czwartek, 18 czerwca 2015

Chapter 15.


"Kiedy jest naprawdę źle? Kiedy nie chce się o tym mówić..." 
*muzyka w gifie, kliknij na niego, by czytać przy muzyce*
~***~
CLAUDIA'S POV
Obudziłam się w jakimś mieszkaniu. Przez chwilę zamarłam, bo na myśl przychodziło tylko jedno: porwali mnie. Ale kiedy dostrzegłam znajome fotografie i zapach, który towarzyszył pewnej osobie na każdym kroku wiedziałam, że jestem u Justina. Opadłam zmęczona na poduszkę i naciągnęłam kołdrę jeszcze bardziej na twarz. Mruknęłam pod nosem i ziewnęłam cicho. Wygramoliłam ręce spod pościeli i obróciłam się na drugi bok. Dostrzegłam kartkę, więc pospiesznie wzięłam ją do ręki i uniosłam przed nos, by odczytać wiadomość. Było tak ciemno, że nie dałam rady dostrzec, co na niej pisze, więc włączyłam lampkę i podpierając się na łokciach zaczęłam czytać.
Spałaś, a byłaś cała opuchnięta na twarzy od płaczu, dlatego jesteś u mnie, nie u siebie- dziewczyny zadawałyby setki pytań, dlaczego Cię przyniosłem i czemu tak wyglądasz. Oszczędziłem tego i sobie i Tobie. Mam nadzieję, że gdy się obudzisz już będę, a jeśli nie, to jestem na koncercie i będę do północy. Czuj się swobodnie, do zobaczenia później, shawty. Juss
Shawty...Shawty... Powtarzałam to zdrobnienie jak mantrę, kiedy znów zgasiłam lampkę i opadłam na poduszkę. Poczułam, że mój brzuch zaczyna się wykręcać we wszystkie strony, dlatego postanowiłam wstać i iść do kuchni. Trochę mi zajęło odszukanie tego miejsca, ale kiedy dotarłam na miejsce dostrzegłam koszyk z owocami i płytę Justina, która była o niego oparta. Przesłuchać, czy nie przesłuchać? Przesłuchać, czy nie przesłuchać? Pierdolić to! złapałam album i z jabłkiem w ręku wróciłam do sypialni. Tam zapaliłam boczne światła i podeszłam do laptopa, który leżał na komodzie. To nie było stosowne, kiedy go włączałam, ale chciałam posłuchać jego piosenek, a nie przeglądać ostatnie kontakty i zdjęcia. To jego prywatność i będę jej chronić do końca. Włożyłam do napędu płytę i uruchomiłam ją, kiedy usłyszałam chrząknięcie za sobą. Pisnęłam i podskoczyłam w miejscu, a potem błyskawicznie odwróciłam się do tyłu. Justin stał we framudze drzwi i rozbawiony mnie obserwował.
-Przepraszam, ja tylko..
-Wiem, domyślam się, ale tam nagich fotek nie znajdziesz.- informuje, wyjmując z kieszeni dłonie i ruszając w stronę szafy. Obserwowałam jego pewny siebie chód i to, jak włosy podskakują przy każdym kroku. Kiedy jednak stanął przed drzwiami mebla zrzucił z siebie jeansową katanę i koszulkę. Patrzyłam na niego oniemiała, trzymając w miejscu jabłko i po prostu obserwując nagie plecy przyjaciela, które swoją drogą były niesamowite. I ten widok mógłby trwać jeszcze parę sekund, gdyby nie to, że z laptopa wreszcie zaczęły lecieć utwory, które mnie wystraszyły, a owoc wypadł tym samym z ręki.
-Oj Claudia, Claudia...- westchnął Justin z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Nagle zaczął iść w moją stronę, a kiedy był tuż przede mną, pochylił się za mnie i wyjął znów płytę.
-EEJ!- zawołałam, kiedy znany mi utwór został przerwany.
-Premiera za 6 dni, wytrzymasz.- puścił oczko i włożył wreszcie na siebie luźniejszą koszulkę. -Chcesz coś jeść?
