiota był zdolny do wszystkiego. Usiadłem na skraju łóżka i przysunąłem ją do siebie, aby się uspokoiła. -Ja nie daje rady Justin. Mam tego dość. Jedyne, o czym marzę, to śmierć. Mam dość tego wszystkiego.- szatynka zamiast się uspokoić zaczęła płakać jeszcze bardziej. Usłyszałem, jak ktoś wchodzi do środka, więc podniosłem wzrok w stronę drzwi. Tam zastałem Iana i Mario. Powiedzieli, że dziewczyny razem wróciły do domu, a oni mają je poinformować o stanie przyjaciółki. Jak widać było na załączonym obrazku, nie za dobrze sobie radziła. Wyszli bez słowa, a ja nadal próbowałem ją uspokoić. Na marne. Miałem ochotę zabić tego gnoja za wszystko, co robi tej biednej dziewczynie. Gówno mnie obchodziły pozostałe, bo żadna jakoś nie zwracała na siebie uwagi. Claudia była inna. Pełna energii, optymizmu i determinacji. Ta ostatnia doprowadziła ją własnie tutaj. Tak bardzo chciała dostać tą pracę, że teraz płaci za to swoim zdrowiem. Pierdolony kutas, zabiję go.
Pielęgniarki nie raz już na mnie wrzeszczały, bo nie powinienem leżeć na łóżku pacjenta, tyle że Claudia przytulała się tak mocno, że nie byłem w stanie się wyplątać z jej uścisku. A kiedy tylko oderwałem od siebie rękę, ona zaczynała płakać. Mimo, że spała, jej policzki były mokre od łez.
-Pan znowu tu?- spytała blond pielęgniareczka w stroju niczym z filmu dla dorosłych. Wysoka, szczupła, ładna i zaokrąglona w odpowiednich miejscach.
-Wiem, że chciałaby pani być na jej miejscu.- mruknąłem, posyłając jej wyzywające spojrzenie. Otrząsnąłem się jednak, kiedy przypomniałem sobie o tym, że zaczynam karierę i powinienem uważać na wszystko, co robię i mówię.
-Tak, chłopcze. Z pewnością. Złaź i wyjdź. Muszę ją zbadać.- machnęła na mnie ręką i delikatnie obudziła Claudię. Mruknęła coś pod nosem i otworzyła małe, czekoladowe oczy. Poprawiła się, a ja swobodnie wyplątałem się z uścisku. Wyszedłem na zewnątrz, zająłem wolne miejsce i momentalnie napłynęły do mnie wszystkie złe emocje, które były wyciszone. Wściekłość opanowała moje ciało i jedyne o czym byłem w stanie myśleć, to o sposobie, którym zabiję Paul'a.
-Ej, stary.. Może chcesz wyskoczyć się wykąpać i przebrać?
-Sugerujesz coś?- uniosłem zdziwiony brew i spojrzałem na Casas'a. Ten tylko pokiwał głową i wzruszył ramionami.
-Mogę chwilę zostać z Claudią, a ty widać jesteś padnięty.
-Ale za to mam w chuj siły, aby kogoś zabić, więc uważaj.-zerwałem się na proste nogi, kiedy tylko sexpielęgniarka wyszła z sali. Wróciłem do przyjaciółki i usiadłem na krześle.
-Śpiąca?- spytałem, na co ona tylko pokiwała głową. Oparła ją o poduszkę i się w nią wtuliła.
-Justin?- uniosłem brwi i spojrzałem na nią. -Nic...- zaśmiałem się cicho, a ona do mnie dołączyła. Jest taka słodka...

~***~

Trzy dni później wypuścili ją ze szpitala. Następnego dnia miała być premiera płyty. Scooter szalał i wymyślał coraz to nowsze pomysły na jej promocje. Nie wydziwiałem, w końcu... Wiele osób mnie już kojarzyło. Ostrzegł mnie tylko, że teraz będzie to spirala, w której okaże się, czy będę na szczycie, czy na dnie. Musiałem dawać z siebie dwieście procent. Siedząc w szpitalu razem z Claudią szkoliłem głos. Prosiła mnie, abym jej śpiewał, więc to był dobry moment, by uczyć się tekstów na pamięć i brzdąkać na gitarze. W wolnych chwilach latałem od jednej stacji do drugiej, by udzielać jakiś wywiadów. Na każdym z nich padało pytanie o szatynkę. Kim ona dla mnie jest i czy coś dla mnie znaczy. Czasem było to tak denerwujące, że miałem ochotę powiedzieć, że to moja siostra, ale musiałem to traktować poważnie. Ludzka ciekawość nie zna granic.
-Jesteś pewna, że wracasz do siebie? U mnie miałbym cię na oku cały czas.- spytałem, odrzucając kosmyk włosów z jej twarzy. Ona tylko pokiwała zmieszana głową i opuściła mój samochód. Wysiadłem zaraz za nią i złapałem torbę z rzeczami, jakie miała. Skierowaliśmy się do wejścia, a ja widząc, jak się męczy wchodząc po schodach, miałem ochotę ją ochrzanić. Dziewczyno, co ty z sobą zrobiłaś? Kiedy się poznaliśmy ty po nich biegałaś, a teraz? Ciężko ci się po nich wchodzi.

CLAUDIA'S POV
Jedyne, o czym myślałam, to o przestrzeni. Czułam coś, czego czuć w życiu nie powinnam. Jak mogłam zakochać się w przyjacielu? Cholera... To było silniejsze ode mnie. Pieprzone uczucie powodowało, że miałam nadzieję. Jutro będzie lepiej. Tak właśnie się przy nim czułam. Zdawałam sobie sprawę jednak z tego, że to Justin. On zaraz stanie się sławny na skalę światową i wszyscy będą o nim mówić. A ja? Zostanę tu sama z wszystkimi problemami i nikt nie zaśpiewa mi piosenki o tym, że mimo wszystko będzie dobrze. To tak oklepane, ale z jego ust, przy pięknej melodii to było jak najpiękniejszy utwór świata.
-Dziękuję Justin.- uśmiechnęłam się, chcąc odebrać od niego swoje rzeczy. Otworzyłam drzwi do mieszkania i weszłam, a następnie odwróciłam się do niego, aż wpadłam mu w ramiona.
-Szczerze? Jesteś lżejsza od tej torby.- zaśmiał się, stawiając mnie na nogi. Z zaczerwienionymi policzkami wpuściłam go do środka, a on odstawił torby do mojego pokoju. Pozwolić mu odejść, czy nie?
-Cóż, będę się zbierać. Za pół godziny mam sesje zdjęciową.- przeczesał włosy i uśmiechnął się skromnie, na co ja też wykrzywiłam się w uśmiechu.
-To leć, gwiazdo. Podbijaj świat.- puściłam oczko, a on podszedł i mnie przytulił.
-Trzymaj się, moja gwiazdko. Będę później.- cmoknął mnie w czubek głowy i wyszedł, a ja zostałam sama w mieszkaniu. Gwiazdko... przestań,przestań,przestań!
Weszłam do swojego pokoju i od razu położyłam się na łóżku. Wchodzenie po schodach mnie wykończyło...
-Musimy cię umówić do psychiatry.- Justin usiadł obok i spojrzał troskliwie w moją stronę. -Tak nie może być.
-Justin nie przesadzaj. Nic mi nie jest.- wywróciłam oczami, a on zmrużył powieki.
-Czy ty wywróciłaś na mnie oczami?- mruknął.
-To się robi nudne, przestań.- westchnęłam, kiedy nagle poczułam, ja zaczyna mnie gilgotać. Wyginałam się we wszystkie strony, a sprytne palce szatyna wierciły dziury w żebrach.
-PRZESTAŃ, PROSZĘ!- piszczałam, chwytając go za ręce i próbując go zrzucić z siebie. To było nie możliwe. Byłam za słaba na niego.
-Nie puszczę. Nigdy.- wydyszał i łapiąc moje nadgarstki pociągnął je nad głowę i spojrzał na mnie. -Wyglądasz dość apetycznie.- wzruszył ramionami. -Jak zgrubniesz będzie jeszcze lepiej.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
No i mamy to! WAKACJE! Spodziewaliście się, że rozdziały będą częściej? To Was rozczaruję. Mnie w wakacje praktycznie ciągle nie ma w domu. A to wychodzę, wyjeżdżam, ktoś przychodzi, itd. Rozumiecie? Po prostu nie mam nawet czasami wieczorami siły siąść i napisać ten rozdział, mimo, że wena jest. Musicie to zrozumieć, ale chyba jesteście na tyle wyrozumiali, że to nie będzie trudne. Zresztą, sami pewnie też nie macie dużo czasu, także... :) Wesołych, udanych i bezpiecznych wakacji miśki! Tymczasem zapraszam Was na pozostałe blogi i na Wattpad! Buziole! A no i jeszcze coś! POJAWIŁ SIE NOWY ZWIASTUN DO DANGEROUS!!! ♥

MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ



poniedziałek, 22 czerwca 2015

Chapter 16.