-Nie, ale chętnie napiję się wody.- wymusiłam na sobie lekki uśmiech i zaczęłam podążać znaną mi już drogą. Ciało piekło i bolało na samo wspomnienie incydentu spod KFC.
-Justin?
-Huh?- spojrzał na mnie z pełną buzią. Zaczęłam chichotać widząc go takiego i wywróciłam oczami.  -No czo?
-Czo?- zaśmiałam się głupio. -Nic, smacznego.- odpowiedziałam rozbawiona, kiedy on przełknął posiłek. -Dałbyś mi jakąś bluzę?
-Zimno ci?- spytał wystraszony, a ja zaprzeczyłam.
-Chcę po prostu wziąć prysznic.
-W bluzie będzie ci gorąco w nocy.
-Justin, bluza...- mój głos przepełniony był irytacją. Skoro proszę go o bluzę, to chcę bluzę, a nie koszulkę, stringi, kożuch ani nic z tych rzeczy.
-Oh, okej..- westchnął, ignorując mój ton głosu. Wyszedł na chwile z kuchni, a ja za ten czas nalałam sobie wody i ją wypiłam. Kiedy wrócił podarował mi ciuch, a ja wdzięcznie się uśmiechając ruszyłam do łazienki. Po drodze wstąpiłam po jakieś dresy, ponieważ nie miałam bielizny na zmianę, a nie cierpię zakładać tej samej. Pięć minut później stałam już pod gorącą wodą i delektowałam się zapachem wiśni, który unosił się razem z parą. Wyszłam, założyłam jego ogromną, szarą bluzę i tego samego koloru spodnie, a kiedy wyszłam z łazienki, na łóżku leżał już Bieber.
-To ja sobie pój..
-Śpisz tutaj.- wskazał miejsce obok. -Chyba, że mi nie ufasz, albo... masz jakieś obawy, wtedy ja stąd pójdę.- dodał pośpiesznie, wzruszając ramionami. Zrobiłam to samo i podreptałam do łóżka. Wgramoliłam się pod kołdrę i zamknęłam oczy, chcąc uniknąć spojrzenia Justina.
-Idę wziąć prysznic.- oznajmił i ruszył do łazienki, a ja w tym momencie podwinęłam rękawy i spojrzałam na rany, które już się goiły. Przejechałam opuszkiem po ich stupach i westchnęłam. Wtuliłam się w poduszkę i próbowałam zasnąć, ale nagle zrobiło mi się zimniej niż zazwyczaj. Uniosłam głowę do góry i rozejrzałam się po sypialni w poszukiwaniu koca. Kiedy go znalazłam, wstałam z łóżka i podreptałam na drugi koniec pomieszczenia. Otuliłam się nim szczelnie czując, jak trzepie mnie zimno. W momencie, kiedy znów układałam się na materacu, Justin wyszedł z łazienki w samych spodenkach i mokrymi włosami.
-Zimno ci?- nim zdążyła odpowiedzieć on podszedł do mnie i pomógł szczelnie okryć ciało. -Zaraz do ciebie przyjdę.- westchnął, kładąc rękę na czole. Dlaczego czuję się, jakby to był mój brat?
Po niespełna pięciu minutach wrócił z tacką w rękach. Ustawił ją na półce nocnej i przykucnął przede mną.
-Weź to.- wskazał na trzy tabletki. -Masz gorączkę...- wyjaśnił, a ja nic nie mówiąc po prosu je połknęłam. Justin podał mi jeszcze szklankę z wodą i usadowił się na swoim miejscu. -No chodź..- obrócił mnie w swoją stronę i głowę oparł o tors.
-Dzięki, przez ciebie czuję się jak niepełnosprawna.- mruknęłam, wdychając jego zapach.
-Chcę, żeby było ci ciepło. Szybciej niż w ten sposób się nie zagrzejesz. Chociaż...- przerwał uśmiechając się znacząco.
-Justin!- zawołałam oburzona. -O czym ty w ogóle myślisz?- w odpowiedzi dostałam cichy chichot Słyszałam bicie jego serca. Przysięgam, że nie słyszałam jeszcze tak szaleńczego rytmu...
-Cieplej?- spytał po dłuższej chwili, a ja tylko pokiwałam głową, czując, jak sen opanowuje moje myśli. Nim się obejrzałam, zasnęłam.