"Umrzeć, to tylko tyle, co przestać być widzialnym."
*kliknij na gif by czytać przy muzyce* 
~***~
JUSTIN'S POV
Setki pytań, które nie miały sensu przepływały przez moje uszy jak woda po rynnie. Nie miałem najmniejszej ochoty tu siedzieć, ale również nie mogłem pokazać panu Robinowi, że mam takie podejście do sytuacji. W końcu.. dopiero zaczynam karierę i już mam swoje foszki? Media zjadłyby mnie na starcie, więc reputacja miłego chłopaka musiała się utrzymać.
-Ostatnie pytanie, na które czekają fanki z całego świata: Masz dziewczynę?- spojrzał na swojego tableta, gdzie uruchomionego miał twittera. To z tego portalu brał pytania- ktoś je zadawał, a on po prostu czytał. Na tym polegał nasz wywiad.
-Nie mam.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą, lekko się uśmiechając.
-Zatem kim jest ta dziewczyna.- wskazał palcem na zdjęcie, które przedstawiało mnie i Claudię przytulających się na lotnisku. To było niedawno, kiedy wróciłem z Los Angeles.
-To moja przyjaciółka.
-Dużo masz takich przyjaciółek do których się tam przytulasz?- uniósł jednoznacznie brew, a we mnie się zagotowało. Cholera, mogę być sławny, jara mnie to, ale nie zniosę wtrącania się w życie prywatne.
-Justin nie musisz odpowiadać na to pytanie. To twoje prywatne sprawy, a każda gwiazda zasługuje na trochę prywatności.- z naklejonym uśmiechem na twarzy spojrzał na dziennikarza, a potem na mnie.
-Zgadzam się. -przytaknąłem i spojrzałem na zegarek. Była szósta czterdzieści.
-W takim razie to tyle. Wywiad ukaże się w nowym Pop Star.- mężczyzna wstał z krzesła i podał mi rękę. Uścisnąłem ją i odprowadziłem go wzrokiem do drzwi. Kiedy wyszedł padłem na kanapę i westchnąłem ciężko.
-No stary... Przyzwyczajaj się, bo nie będzie łatwo.- klepnął mnie w barki i sam skierował się do drzwi. -Ja już spadam, rodzina wzywa.- uśmiechnął się i pomachał na pożegnanie. Ja jedynie wystawiłem rękę do góry i nadal leżałem, aż w końcu stwierdziłem, że czas wrócić do domu i zająć się pochorowaną Claudią.

Wszedłem do mieszkania i usłyszałem cichy dźwięk telewizora. Zgadywałem, że to tam jest brunetka, więc skierowałem się do salonu. Pomieszczenie wyglądało tak, jakby właśnie przeszło po nim tornado. Poduszki walały się po podłodze, telefon Claudii był rozwalony na środku pokoju i momentalnie poczułem, że coś się stało. Pobiegłem do sypialni, gdzie również jej nie było. ŁAZIENKA! Otworzyłem drzwi i zobaczyłem ją.
-KURWA MAĆ!- przeklnąłem, czując narastającą we mnie panikę. Od razu wybrałem numer na pogotowie i wezwałem karetkę. -Claudia.. Claudia proszę cię... Obudź się..- mówiłem, obejmując krwawiący nadgarstek. Nie było reakcji. Nie wiedziałem, co zrobić, zacząłem panikować. Pierwszą myślą było zrzucenie z siebie koszulki i zatamowanie największych ran. Ująłem jej dłoń i delikatnie uniosłem do góry. Owinąłem ją dookoła, a po policzkach spłynęły pierwsze łzy. Nie wiem, co bym sobie zrobił, gdyby jej się coś stało. Pierdolony wywiad! Gdyby nie on, byłbym z nią w domu i do niczego takiego by nie doszło? Co się w ogóle stało? Co ją do tego doprowadziło?
Usłyszałem, jak do mieszkania dobija się pogotowie, więc krzyknąłem, że drzwi są otwarte, a ratownicy w momencie znaleźli się w łazience. Kazali mi się od niej odsunąć i sami unieśli ją nad kałużą krwi.
-Proszę pana!- potrząsnął mną jeden z ratowników. -Co się tutaj wydarzyło?
-Wróciłem ze studia, a ona.. ona leżała tu zakrwawiona. Od razu po was zadzwoniłem.- pociągnąłem końcówki włosów do góry, próbując powstrzymać łzy. Zabrali ją...

~***~

Minęły dwie godziny odkąd siedziałem przed salą, w której była. Do szpitala zdążyły dotrzeć już dziewczyny, które przywiozły ze sobą wsparcie. Ah, jebać to. Nie one mnie interesują, tylko Claudia.
-Co z nią?- spytała Andżela, siadając obok mnie. Spojrzałem na nią spod rzęs, nie unosząc nawet głowy w górę. Dlaczego one się nią nie opiekowały? Dlaczego, kurwa, pozwoliły doprowadzić jej się do takiego stanu?!
-Teraz cię to obchodzi?- prychnąłem, zrywając się z krzesła i zaczesując włosy do tyłu. Czy ktoś mógł mi kuźwa powiedzieć co z nią?!
-Ej, Justin! Wyluzuj.- mrugnąłem na Ian'a i zatrzymałem się w miejscu.
-Oh, czyżby? Cóż... Wyobraź sobie, że jesteś na moim miejscu. Wyjeżdżasz, bo musisz nagrać płytę i powierzasz swoją przyjaciółkę IM!- wskazałem na szatynkę i blondynkę. -Po czym jak przyjeżdżasz, twoja przyjaciółka wygląda jak chodzący trup. A co jej przyjaciółki? Niby to widzą, a czy coś z tym robią? Kurwa, jak ja mam być spokojny?!- przewróciłem krzesło, które stało mi na przejściu i odszedłem kawałek dalej, by ochłonąć. Czułem palące spojrzenia znajomych i wiedziałem, że z jednej strony zrobiłem dobrze, bo ktoś musiał to powiedzieć, a z drugiej... Mogłem być delikatniejszy...
Usiadłem przy automacie z napojami i przejechałem rękami po twarzy. Kupiłem wodę i upiłem łyk. Rozejrzałem się dookoła. W poczekalni nie było dużo osób. Starszy pan siedział prawdopodobnie z żoną i wspólnie przeglądali czasopisma ze stolika. Nieopodal stała młoda kobieta i dyskutowała przez telefon. Była pacjentką, miała na sobie piżamę. W kącie jakiś bezdomny zajadał się bułką. Ten człowiek przykuł mi uwagę najbardziej. Wstałem i zacząłem iść do niego. Kiedy mnie dostrzegł, jego wyraz twarzy się zmienił. Był zestresowany i bał się.
-Kupić panu coś do jedzenia jeszcze?- spytałem, spoglądając na kończącą się bułkę. Nie dostałem odpowiedzi. -Okeeej... To może coś do picia?- znów nic nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie wielkimi, niebieskimi jak ocean oczami. Przypominał mi typowego starego rybaka, który całe życie był na wodzie. Westchnąłem i najzwyczajniej w świecie poszedłem do bufetu. Zamówiłem największą porcję kolacji z każdym możliwym deserem. Z ogromną tacką w rękach wróciłem do staruszka. Usiadłem obok niego i wręczyłem mu jedzenie.
-Smacznego.
-Dziękuję chłopcze!- wydukał wreszcie, a po policzkach spłynęły wielkie krople łez. -Nawet nie wiesz, jak bardzo ci za to dziękuję!- poklepałem go w ramię i uśmiechnąłem się do niego. -Dlaczego tu jesteś?- spytał, zajadając się płatkami na mleku.
-Moja przyjaciółka trafiła tutaj...
-Co jej się stało?
-Pocięła się... Bardzo.- odchrząknąłem, prostując się i wbijając wzrok w jakiś punkt w oddali.
-Przyjaciółka, huh?- bezdomny upił łyk gorącej herbaty. -Chłopcze... Ty ją kochasz.- uśmiechnął się do mnie, a ja uniosłem brew. -Za moich czasów się nie okaleczało. Były inne sposoby. Dziewczęta po prostu uciekały, doprowadzały się do śmiertelnej anoreksji.- zaczął opowiadać, a ja wyobraziłem sobie chude jak tyczki dziewczyny. Przeraziło mnie to. -Cóż.. Była taka jedna. Każdy za nią szalał, a ja byłem jej przyjacielem. Zawsze mogła na mnie polegać. Mówiła mi o swoich problemach, a ja ją wspierałem. Dopiero, kiedy znalazłem ją omdlałą w jej kuchni zrozumiałem, że ją kocham i to mój obowiązek.
-Ale jaki obowiązek?- przerwałem, a mężczyzna w tym czasie znów napił się herbaty.
-Chronić ją, młodzieńcze.- uśmiechnął się. -Jak nie ja, to nikt tego nie zrobi. Nie zrobi lepiej, niż ja. Potem okazało się, że ona mnie też kocha, dlatego byliśmy z sobą tak długo, jak Bóg na to pozwolił.- urwał w pewnym momencie, a po jego policzkach znów spłynęły łzy. Odchrząknął i złapał bułkę i dżem.
-Przepraszam, że pytam, ale co się z nią stało?
-Zginęła w wypadku. Ja się załamałem i skończyłem właśnie tak... Siedząc w szpitalu i żebrząc o jedzenie.- wzruszył ramionami, a ja znów wlepiłem wzrok w ścianę. -Pamiętaj, by ją chronić.
-Dziękuję za rozmowę, ale chyba muszę już wracać.- spojrzałem na zegarek i wstałem z miejsca. Spojrzałem po raz ostatni na mężczyznę i wyciągnąłem portfel. W tej samej chwili podbiegła do mnie jakaś niska dziewczyna o długich, czekoladowych włosach. Oczy błyszczały jej się jak kryształy lodu, a uśmiech potrafił rozpromienić twarz każdego dookoła.
-O mój boże! Justin! Mogę zdjęcie?- spytała wysokim, cienkim tonem, a ja pokiwałem głową i ustawiłem się do zdjęcia. Dałem autograf, przytuliłem, a ona odeszła na bezpieczną odległość. Wiedziałem, że nadal mnie obserwuje...
-Kim jesteś?- spojrzał na mnie zszokowany. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co mu chodzi.
-Justin.- wzruszyłem ramionami i zacząłem wyjmować gotówkę. -Gdy będę tak sławny, że o mnie usłyszysz, to wrócę i pomogę ci stanąć na nogi. Obiecuję.- wetknąłem mu do ręki parę banknotów i z uśmiechem na twarzy odszedłem od mężczyzny.
Kiedy byłem już przed drzwiami do sali Claudii zająłem swoje miejsce i znów czekałem. Chciałem, aby się po prostu obudziła.

ALEX'S POV
Wtuliłam się w ramię Iana i czekałam. Prosiłam Boga, aby ta męczarnia się skończyła. Kiedy pytałam lekarzy o stan zdrowia przyjaciółki, ci tylko mówili, że straciła dużo krwi i teraz musi dużo odpoczywać. Przyznali, że przecięła również dwie małe żyły, które doprowadzały krew do opuszków palców. Zszyli je, więc kiedy się obudzi i będzie nimi ruszać, czucie w nich wróci bardzo szybko. Prócz tego jest wychudzona i brakuje wielu witamin w jej organizmie. Poziom cukru jest za niski, dlatego podają glukozę przez kroplówkę.
-Kochanie?- usłyszałam głęboki głos mężczyzny. Uniosłam wzrok do góry, by spojrzeć w błękitne tęczówki Somerhaldera. -Może przyniosę ci coś do jedzenia? Nic nie jadłaś.- westchnął, całując mnie w głowę. Zamknęłam oczy pod wpływem jego dotyku, a zaraz potem otworzyłam i ścisnęłam mocniej jego ramię.
-Nie jestem głodna.- przyznałam, wtulając się jeszcze bardziej. Ian zarzucił na mnie rękę i przysunął jeszcze bardziej. Martwiło mnie to, co powiedział Justin. Miał racę. Mamy w tym trochę udziału. Gdybyśmy były bardziej stanowcze, nie siedziałybyśmy w szpitalu i martwiły o Claudię, tylko bawiły razem w jednym z klubów. Co było w ogóle powodem jej samookaleczenia? Miała problem? Wydawało mi się, że Justin nad wszystkim panuje. Byłam głupia, przecież on też ma swoje życie- życie początkującej gwiazdy. Ma wiele spraw na głowie, a na dodatek dorzuciłyśmy mu swoją najlepsza przyjaciółkę. "Bo było wam wygodniej, pizdy!" krzyczał głos w głowie, który momentalnie chciałam zagłuszyć. Co to, to nie! Oczywiście, że było nam na rękę, kiedy Justin się nią opiekował, ale nie chciałyśmy jej spławić. To nasza przyjaciółka i nikt czasami nie potrafi pomóc, jak ona.
-Chodź, odwiozę cię do domu.- szepnął mi do ucha, muskając małżowinę swoimi gorącymi ustami.
-Sh, Ian... Musimy tutaj być. Chcesz, to wróć. Zostanę tutaj z nimi.- wyprostowałam się i poprawiłam marynarkę, którą na sobie miałam. Wyszłam ze spotkania biznesowego i gdybym miała innego szefa, to pewnie bym za to wyleciała. Ale mój szef siedział właśnie obok, więc nie musiałam się niczym przejmować.
-Nie, bez ciebie nigdzie nie idę. Zostajemy.- musnął mój policzek i znów zarzucił na mnie swoje ramiona dodając tym samym otuchy.
Więc siedzieliśmy i tkwiliśmy, kiedy nagle z pokoju Claudii wyszedł lekarz. Popatrzył na nas współczującym wzrokiem i skinął w stronę Justina.
-Możesz wejść, ale nie na długo.- pogroził palcem i zsunął się z drogi szatynowi. Ten, jak na wyścigach, wpadł do sali i zamknął za sobą drzwi. W tym samym czasie Andżela ruszyła za lekarzem, by wypytać się o stan zdrowia. Kiedy wróciła, wszystko nam powiedziała.
-Nadzór psychiatry...- powiedziała pod koniec, a ja wlepiłam wzrok w ścianę na przeciwko mnie. A czego mogłam się spodziewać? Przecież ona się tnie i każdy, rozsądny lekarz będzie się starał o nadzór specjalisty nad pacjentką.

JUSTIN'S POV
Wszedłem do sali i zamknąłem za sobą drzwi. Starając się nie narobić hałasu usiadłem na krześle obok jej łóżka i złapałem ją za rękę, która nie była owinięta bandażami. Lodowata skóra wywołała u mnie dreszcze. Nienawidziłem, kiedy ktoś cierpiał. Nie chciałem na to patrzeć. Nie umiałem.
-Claudia.. Ja cię przepraszam. Przepraszam, że mnie przy tobie nie było.- zacząłem cicho, spoglądając na jej bladą twarz. Nie reagowała, wciąż spała. -Dlaczego moja księżniczka doprowadza się do takiego stanu? Co takiego się wydarzyło?- i wtedy dostałem olśnienia. Z tego, co usłyszałem od dziewczyn, ona nigdy się nie cięła. Dopiero, kiedy zaczęła pracować, coś się zmieniło... No tak, przecież oni ją tam gwałcili. To wszystko wina tego pierdolonego Wesley'a.
-Justin...?- usłyszałem stłumiony, ochrypnięty głos. Uniosłem wzrok do góry, by spojrzeć na twarz przyjaciółki. -Jesteś.- uśmiechnęła się i spojrzała na mnie.
-Tak, odpoczywaj.- ścisnąłem mocniej jej dłoń i poczułem, jak do oczu znów napływają łzy. Nie,nie,nie,nie! Nie będę ryczeć. Muszę być silny. Dla niej.
-Czemu płaczesz?- zapytała nagle, a ja znów spojrzałem w jej piękne, brązowe oczy.
-Bo moja księżniczka ma problem i próbuje się zabić.- wydukałem i ucałowałem jej dłoń.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Cześć misie! Znów nie sprawdzałam rozdziału, po prosu go dodaję i tyle, więc za błędy przepraszam. :) Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Akcja zacznie nabierać trochę rozpędu, dlatego warto zostać "na dłużej" na tym blogu. :) Bo pewnie niektórym wychodzi już bokiem ich walka z depresyjną Claudią. No, ale obiecuję, że to się zmieni. Odwiedzajcie pozostałe blogi, proszę! Komentujcie, rozsyłajcie linka dalej, czytajcie! ♥ Do następnego, Claudia.
MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

czwartek, 18 czerwca 2015

Chapter 15.