~***~

Nie mogłam spać, katar i kaszel targał mną przez całą noc. Dla dobra Justina przeniosłam się do salonu i to tam spędziłam czas do rana. Oglądałam filmy na DVD, słuchałam muzyki, spacerowałam wokół sofy i myślałam. Ciekawe zajęcie na noc. Byłam strasznie zmęczona i jedyne o czym marzyłam, to sen, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że kiedy usnę to nie będę kontrolować swojego kaszlu i kichania, więc obudzę Justina.
-Dlaczego cię nie ma w łóżku?- usłyszałam cichy, ochrypły i zaspany głos. Odwróciła się w stronę szatyna, a kiedy ten mnie zobaczył, jego źrenice od razu się rozszerzyły. -Cholera, przecież ty jesteś chora!- zawołał, a ja otarłam nos w chusteczkę.
-Zawiózłbyś mnie do domu? Nie chc..
-Nie ma mowy! Dziewczyny pracują i kto się tobą zajmie?- krzyknął, a ja uniosłam brew.
-To tylko przeziębienie Justin, nie panikuj...- westchnęłam i odstawiłam kubek z gorącą herbatą na parapet, przy którym stałam i wyciągnęłam chusteczkę, w którą zaczęłam smarkać.
-Jedziemy do lekarza. Wykupię ci leki, podjedziemy do ciebie po rzeczy i wracasz do mnie.- powiedział i odwrócił się na pięcie. Opuścił pomieszczenie, a ja zaczęłam tutaj sprzątać. Później weszłam do sypialni, gdzie Justin paradował w samej bieliźnie. Oh, czemu mnie ten widok już nie dziwi?
-Justin, odwieziesz mnie do domu. Jestem chora i cię zarażę, a ty pracujesz głosem, więc nie możesz się pochorować.- mój głos brzmiał na tyle stanowczo, na ile w stanie byłam to zrobić.
-Nie dyskutuj ze mną, Claudia. Zostajesz i koniec.- westchnął i ubrał na siebie biały, zwykły t-shirt. -Tak masz zamiar jechać do lekarza?- wywróciłam oczami i zabrałam swoje wczorajsze ciuchy do łazienki. Postanowiłam, że zostanę w bluzie Justina, bo w mojej bluzce byłoby mi za zimno. Wzięłam szybki prysznic, wzięłam gumę do żucia i wyszłam do szatyna. Ten zarzucił mi na ramiona swoją skórzaną kurtkę i razem opuściliśmy mieszkanie. Na zewnątrz wiał przyjemny wiaterek, słoneczko świeciło, a ludzi roiło się od zatrzęsienia. Czasami to było męczące - ten ciągły ruch i masa człowieczeństwa.. Chyba naprawdę jestem chora, bo gadam głupoty...
Wsiadłam do samochodu Biebera i pojechaliśmy do najbliższej przychodni. Tam, po godzinnej kolejce przyjął mnie lekarz, który mnie zbadał i wypisał receptę. Miałam rację, to tylko przeziębienie. Później ruszyliśmy do apteki, by wykupić leki, a na sam koniec zaczepiliśmy o moje mieszkanie.
-Justin... Poważnie... Może zostanę w domu?- spróbowałam po raz kolejny nakłonić faceta, ale on twardo upierał się, że pojadę do niego. W jego towarzystwie więc weszłam do mieszkania i przywitałam dziewczyny.
-Gdzieś ty była?! Wyglądasz jak siedem nieszczęść.- rzuciła przejęta Andżela.
-Ma rację. Jesteś chora?- wzrok Alexandry lustrował mnie od góry do dołu. Pokiwałam tylko głową i zostawiłam Justina z nimi. Weszłam do pokoju i złapałam torbę, do której spakowałam swoją ulubioną piżamę "Kiedyjestemchora" i zestaw chorowitka, czyli książkę, ipada, laptopa i grube skarpetki. Do tego jakieś dresy, bluzy, t-shirty, wszystko, w czym czułam się wygodnie.
-Gotowa?- spytał Justin, kiedy wyszłam z sypialni.
-Dokąd to?! Marsz do łóżka!- oho, zaczęło się.
-Nie, drogie panie. Ona jedzie do mnie.- powiedział stanowczo Justin, obejmując mnie w pasie i pociągając jednoznacznie do swojego boku.
-Ohoho... Rozumiem.- wyrwała Alex i uśmiechnęła się jednoznacznie. Kiedy reszta dostrzegła mój wyraz twarzy, wszyscy zaczęli się śmiać. Wszyscy, tylko nie ja.
Pożegnałam przyjaciółki i wyszłam z mieszkania. Justin odebrał ode mnie torbę i przewiesił sobie ją przez ramię. Nagle rozbrzmiał jego telefon. Wysłuchując pojedynczych wypowiedzi Justina wywnioskowałam, że rozmawiał z menadżerem.
-Muszę dzisiaj jechać do studia. Jakieś spotkanie z dziennikarzem, czy coś...- westchnął poirytowany, a ja uśmiechnęłam się ciepło do niego.
-To wspaniale! Im więcej wywiadów tym większa sława!- powiedziałam entuzjastycznie, kiedy już wracaliśmy do jego mieszkania.
-Poniekąd tak, ale wolałbym spędzić czas z tobą.- zmienił bieg i przyspieszył.
-Mamy czas, spokojnie... Trudno będzie ci ode mnie uciec, bo kazałeś mi póki co nocować u ciebie.- rzuciłam żartobliwie i zaczęłam kaszleć. Pięć minut później byliśmy już na miejscu.