"Kiedy jest naprawdę źle? Kiedy nie chce się o tym mówić..." 
*muzyka w gifie, kliknij na niego, by czytać przy muzyce*
~***~
CLAUDIA'S POV
Obudziłam się w jakimś mieszkaniu. Przez chwilę zamarłam, bo na myśl przychodziło tylko jedno: porwali mnie. Ale kiedy dostrzegłam znajome fotografie i zapach, który towarzyszył pewnej osobie na każdym kroku wiedziałam, że jestem u Justina. Opadłam zmęczona na poduszkę i naciągnęłam kołdrę jeszcze bardziej na twarz. Mruknęłam pod nosem i ziewnęłam cicho. Wygramoliłam ręce spod pościeli i obróciłam się na drugi bok. Dostrzegłam kartkę, więc pospiesznie wzięłam ją do ręki i uniosłam przed nos, by odczytać wiadomość. Było tak ciemno, że nie dałam rady dostrzec, co na niej pisze, więc włączyłam lampkę i podpierając się na łokciach zaczęłam czytać.
Spałaś, a byłaś cała opuchnięta na twarzy od płaczu, dlatego jesteś u mnie, nie u siebie- dziewczyny zadawałyby setki pytań, dlaczego Cię przyniosłem i czemu tak wyglądasz. Oszczędziłem tego i sobie i Tobie. Mam nadzieję, że gdy się obudzisz już będę, a jeśli nie, to jestem na koncercie i będę do północy. Czuj się swobodnie, do zobaczenia później, shawty. Juss
Shawty...Shawty... Powtarzałam to zdrobnienie jak mantrę, kiedy znów zgasiłam lampkę i opadłam na poduszkę. Poczułam, że mój brzuch zaczyna się wykręcać we wszystkie strony, dlatego postanowiłam wstać i iść do kuchni. Trochę mi zajęło odszukanie tego miejsca, ale kiedy dotarłam na miejsce dostrzegłam koszyk z owocami i płytę Justina, która była o niego oparta. Przesłuchać, czy nie przesłuchać? Przesłuchać, czy nie przesłuchać? Pierdolić to! złapałam album i z jabłkiem w ręku wróciłam do sypialni. Tam zapaliłam boczne światła i podeszłam do laptopa, który leżał na komodzie. To nie było stosowne, kiedy go włączałam, ale chciałam posłuchać jego piosenek, a nie przeglądać ostatnie kontakty i zdjęcia. To jego prywatność i będę jej chronić do końca. Włożyłam do napędu płytę i uruchomiłam ją, kiedy usłyszałam chrząknięcie za sobą. Pisnęłam i podskoczyłam w miejscu, a potem błyskawicznie odwróciłam się do tyłu. Justin stał we framudze drzwi i rozbawiony mnie obserwował.
-Przepraszam, ja tylko..
-Wiem, domyślam się, ale tam nagich fotek nie znajdziesz.- informuje, wyjmując z kieszeni dłonie i ruszając w stronę szafy. Obserwowałam jego pewny siebie chód i to, jak włosy podskakują przy każdym kroku. Kiedy jednak stanął przed drzwiami mebla zrzucił z siebie jeansową katanę i koszulkę. Patrzyłam na niego oniemiała, trzymając w miejscu jabłko i po prostu obserwując nagie plecy przyjaciela, które swoją drogą były niesamowite. I ten widok mógłby trwać jeszcze parę sekund, gdyby nie to, że z laptopa wreszcie zaczęły lecieć utwory, które mnie wystraszyły, a owoc wypadł tym samym z ręki.
-Oj Claudia, Claudia...- westchnął Justin z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Nagle zaczął iść w moją stronę, a kiedy był tuż przede mną, pochylił się za mnie i wyjął znów płytę.
-EEJ!- zawołałam, kiedy znany mi utwór został przerwany.
-Premiera za 6 dni, wytrzymasz.- puścił oczko i włożył wreszcie na siebie luźniejszą koszulkę. -Chcesz coś jeść?
-Nie, ale chętnie napiję się wody.- wymusiłam na sobie lekki uśmiech i zaczęłam podążać znaną mi już drogą. Ciało piekło i bolało na samo wspomnienie incydentu spod KFC.
-Justin?
-Huh?- spojrzał na mnie z pełną buzią. Zaczęłam chichotać widząc go takiego i wywróciłam oczami.  -No czo?
-Czo?- zaśmiałam się głupio. -Nic, smacznego.- odpowiedziałam rozbawiona, kiedy on przełknął posiłek. -Dałbyś mi jakąś bluzę?
-Zimno ci?- spytał wystraszony, a ja zaprzeczyłam.
-Chcę po prostu wziąć prysznic.
-W bluzie będzie ci gorąco w nocy.
-Justin, bluza...- mój głos przepełniony był irytacją. Skoro proszę go o bluzę, to chcę bluzę, a nie koszulkę, stringi, kożuch ani nic z tych rzeczy.
-Oh, okej..- westchnął, ignorując mój ton głosu. Wyszedł na chwile z kuchni, a ja za ten czas nalałam sobie wody i ją wypiłam. Kiedy wrócił podarował mi ciuch, a ja wdzięcznie się uśmiechając ruszyłam do łazienki. Po drodze wstąpiłam po jakieś dresy, ponieważ nie miałam bielizny na zmianę, a nie cierpię zakładać tej samej. Pięć minut później stałam już pod gorącą wodą i delektowałam się zapachem wiśni, który unosił się razem z parą. Wyszłam, założyłam jego ogromną, szarą bluzę i tego samego koloru spodnie, a kiedy wyszłam z łazienki, na łóżku leżał już Bieber.
-To ja sobie pój..
-Śpisz tutaj.- wskazał miejsce obok. -Chyba, że mi nie ufasz, albo... masz jakieś obawy, wtedy ja stąd pójdę.- dodał pośpiesznie, wzruszając ramionami. Zrobiłam to samo i podreptałam do łóżka. Wgramoliłam się pod kołdrę i zamknęłam oczy, chcąc uniknąć spojrzenia Justina.
-Idę wziąć prysznic.- oznajmił i ruszył do łazienki, a ja w tym momencie podwinęłam rękawy i spojrzałam na rany, które już się goiły. Przejechałam opuszkiem po ich stupach i westchnęłam. Wtuliłam się w poduszkę i próbowałam zasnąć, ale nagle zrobiło mi się zimniej niż zazwyczaj. Uniosłam głowę do góry i rozejrzałam się po sypialni w poszukiwaniu koca. Kiedy go znalazłam, wstałam z łóżka i podreptałam na drugi koniec pomieszczenia. Otuliłam się nim szczelnie czując, jak trzepie mnie zimno. W momencie, kiedy znów układałam się na materacu, Justin wyszedł z łazienki w samych spodenkach i mokrymi włosami.
-Zimno ci?- nim zdążyła odpowiedzieć on podszedł do mnie i pomógł szczelnie okryć ciało. -Zaraz do ciebie przyjdę.- westchnął, kładąc rękę na czole. Dlaczego czuję się, jakby to był mój brat?
Po niespełna pięciu minutach wrócił z tacką w rękach. Ustawił ją na półce nocnej i przykucnął przede mną.
-Weź to.- wskazał na trzy tabletki. -Masz gorączkę...- wyjaśnił, a ja nic nie mówiąc po prosu je połknęłam. Justin podał mi jeszcze szklankę z wodą i usadowił się na swoim miejscu. -No chodź..- obrócił mnie w swoją stronę i głowę oparł o tors.
-Dzięki, przez ciebie czuję się jak niepełnosprawna.- mruknęłam, wdychając jego zapach.
-Chcę, żeby było ci ciepło. Szybciej niż w ten sposób się nie zagrzejesz. Chociaż...- przerwał uśmiechając się znacząco.
-Justin!- zawołałam oburzona. -O czym ty w ogóle myślisz?- w odpowiedzi dostałam cichy chichot Słyszałam bicie jego serca. Przysięgam, że nie słyszałam jeszcze tak szaleńczego rytmu...
-Cieplej?- spytał po dłuższej chwili, a ja tylko pokiwałam głową, czując, jak sen opanowuje moje myśli. Nim się obejrzałam, zasnęłam.

~***~

Nie mogłam spać, katar i kaszel targał mną przez całą noc. Dla dobra Justina przeniosłam się do salonu i to tam spędziłam czas do rana. Oglądałam filmy na DVD, słuchałam muzyki, spacerowałam wokół sofy i myślałam. Ciekawe zajęcie na noc. Byłam strasznie zmęczona i jedyne o czym marzyłam, to sen, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że kiedy usnę to nie będę kontrolować swojego kaszlu i kichania, więc obudzę Justina.
-Dlaczego cię nie ma w łóżku?- usłyszałam cichy, ochrypły i zaspany głos. Odwróciła się w stronę szatyna, a kiedy ten mnie zobaczył, jego źrenice od razu się rozszerzyły. -Cholera, przecież ty jesteś chora!- zawołał, a ja otarłam nos w chusteczkę.
-Zawiózłbyś mnie do domu? Nie chc..
-Nie ma mowy! Dziewczyny pracują i kto się tobą zajmie?- krzyknął, a ja uniosłam brew.
-To tylko przeziębienie Justin, nie panikuj...- westchnęłam i odstawiłam kubek z gorącą herbatą na parapet, przy którym stałam i wyciągnęłam chusteczkę, w którą zaczęłam smarkać.
-Jedziemy do lekarza. Wykupię ci leki, podjedziemy do ciebie po rzeczy i wracasz do mnie.- powiedział i odwrócił się na pięcie. Opuścił pomieszczenie, a ja zaczęłam tutaj sprzątać. Później weszłam do sypialni, gdzie Justin paradował w samej bieliźnie. Oh, czemu mnie ten widok już nie dziwi?
-Justin, odwieziesz mnie do domu. Jestem chora i cię zarażę, a ty pracujesz głosem, więc nie możesz się pochorować.- mój głos brzmiał na tyle stanowczo, na ile w stanie byłam to zrobić.
-Nie dyskutuj ze mną, Claudia. Zostajesz i koniec.- westchnął i ubrał na siebie biały, zwykły t-shirt. -Tak masz zamiar jechać do lekarza?- wywróciłam oczami i zabrałam swoje wczorajsze ciuchy do łazienki. Postanowiłam, że zostanę w bluzie Justina, bo w mojej bluzce byłoby mi za zimno. Wzięłam szybki prysznic, wzięłam gumę do żucia i wyszłam do szatyna. Ten zarzucił mi na ramiona swoją skórzaną kurtkę i razem opuściliśmy mieszkanie. Na zewnątrz wiał przyjemny wiaterek, słoneczko świeciło, a ludzi roiło się od zatrzęsienia. Czasami to było męczące - ten ciągły ruch i masa człowieczeństwa.. Chyba naprawdę jestem chora, bo gadam głupoty...
Wsiadłam do samochodu Biebera i pojechaliśmy do najbliższej przychodni. Tam, po godzinnej kolejce przyjął mnie lekarz, który mnie zbadał i wypisał receptę. Miałam rację, to tylko przeziębienie. Później ruszyliśmy do apteki, by wykupić leki, a na sam koniec zaczepiliśmy o moje mieszkanie.
-Justin... Poważnie... Może zostanę w domu?- spróbowałam po raz kolejny nakłonić faceta, ale on twardo upierał się, że pojadę do niego. W jego towarzystwie więc weszłam do mieszkania i przywitałam dziewczyny.
-Gdzieś ty była?! Wyglądasz jak siedem nieszczęść.- rzuciła przejęta Andżela.
-Ma rację. Jesteś chora?- wzrok Alexandry lustrował mnie od góry do dołu. Pokiwałam tylko głową i zostawiłam Justina z nimi. Weszłam do pokoju i złapałam torbę, do której spakowałam swoją ulubioną piżamę "Kiedyjestemchora" i zestaw chorowitka, czyli książkę, ipada, laptopa i grube skarpetki. Do tego jakieś dresy, bluzy, t-shirty, wszystko, w czym czułam się wygodnie.
-Gotowa?- spytał Justin, kiedy wyszłam z sypialni.
-Dokąd to?! Marsz do łóżka!- oho, zaczęło się.
-Nie, drogie panie. Ona jedzie do mnie.- powiedział stanowczo Justin, obejmując mnie w pasie i pociągając jednoznacznie do swojego boku.
-Ohoho... Rozumiem.- wyrwała Alex i uśmiechnęła się jednoznacznie. Kiedy reszta dostrzegła mój wyraz twarzy, wszyscy zaczęli się śmiać. Wszyscy, tylko nie ja.
Pożegnałam przyjaciółki i wyszłam z mieszkania. Justin odebrał ode mnie torbę i przewiesił sobie ją przez ramię. Nagle rozbrzmiał jego telefon. Wysłuchując pojedynczych wypowiedzi Justina wywnioskowałam, że rozmawiał z menadżerem.
-Muszę dzisiaj jechać do studia. Jakieś spotkanie z dziennikarzem, czy coś...- westchnął poirytowany, a ja uśmiechnęłam się ciepło do niego.
-To wspaniale! Im więcej wywiadów tym większa sława!- powiedziałam entuzjastycznie, kiedy już wracaliśmy do jego mieszkania.
-Poniekąd tak, ale wolałbym spędzić czas z tobą.- zmienił bieg i przyspieszył.
-Mamy czas, spokojnie... Trudno będzie ci ode mnie uciec, bo kazałeś mi póki co nocować u ciebie.- rzuciłam żartobliwie i zaczęłam kaszleć. Pięć minut później byliśmy już na miejscu.

Justin przygotował mi pełno jedzenia. Zrobił naleśniki, kanapki, tosty, sałatkę owocową, w razie, gdybym zgłodniała. On chyba zapomniał o jednym... Ja nie jadam.
-Wrócę w oka mgnieniu, obiecuję!- poczochrał mnie po głowie i skierował się do wyjścia. Pomachałam mu na pożegnanie i przełączyłam na następny kanał. Nagle rozbrzmiał mój telefon. Na ekranie widniał numer. Wesley'a.
-Zapomniałaś, gdzie twoje miejsce szmato?- usłyszałam syk w słuchawce, przez co poczułam, że serce podskakuje mi do gardła. -Sądzisz, że robiłem sobie żarty?- parsknął śmiechem, a ja nie odpowiadałam. Tylko słuchałam. -Gra się rozpoczęła, dziwko. Wyczekuj telefonów od kostnic. Po kolei.. Wszystkich pozabijam. Powyrzynam im gardła..
-Przestań.- rzuciłam z łzami w oczach.
-Wyrwę im języki.- kontynuował.
-Stop!- krzyknęłam.
-A potem będę je wysyłać ci pocztą.
-DOŚĆ!- wrzasnęłam, zanosząc się łzami. -Jesteś popierdolonym chujem. Nie waż się tknąć kogokolwiek z moich bliskich. Nie waż się, słyszysz?!- usłyszałam sygnał rozłączonego połączenia i jedyne, co chciałam teraz zrobić, to piszczeć i rzucać wszystkim dookoła. Miałam serdecznie dość. Głowa pulsowała z napływu emocji, dusiłam się własnymi łzami, a do tego kaszel i katar utrudniał mi wszystko. Rzuciłam telefon o podłogę i porozwalałam poduszki, które były na kanapie. Wreszcie padłam na środek salonu i zaniosłam się płaczem. Jestem do niczego. Dlaczego nikt nie może skarać mnie gorzej, tylko chcą karać moich bliskich za mnie!? Dlaczego?!
Weszłam do łazienki i otworzyłam pierwszą szafeczkę przy lustrze. Znalazłam jakąś nową maszynkę, więc ją otworzyłam i rozwaliłam na części pierwsze, raniąc przy tym dłonie. Usiadłam na zimnych kafelkach i przyłożyłam żyletkę do ręki. Nie chcę, aby przeze mnie ginęli. Jeśli ktoś ma umrzeć, to ja.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
 Więc witam w rozdziale piętnastym i chciałam podziękować za odniesiony ostatnio rekord! Na bloga, w ciągu jednego dnia zajrzano ponad 500 razy! W sumie, dla innych blogów to może być nic, ale dla Dangerous to wiele, bo przy statystykach takich jak 150 views na dzień, to 500 to Mont Everest. Przypominam jednak o tym, aby komentować rozdziały. To motywuje do dalszego pisania, dlatego liczę na to, że to również się u Was poprawi! :) Zapraszam na Wattpad, pozostałe blogi i w sumie tyle. Do następnego dzióbki. Zostawiajcie po sobie ślad- komentarz. ♥ PS. za błędy przepraszam, nie sprawdzałam rozdziału.

MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 14 czerwca 2015

Chapter 14.


"Najgorszy rodzaj bólu? Ból psychiczny, który bierze sobie do pomocy też ten fizyczny, jakby w pojedynkę nie dawał wystarczająco w kość." 