Justin przygotował mi pełno jedzenia. Zrobił naleśniki, kanapki, tosty, sałatkę owocową, w razie, gdybym zgłodniała. On chyba zapomniał o jednym... Ja nie jadam.
-Wrócę w oka mgnieniu, obiecuję!- poczochrał mnie po głowie i skierował się do wyjścia. Pomachałam mu na pożegnanie i przełączyłam na następny kanał. Nagle rozbrzmiał mój telefon. Na ekranie widniał numer. Wesley'a.
-Zapomniałaś, gdzie twoje miejsce szmato?- usłyszałam syk w słuchawce, przez co poczułam, że serce podskakuje mi do gardła. -Sądzisz, że robiłem sobie żarty?- parsknął śmiechem, a ja nie odpowiadałam. Tylko słuchałam. -Gra się rozpoczęła, dziwko. Wyczekuj telefonów od kostnic. Po kolei.. Wszystkich pozabijam. Powyrzynam im gardła..
-Przestań.- rzuciłam z łzami w oczach.
-Wyrwę im języki.- kontynuował.
-Stop!- krzyknęłam.
-A potem będę je wysyłać ci pocztą.
-DOŚĆ!- wrzasnęłam, zanosząc się łzami. -Jesteś popierdolonym chujem. Nie waż się tknąć kogokolwiek z moich bliskich. Nie waż się, słyszysz?!- usłyszałam sygnał rozłączonego połączenia i jedyne, co chciałam teraz zrobić, to piszczeć i rzucać wszystkim dookoła. Miałam serdecznie dość. Głowa pulsowała z napływu emocji, dusiłam się własnymi łzami, a do tego kaszel i katar utrudniał mi wszystko. Rzuciłam telefon o podłogę i porozwalałam poduszki, które były na kanapie. Wreszcie padłam na środek salonu i zaniosłam się płaczem. Jestem do niczego. Dlaczego nikt nie może skarać mnie gorzej, tylko chcą karać moich bliskich za mnie!? Dlaczego?!
Weszłam do łazienki i otworzyłam pierwszą szafeczkę przy lustrze. Znalazłam jakąś nową maszynkę, więc ją otworzyłam i rozwaliłam na części pierwsze, raniąc przy tym dłonie. Usiadłam na zimnych kafelkach i przyłożyłam żyletkę do ręki. Nie chcę, aby przeze mnie ginęli. Jeśli ktoś ma umrzeć, to ja.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
 Więc witam w rozdziale piętnastym i chciałam podziękować za odniesiony ostatnio rekord! Na bloga, w ciągu jednego dnia zajrzano ponad 500 razy! W sumie, dla innych blogów to może być nic, ale dla Dangerous to wiele, bo przy statystykach takich jak 150 views na dzień, to 500 to Mont Everest. Przypominam jednak o tym, aby komentować rozdziały. To motywuje do dalszego pisania, dlatego liczę na to, że to również się u Was poprawi! :) Zapraszam na Wattpad, pozostałe blogi i w sumie tyle. Do następnego dzióbki. Zostawiajcie po sobie ślad- komentarz. ♥ PS. za błędy przepraszam, nie sprawdzałam rozdziału.

MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

6 komentarzy:

  1. Smutno, mam nadzieję że Juss ją uratuje , życzę weny :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, ale mega rozdzial...wspolczuje Claudii i to jak cholera..biedna musi przez to eszystko przechodzic...czekam na NN

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju, rozdział jest cudowny! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki ten Justin troskliwy... mam nadzieję że to ich do siebie zbliży ;)
    Rozdział genialny!!! Powodzenia <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki troskliwy Justin :D To na pewno ich zbliży do sb xd
    Świetny rozdział ;)
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na next to było boskie kocham to <3

    OdpowiedzUsuń