*muzyka w gifie, kliknij na niego, by czytać przy muzyce*
~***~
Staliśmy na moście w ciszy. Jedyne, co można było usłyszeć to nierówne oddechy. U niego - ze stresu, u mnie - z przejęcia. W tej chwili mogłam spodziewać się wszystkiego.
-Zaczynając od tego, że..- przełknął ślinę, a mina przypominała trupa. -Wiedziałem, że może do tego dojść, że cię wykorzysta.- dokończył, ale nadal nie odrywał wzroku od tafli wody przed nami. -Nie raz już się tak zdarzało. Dziewczyny albo się zabijały, albo próbowały uciec, co skutkowało śmiercią ich bliskich, a następnie samobójstwem.- jabłko Adama wyraźnie poruszyło się w górę i w dół. -Dlatego ciągle ci powtarzałem, abyś nie podejmowała pracy tutaj. Nie chciałem i nie chcę, abyś skończyła jak one.- teraz jego karmelowe tęczówki wlepione były we mnie. Były pełne strachu, ale też obietnicy.
-Dlaczego więc uciekam?- spytałam na resztkach wydychanego z płuc powietrza.
-Bo tym razem przy tobie jestem ja. Przy innych nie byłem, po prostu je widziałem, a potem znikały i tylko dowiadywałem się od kumpli która jak skończyła.- wzruszył ramionami i spojrzał przed siebie. Sama oparłam się łokciami o ramę mostu i popatrzyłam na pływające w jeziorze łabędzie.
-Dojdzie do tragedii, prawda?- wyszeptałam, delikatnie opierając głowę o jego ramię.
-Niestety tak.- westchnął i objął mnie delikatnie w talii. -Nie wiadomo tylko, kto w tym przetrwa, a kto nie...
-Justin?- powiedziałam po chwili ciszy, spoglądając do góry, by móc wyczytać jego reakcję.
-Huh?- popatrzył na mnie.
-Nie możesz się w to wplątać.- zaczęłam. -Nie, kiedy zostajesz gwiazdą. Zrobią wszystko, aby zniszczyć cię na starcie.
-Oh, Claudia.. Są rzeczy ważne i ważniejsze, tak?- przez brzuch przeleciało stado motyli. Czyżbym była tą ''ważniejszą sprawą"?
-Tak.- burknęłam i wyprostowałam się. -Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?- spytałam spokojnie, ale po minie szatyna wywnioskowałam, że to nie koniec.
-Cóż... Jak już sama powiedziałaś; staję się gwiazdą. Jak tylko płyta będzie się dobrze sprzedawać, to mam już zapewnioną trasę koncertową.
-To gratulacje, Justin!- zawołałam radośnie i klepnęłam go w ramię. -Człowieku, spełniasz marzenia! Będą za tobą szalały na całym świecie!- kontynuowałam, kiedy wzrok szatyna spoczął na mnie. -Nic, tylko modlić się o sukces.- westchnęłam dumnie i przeplotłam ręce na klatce piersiowej, przygryzając wargę.
-Ogólnie spoko, ale wiesz, co to będzie oznaczało? Może mnie tu nie być rok.- przerwał, by złapać mnie za rękę i poprowadzić wzdłuż chodnika aż do ulicy. -Znowu rok rozłąki. Będę zbyt daleko, aby cię wesprzeć. Już widać, że nie było mnie dwa miesiące. A po roku? Chryste, nawet nie chcę o tym myśleć.- słuchałam go grzecznie, oczami wyobraźni kreując siebie za rok. Nie widziałam nic. Gdybym prowadziła taki tryb życia, na pewno by mnie już nie było.
-Możemy zmienić temat?- zaproponowałam, udając obojętną. Grałam osobę, której wszystko jedno, a w głębi duszy błagałam, aby Justin mnie nie opuszczał. Sama nie dam rady, a tylko on wie, co tak naprawdę się dzieje.
-Nie zostawię cię.- rzucił nagle. -Nie zostawię, kurwa. Nawet, jakbym miał być opierdolony za to, to cię ze sobą zabiorę. Będziemy razem, cały czas.- wydukał, ściskając mocno moją dłoń. Skrzywiłam się lekko z bólu, a kiedy dostrzegł mój wyraz twarzy, od razu rozluźnił uścisk.  -Przepraszam.
-Nic nie szkodzi, Justin.- uśmiechnęłam się słodko i przejechałam dłonią po jego policzku. -Nic się nie dzieje.- odgarnęłam włos spadający na jego czoło i odwróciłam się bokiem, by rozejrzeć się przy przejściu na drugą stronę.
-O dziesiątej mam koncert.
-Dzisiaj?- spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który wskazywał już ósmą.
-Tak. Mam pojawić się na jednym z promów tutaj. Zamówili mnie i stwierdzili, że mało biorę, to im się opłaca.
-Za mało siebie cenisz!- przyznałam, a Justin spojrzał na mnie zaskoczony.
-Za mało? Gdybym był sławny jak Michael Jackson to mógłbym się na więcej cenić.- zignorowałam to, co powiedział i przeszłam na drugą stronę. Bieber podążył za mną i chwilę potem staliśmy przy KFC.
-Bierzemy kurczaczki?- zapytał, a ja pokręciłam głową. -Tsa, nie masz zamiaru jeść?- przytaknęłam, a on mimo wszystko poszedł do knajpy. Stałam przed nią i przeskakując z nogi na nogę wyczekiwałam jego powrotu. Nagle z uliczki przy KFC wyszedł jeden z klientów - Marco. Był brutalny, ani trochę się nie cackał. Traktował mnie jak żywą lalkę. Robił dosłownie wszystko.
-Oo, kogo me oczy widzą.- zawołał radośnie, kierując się w moją stronę. Tylko nie to. -Moja mała, nieposłuszna kurwa.- wskazał na mnie, kiedy obok zjawił się jakiś drugi facet. -Może chcesz jeszcze trochę kasy? Z miłą chęcią przerżnę cię przy ludziach. Nie mam się z czym ukrywać.- chwycił mój pośladek i pociągnął go tak, jakby był to kawał mięsa. Syknęłam z bólu i uderzyłam go w rękę To był błąd. Mężczyzna chwycił moje włosy i pociągnął je w bok, kierując w stronę uliczki, z której wyszedł. Zaczęłam się szarpać, krzyczeć i bić tak mocno, jak tylko potrafiłam. Po policzkach spłynęły pierwsze łzy.
-Nie opieraj się kurwo. I tak robisz to codziennie.- warknął chwytając w swoje obleśne łapska jedną pierś. Kiedy znaleźliśmy się za budynkiem towarzysz, który był z Marco stał z boku i z cwaniackim uśmiechem na twarzy obserwował wydarzenie.
-Puszczaj mnie!- krzyczałam i wyrywałam się we wszystkie strony. Dławiąc się łzami próbowałam wycelować mu prosto w krocze, ale nie za dobrze widziałam i za każdym razem pudłowałam. Nagle facet włożył ręce pod moją bluzkę i uginając miseczki stanika błyskawicznie objął jednego sutka i zaczął go drażnić.
-POMOCY!- piszczałam, ale nikt mnie nie słyszał. Klaksony samochodów i tupot obuwia ludzi zagłuszyłby niejedno pędzące auto. Kiedy wiedziałam, że znowu dojdzie do stosunku, zaczęłam płakać jeszcze bardziej. -Błagam, zostaw mnie.- szeptałam, odpychając go resztkami sił. Jego dłonie powędrowały w dół. Rozchylił moje nogi i włożył między nie swoje udo, a następnie palcami zwinnie podążył do mojej kobiecości. Zamknęłam oczy, szykując się na najgorsze, kiedy usłyszałam głośny trzask i brak jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem. Osunęłam się na ziemie i zachłystając się powietrzem, zaniosłam się rykiem. Otworzyłam słabo oczy i zobaczyłam, jak Justin kopie Marco, a następnie patrzy na mnie i jego mina zmienia się diametralnie z wściekłego, dolnego do zabicia faceta w przestraszonego mężczyznę. Podbiegł do mnie, wziął mnie na ręce i mocno przytulił do siebie.
-Shh... Kochanie. Już po nich. Nie zrobią ci więcej krzywdy.- szeptał do ucha i gładził po plecach. Zaniósł mnie do auta na tylne siedzenie i sam siadł obok. Uważnie mi się przyjrzał, a ja krańcami rękawów wytarłam ostatnie łzy. Czułam, że cała spuchłam i jedyne o czym marzyłam, to o śnie i o tym, aby się z niego nigdy nie obudzić. Bo po co mam żyć? Skoro na każdym kroku czeka ktoś, kto pragnie mnie przerżnąć nawet w ciemnym zaułku. Chce zrobić mi krzywdę? To nie ma sensu. Nie dawałam rady.
-Kochanie, jak się czujesz?
-Ja się nie czuję.-wydukałam ochrypłym głosem. Wyjęłam z kieszeni chusteczkę i wypróżniłam nos, a następnie podwinęłam kolana pod nos. -Chcę umrzeć.- powiedziałam tak cicho, że wydawało mi się, iż Justin tego nie może usłyszeć.
-Co? Nie! O nie, proszę cię, Claudia, nie rób tego. Wysłuchaj mnie.- Bieber nagle usadowił mnie na swoich kolanach tak, by widział moją twarz. -Jestem przy tobie cały czas i obiecuję ci, że nie spuszczę cię z oka ani na sekundę. Nawet jak będziesz chciała pobyć sama, nie pozwolę. Rozumiesz? Od teraz będę ciągle przy tobie. Czy ci się to podoba, czy nie.
-Justin...- znów zaczęłam dławić się łzami. -Ale ja i tak nie chcę żyć. Świadomość tego, że niszczę życie jeszcze komuś, kto na to ani trochę nie zasługuje jest jeszcze bardziej bolesna niż to, że nie mogę wyjść nigdzie sama, bo ktoś chce mi coś zrobić.- wyszeptałam, zanosząc się łzami. Szatyn objął mnie mocno w talii i przytulił do siebie.
-Shh...- pogłaskał mnie po włosach. -Przezwyciężymy to, kochanie. Będziesz jeszcze szczęśliwa.- kołysał nami na boki, a ja dzięki temu się uspokajałam. Wreszcie, nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.

ALEXA'S POV
Siedziałam przed TV i oglądałam jakiś program, który aktualnie leciał. Popijając kakao intensywnie myślałam nad wyjazdem do Europy, który zaproponował mi Ian. Z jednej strony, to super jechać z nim do Paryża i promować nasze pomysły na nowe hotele, biurowce czy też centra handlowe, ale być tak daleko od Andżeli i od... Claudii? To dziwne. Mimo, że mój kontakt z Claudią nie jest już taki sam, jak kiedyś, nie oznacza to, że nie jest moją przyjaciółką. Może i nie jest tak świetnie, jak sobie wyobrażałyśmy na początku i nie rozmawiamy tyle ze sobą... Prawda jest taka, że każda z nas znalazła sobie bratnią duszę. Ja jestem z Ianem, Andżela jest z Mario, a Claudia mimo, że nie jest z Justinem, to i tak widać, że Bieber ma duży wpływ na nią, a ona jest w nim zakochana, ale chyba nieświadomie.
-Hejkaa!- zawołała szatynka przechodząc przez korytarz w towarzystwie Casas'a. Pomachałam im i znów wlepiłam wzrok w TV. Ekipa z New Castle... Na pewno dużo uczy!
Po 30 minutach zadzwonił mój telefon. Tak, jak myślałam, był to Somerhalder. Zaprosił mnie na kolację, a potem do siebie. I znów, kiedy potrzebowałam rady Claudii co do bielizny, w jakiej zaprezentowałabym się najlepiej, w razie czego... Bo oczywiście nadal jestem dziewicą!... to jej nie ma. A gdzie jest? No z Justinem!!! Cholera...

~***~

Punktualnie o ósmej zadzwonił dzwonek do drzwi. Zerwałam się, aby je otworzyć, a kiedy po drugiej stronie zobaczyłam seksownie uśmiechniętego mężczyznę, pewne mięśnie zaciskały się tak rozkosznie, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
-Dobry wieczór, proszę pani.- wręczył mi bukiet kwiatów, a ja wpuściłam go do środka. Ruszyłam do swojej sypialni i wstawiłam kwiaty do wazonu z wodą. Później oznajmiłam Andżeli, że wychodzę i w towarzystwie Iana zjechałam windą na dół.
-Czemu jesteś taka spięta?- spytał, sunąc pacami od szyi w dół pleców.
-Huh? Wydaje ci się.- zatrzepotałam rzęsami, zdenerwowana tym, że to on zawsze mnie podpuszczał i uwodził. Cel na dziś: uwodzić go do skraju wytrzymałości.
-Nie sądzę.- szepnął mi do ucha, stojąc tuż za mną. Wykorzystałam okazję i otarłam się lekko pupą o jego spodnie, pod pretekstem poprawiania obcisłej sukienki. Ian widocznie był zaskoczony moim ruchem, co dało mi satysfakcję i multum pomysłów na następne uwodzenie. Wsiedliśmy do limuzyny i między nami panowała  dziwnie przyjemna cisza. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie spod długich rzęs i oblizałam usta. Przygryzłam dolną wargę, a następnie odrzuciłam do tyłu blond fale.
-Nie wiem, co robisz, kochanie, ale nie podpuszczaj.- złapał mnie gwałtownie za udo i patrzył prosto w oczy. Jego tęczówki były tak jasne, jak nigdy. Zaczerpnęłam powietrza i szybko zrzuciłam jego rękę. Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Wysiadłam z samochodu i z gracją poruszałam się do środka lokalu. Obok mnie zawitał Ian i oboje zajęliśmy wskazane przez kelnera miejsce. Usiadłam, przełożyłam nogę przez nogę i splotłam ręce, opierając o nie głowę.
-Co zamawiasz?- zapytał, spoglądając do menu.
-To, co ty.- rzuciłam, uśmiechając się słodko. Ian spojrzał na mnie spod kart i kiedy kelner przyszedł po zamówienie, wysłuchiwałam co będziemy jeść tym razem.
-Cóż.. Więc nie mogę się doczekać deseru.- posłałam mu cwaniacki uśmieszek i przejechałam po jego nodze swoją. Niebieskooki widać był w szoku tym, co robię. O tak, Alexandra! Dasz radę!
-Hm...Lody?-odpowiedział, robiąc to samo, co ja, ale nie włączając do tego kontaktu fizycznego.
-Yhmy.- tym razem moja stopa spoczęła na jego udach. To będzie dłuuuga kolacja..
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Witam misie kolorowe! Przepraszam, że mnie tak dawno nie było, ale nie mam czasu nawet wejść na bloggera! :( Dzisiaj dałam sobie dzień wolny i przesiedziałam go w domu pisząc rozdziały na każdy z blogów. Nie na każdy napisałam, ale no postanowiłam, że na Dangerous obowiązkowo muszę! Co sądzicie? Podoba się akcja? Komentujcie no, prooszę :( PAMIĘTAJCIE O WATTPAD! *link niżej*. Przychodzę również do Was z innymi moimi blogami. Zapraszam na nie gorąco. Pytania? Zapraszam na tt: @claudiamaslowx Tyle, buziaki, Claudia x.♥
 *END OF THE ROAD* - NOWOŚĆ
MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

czwartek, 28 maja 2015

Chapter 13.

 "Umierając wczoraj jednym, mocnym cięciem, zważ by nie drasnąć jutra."
*muzyka w gifie, kliknij by czytać przy muzyce*
~***~
Ostatnią rzeczą, o której myślałam, to zabawa. Byłam całkowicie wymęczona i jedyne, czego chciałam, to snu.
-Chodź z nami potańczyć!- pociągnęła mnie za rękę Alex, a ja lekko skrzywiłam się przez nasilony ból w nadgarstku. Skóra zaczęła pulsować i czułam, jak robi mi się coraz bardziej gorąco. Rany się otworzyły.
-Nie, kochana, posiedzę. Jestem zmęczona.- westchnęłam i znów rozsiadłam się wygodnie na kanapie. Przetarłam zaspane oczy i przyłożyłam rękę do ust, bawiąc się wisiorkiem od mamy. Poczułam, że materiał pode mną ugiął się jeszcze bardziej, więc spojrzałam w lego. Usiadł tam Justin, splatając palce i kładąc ręce na kroczu.
-Cześć.- powiedział wesoło, oblizując usta. -Co tam?- spytał, przeczesując włosy i rzucając krótkie spojrzenie na przyjaciół. -Może zatańczymy?
-Oh..- westchnęłam ciężko, znów przecierając oczy. -Jestem tak jakby zmęczona.
-To zatańczymy wolnego.- wzruszył ramionami, a ja wywróciłam oczami. Brzuch przyjemnie wywrócił parę fikołków, a na twarzy zawitały małe rumieńce. Mam z nim tańczyć przy nich? Przy Andżeli, Alex, Mario czy Ian'ie? Oj nie.
-Justin, nie przesadzaj. Posiedzę.- w odpowiedzi dostałam ciężkie westchnienie, a z głośników rozbrzmiały słowa, które już skądś znałam. Nagle źrenice się rozszerzyły, kiedy zdałam sobie sprawę, jak dobrze je znałam.
-JUSTIN! TO TWOJA PIOSENKA!!!- pisnęłam głośniej, niż się spodziewałam, a każdy spojrzał na mnie zszokowany. Dawno nie widzieli mnie tak radosnej, jak teraz. Zaczęłam klaskać razem z chórem i kiwać się lekko w rytm melodii
-Die in your arms...- zanuciłam, wstając na równe nogi i podchodząc do wieży. Pogłośniłam utwór i kiedy zobaczyłam, że przyjaciele dołączyli się do mnie, zaczęłam tańczyć, całkowicie zatracając się w piosence. Wreszcie sam Justin do nas dołączył, śpiewając na żywo tekst. Był niesamowity, a żyły, które wyszły na jego szyi spowodowały, że chciałam siąść i patrzeć na niego, jak na najdroższą rzeźbę świata.
-To było naprawdę dobre.- przyznał zdumiony Ian, przyciszając lekko sprzęt. -Premiera za tydzień?- Justin grzecznie przytaknął i spojrzał w moim kierunku.
-Potrzebuję jakiejś ładnej dziewczyny do teledysku.- uniosłam brew, nie wiedząc za bardzo o co mu chodzi. -No chcę, żebyś wystąpiła w teledysku, głuptasie.- stuknął czubek mojego nosa i się roześmiał. Do niego dołączyli znajomi, a ja patrzyłam na nich, jak na idiotów.
-Za dużo wypiliście, koniec imprezy.- wyłączam całkowicie  sprzęt i chwytam szybko rękę Justina, by zyskać jego uwagę.
-Poodprowadzaj towarzystwo. Ja posprzątam.- odgarnęłam włosy za ucho i rozejrzałam się dookoła. Chwyciłam za kosz i w ślimaczym tempie zaczęłam zbierać puszki po piwach. Każdy papierek czy niedojedzona przekąska lądowała w koszu. Wreszcie obok zjawił się Justin i pomógł doprowadzić mieszkanie do dobrego stanu. Uśmiechnęłam się triumfalnie, podwijając rękawy i przeplatając ręce na piersi.
-Claudia..-usłyszałam wystraszony głos Justina, więc spojrzałam w jego kierunku. Szatyn natomiast wzrok wlepiony miał w nadgarstki, które nieświadomie odsłoniłam.
-Cholera!- przeklęłam pod nosem, błyskawicznie zsuwając materiał na swoje miejsce. Justin jednak złapał moją dłoń i przysunął do siebie. Chciałam ją wyrwać, ale ścisk był za mocny. -Puść mnie, Justin. To boli.
-A to cię nie boli!?- warknął, patrząc na bordowo-czerwone rany na nadgarstkach. -Jak możesz to robić?!- lustrował mnie z bólem w oczach. -Dlaczego nie powiesz, że masz problem, z którym sobie nie radzisz?!
-Bo nie masz czasu. Masz sławę, to na tym powinieneś się skupiać, nie na mnie. Nie na tych pierdolonych kreskach.- wykrzyczałam i ostatkami sił wyszarpałam rękę. Odwróciłam się na pięcie i czując, jak łzy spływają po policzkach wybiegłam z mieszkania. Kompletnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Targały mną łzy i roztargnienie, więc weszłam do windy i wybrałam parter, by móc ochłonąć na zewnątrz. Ostatecznie, kiedy dostrzegłam, że Justin wyszedł za mną z mieszkania, zatrzymałam się między jednym, a drugim piętrem. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Miałam dość. Dlaczego doprowadziłam do tego, aby się ktokolwiek dowiedział? Wyzywałam się w myślach, kiedy zorientowałam się, że winda ruszyła a następnie po paru sekundach znów się zatrzymała. Moim oczom ukazał się zdyszany Justin z wybałuszonymi oczami, przerażony całą sytuacją.
-Odejdź.- wybełkotałam i zwinęłam się w jeszcze mniejszą kulkę. Bieber wbiegł do środka, padł na kolana i przytulił do siebie tak szczelnie, że nie mogłam złapać tchu. Wtedy płacz zamienił się w ryk, z którego nie mogłam się otrząsnąć.
-Sh...Sh...-próbował mnie uspokoić, ale to nie skutkowało. Jedyne, o czym znowu myślałam, to o nalezieniu się w swoim domu i zrobienie kolejnych kresek. Poczułam, że unoszę się do góry, przez co momentalnie objęłam go mocno wokół klatki piersiowej.
-To mi się podoba.- powiedział czule, obejmując mnie ramionami. Mogłam w nich umrzeć. Czułam się tu najbezpieczniej. Wróciliśmy do mieszkania, gdzie wszyscy już spali. Justin zaniósł mnie do ostatniej sypialni na końcu korytarza. Pomieszczenie było w odcieniach brązu i kremu. Ciepły, przytulny pokój ozdobiony był obrazami, fotografiami i paroma kwiatami. Mężczyzna usadził mnie na łóżku i troskliwie spojrzał w oczy.
-Tego tematu nie skończyliśmy.- otarł opuszkiem palców ostatnią kroplę łez, a następnie zniknął za drzwiami do łazienki, tak sądzę. Miałam chwilę dla siebie, aby troszkę się otrząsnąć i uspokoić. To było silniejsze ode mnie, bo nadal płakałam, mimo swojej woli. Wrócił z apteczką w ręce i delikatnie złapał za rękę.
-Co robisz?- szepnęłam zapłakanym głosem, a on nic nie mówiąc podwinął materiał i przyjrzał się ranom.
-Kiedy ostatni raz to zrobiłaś?- chciałam mu powiedzieć to wszystko, przez co ja przechodzę od trzech miesięcy, ale nie mogłam tego zrobić. Justin zrobiłby wojnę, a ja straciłabym rodzinę. Z tym bym się nie pogodziła. -Claudia.. Powiedz.
-Wczoraj.- powiedziałam cicho, spuszczając wzrok w dół, by nie czuć jego palącego spojrzenia.
-Jaki jest powód?- nie dawał za wygraną. Wiedział, że ja prędzej czy później mu o tym powiem, dlatego nie zwlekając zaczęłam opowiadać.
-Pamiętasz, jak powiedziałam ci pierwszy raz, że szef wziął mnie na zaplecze, żeby sprzątać i takie tam?- Justin w tym czasie zajął się opatrywaniem ran i owijaniem ich bandażem. Kiedy skończył przysunęłam się do oparcia łóżka i poklepałam na miejsce obok. Bieber położył się obok i nadal trzymając moją rękę w uścisku słuchał uważnie tego, co mam do powiedzenia. -Więc wtedy po raz pierwszy zaprowadził mnie do podziemi. Wiedziałeś, że macie klub nocny?- przerwałam, ale nawet nie dałam mu odpowiedzieć. -I od tamtej pory jestem kurwą za psie pieniądze.- nakleiłam sztuczny uśmiech na twarz i zerknęłam na mężczyznę, obserwując jego reakcję.
-Zmusił cię?- spytał, ale nie byłam pewna, czy mówił to do mnie, czy do siebie. -Zmusił i zagroził, że zrobi coś twojej rodzinie?- słyszałam, jak jad tryska z jego głosu. -Nie wrócisz tam już nigdy. Nie pozwolę ci na to.- wydukał, a ja patrzyłam na niego oniemiała.
-Skąd to wiesz?
-A jak myślisz, dlaczego zabraniałem ci tutaj pracować. Bałem się, że cię tam weźmie. Oczywiści nie każda szła do burdelu, bo niektóre zostawiał z nami. Myślałem, że ciebie zostawił, skoro tak często bywałaś przy barze...- przerwał, intensywnie nad czymś myśląc. -Kazał ci wracać do tej roboty przy blacie?
-Nie, to robiłam już od siebie. Nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, ze się puszczam. To jest najgorsza rzecz, jaka mi się przytrafiła w życiu, Justin. Naprawdę nie daję już rady. Jedyne o czym myślę, to o pozbawieniu się życia, bo to nie ma sensu..
-EJ!- przerwał mi i chwytając za ramiona zmusił, abym odwróciła się w jego stronę. -Obiecaj mi, że nigdy więcej się nie potniesz. Pomogę ci, zobaczysz. Wyjdziesz na prostą.- znów mnie przytulił, a ja westchnęłam ciężko, czując ulgę. Wygadanie się to był zdecydowanie najlepszy lek na moją depresję.
-Postaram się Justin, ale nie obiecuję.- pokiwałam głową, obejmując go mocniej. -A ty obiecaj mi, że nie skupisz się tylko na moich problemach, bo przepraszam, ale za sześć dni wychodzi twój album do cholery! Będziesz sławny!- zawołałam, całkowicie zmieniając temat.
-Nie obiecuję.- odgarnął mi kosmyk włosa za ucho, obserwując usta. -Ale obiecuję, że na pewno będę z tobą, mimo tego całego szumu, jaki mnie teraz otacza. Masz mnie, Claudia. Pamiętaj o tym.- cmoknął mnie w skroń i znów przysunął do siebie, abym mogła położyć głowę na jego torsie. Zamknęłam oczy i oboje osunęliśmy się w dół, aby iść spać.

~***~ 

Dochodziła piąta, więc to czas, kiedy miałam zbierać się do pracy. Kiedy kierowałam się do łazienki, usłyszałam dzwonek do drzwi. Ruszyłam je otworzyć i zobaczyłam w nich Justina z różą i czekoladkami z Lindor - mojej ulubionej firmy cukierniczej.
-Te ciuchy- wskazał podbródkiem na ubrania, które trzymałam w ręku- o na randkę ze mną? Oh, shawty, olśniewająco wyglądasz nawet w zapaskudzonych dresach.- zaśmiał się i wszedł do środka, wręczając mi prezent. -Ubieraj się, wychodzimy.
-Justin, ale..
-Jesteś zwolniona, powiedziałem ubieraj się, o wychodzimy.- klepnął mnie lekko w dół pleców i popchnął w stronę pokoju. Wstawiłam do wazonu kwiatka, a na szafkę położyłam bombonierkę. Wybrałam inne ciuchy i po dziesięciu minutach byłam gotowa. Dopiero teraz dostrzegłam, jak Justin był ubrany. Kamizelka w czerwono-białą kratę, biały t-shirt, kapelusz i czarne spodnie Wyglądał nieziemsko.
-Wyglądałabyś lepiej, gdybyś zgrubła.- skrzywił się, widząc luźne spodnie.
-Potrzebuję zakupów, to wszystko.
-I tak jesteś za chuda.- westchnął i otworzył przede mną drzwi. Wyszliśmy razem, nie ignorując nikogo, a ja na samą myśl, że nie muszę iść do pracy miałam milion myśli. Z jednej strony cieszyłam się jak dziecko, a z drugiej niesamowicie się bałam. A co, jeśli Paul serio zrobi coś moim bliskim?
Wsiedliśmy do samochodu Justina i ruszyliśmy. Co pewien czas zerkałam w stronę Biebera i nie mogłam uwierzyć, w jak bliskich jesteśmy relacjach. Nawet z dziewczynami tak nie rozmawiałam. Swoją drogą wiele się zmieniło. Mijamy się w mieszkaniu, słucham ich opowiadań o wspaniałych randkach z facetami i o tym, jak kochają swoich chłopaków. Oczywiście, że cieszyłam się ich szczęściem, ale to nie było to samo. Kiedy pytały, co u mnie, odpowiedź była wciąż ta sama: "Dobrze" i temat był zamykany, mimo wielu prób przyjaciółek.
-Jesteśmy.- klasnął w ręce, wyrywając mnie z myśli. Uśmiechnęłam się lekko i odpięłam pas. Wysiedliśmy z samochodu i zaczęliśmy podążać po Central Parku. W godzinach popołudniowych jest tutaj najwięcej ludzi, przez co musieliśmy się nieźle przepychać, aby dotrzeć nad most. Wcześniej jednak kupiliśmy obwarzanki i kiedy już byliśmy na miejscu, zaczęliśmy karmić pływające tam zwierzątka.
-Muszę ci się do czegoś przyznać.- zaczął niepewnie Justin, a ja uniosłam pytająco brew, spoglądając w jego stronę. Był bardzo zdenerwowany i chyba nigdy jeszcze go nie widziałam w takim stanie. Co, do cholery, się dzieje?
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Witam misie! ♥ Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale miałam pełno spraw na głowie i całkowicie nie mogłam znaleźć chwili na napisanie rozdziału. Mam nadzieję, że mimo wszystko Wam odpowiada rozdział i już nie możecie się doczekać kolejnego! :> Ha! Wierzę w to, tymczasem łapcie coś nowego i starego. PAMIĘTAJCIE O WATTPAD!!! Przepraszam, jeśli pojawią się jakieś błędy, ale naprawę nie mam czasu ich poprawiać nawet. :( Buziaki, do next. ♥