poniedziałek, 22 czerwca 2015

Chapter 16.


"Umrzeć, to tylko tyle, co przestać być widzialnym."
*kliknij na gif by czytać przy muzyce* 
~***~
JUSTIN'S POV
Setki pytań, które nie miały sensu przepływały przez moje uszy jak woda po rynnie. Nie miałem najmniejszej ochoty tu siedzieć, ale również nie mogłem pokazać panu Robinowi, że mam takie podejście do sytuacji. W końcu.. dopiero zaczynam karierę i już mam swoje foszki? Media zjadłyby mnie na starcie, więc reputacja miłego chłopaka musiała się utrzymać.
-Ostatnie pytanie, na które czekają fanki z całego świata: Masz dziewczynę?- spojrzał na swojego tableta, gdzie uruchomionego miał twittera. To z tego portalu brał pytania- ktoś je zadawał, a on po prostu czytał. Na tym polegał nasz wywiad.
-Nie mam.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą, lekko się uśmiechając.
-Zatem kim jest ta dziewczyna.- wskazał palcem na zdjęcie, które przedstawiało mnie i Claudię przytulających się na lotnisku. To było niedawno, kiedy wróciłem z Los Angeles.
-To moja przyjaciółka.
-Dużo masz takich przyjaciółek do których się tam przytulasz?- uniósł jednoznacznie brew, a we mnie się zagotowało. Cholera, mogę być sławny, jara mnie to, ale nie zniosę wtrącania się w życie prywatne.
-Justin nie musisz odpowiadać na to pytanie. To twoje prywatne sprawy, a każda gwiazda zasługuje na trochę prywatności.- z naklejonym uśmiechem na twarzy spojrzał na dziennikarza, a potem na mnie.
-Zgadzam się. -przytaknąłem i spojrzałem na zegarek. Była szósta czterdzieści.
-W takim razie to tyle. Wywiad ukaże się w nowym Pop Star.- mężczyzna wstał z krzesła i podał mi rękę. Uścisnąłem ją i odprowadziłem go wzrokiem do drzwi. Kiedy wyszedł padłem na kanapę i westchnąłem ciężko.
-No stary... Przyzwyczajaj się, bo nie będzie łatwo.- klepnął mnie w barki i sam skierował się do drzwi. -Ja już spadam, rodzina wzywa.- uśmiechnął się i pomachał na pożegnanie. Ja jedynie wystawiłem rękę do góry i nadal leżałem, aż w końcu stwierdziłem, że czas wrócić do domu i zająć się pochorowaną Claudią.

Wszedłem do mieszkania i usłyszałem cichy dźwięk telewizora. Zgadywałem, że to tam jest brunetka, więc skierowałem się do salonu. Pomieszczenie wyglądało tak, jakby właśnie przeszło po nim tornado. Poduszki walały się po podłodze, telefon Claudii był rozwalony na środku pokoju i momentalnie poczułem, że coś się stało. Pobiegłem do sypialni, gdzie również jej nie było. ŁAZIENKA! Otworzyłem drzwi i zobaczyłem ją.
-KURWA MAĆ!- przeklnąłem, czując narastającą we mnie panikę. Od razu wybrałem numer na pogotowie i wezwałem karetkę. -Claudia.. Claudia proszę cię... Obudź się..- mówiłem, obejmując krwawiący nadgarstek. Nie było reakcji. Nie wiedziałem, co zrobić, zacząłem panikować. Pierwszą myślą było zrzucenie z siebie koszulki i zatamowanie największych ran. Ująłem jej dłoń i delikatnie uniosłem do góry. Owinąłem ją dookoła, a po policzkach spłynęły pierwsze łzy. Nie wiem, co bym sobie zrobił, gdyby jej się coś stało. Pierdolony wywiad! Gdyby nie on, byłbym z nią w domu i do niczego takiego by nie doszło? Co się w ogóle stało? Co ją do tego doprowadziło?
Usłyszałem, jak do mieszkania dobija się pogotowie, więc krzyknąłem, że drzwi są otwarte, a ratownicy w momencie znaleźli się w łazience. Kazali mi się od niej odsunąć i sami unieśli ją nad kałużą krwi.
-Proszę pana!- potrząsnął mną jeden z ratowników. -Co się tutaj wydarzyło?
-Wróciłem ze studia, a ona.. ona leżała tu zakrwawiona. Od razu po was zadzwoniłem.- pociągnąłem końcówki włosów do góry, próbując powstrzymać łzy. Zabrali ją...

~***~

Minęły dwie godziny odkąd siedziałem przed salą, w której była. Do szpitala zdążyły dotrzeć już dziewczyny, które przywiozły ze sobą wsparcie. Ah, jebać to. Nie one mnie interesują, tylko Claudia.
-Co z nią?- spytała Andżela, siadając obok mnie. Spojrzałem na nią spod rzęs, nie unosząc nawet głowy w górę. Dlaczego one się nią nie opiekowały? Dlaczego, kurwa, pozwoliły doprowadzić jej się do takiego stanu?!
-Teraz cię to obchodzi?- prychnąłem, zrywając się z krzesła i zaczesując włosy do tyłu. Czy ktoś mógł mi kuźwa powiedzieć co z nią?!
-Ej, Justin! Wyluzuj.- mrugnąłem na Ian'a i zatrzymałem się w miejscu.
-Oh, czyżby? Cóż... Wyobraź sobie, że jesteś na moim miejscu. Wyjeżdżasz, bo musisz nagrać płytę i powierzasz swoją przyjaciółkę IM!- wskazałem na szatynkę i blondynkę. -Po czym jak przyjeżdżasz, twoja przyjaciółka wygląda jak chodzący trup. A co jej przyjaciółki? Niby to widzą, a czy coś z tym robią? Kurwa, jak ja mam być spokojny?!- przewróciłem krzesło, które stało mi na przejściu i odszedłem kawałek dalej, by ochłonąć. Czułem palące spojrzenia znajomych i wiedziałem, że z jednej strony zrobiłem dobrze, bo ktoś musiał to powiedzieć, a z drugiej... Mogłem być delikatniejszy...
Usiadłem przy automacie z napojami i przejechałem rękami po twarzy. Kupiłem wodę i upiłem łyk. Rozejrzałem się dookoła. W poczekalni nie było dużo osób. Starszy pan siedział prawdopodobnie z żoną i wspólnie przeglądali czasopisma ze stolika. Nieopodal stała młoda kobieta i dyskutowała przez telefon. Była pacjentką, miała na sobie piżamę. W kącie jakiś bezdomny zajadał się bułką. Ten człowiek przykuł mi uwagę najbardziej. Wstałem i zacząłem iść do niego. Kiedy mnie dostrzegł, jego wyraz twarzy się zmienił. Był zestresowany i bał się.
-Kupić panu coś do jedzenia jeszcze?- spytałem, spoglądając na kończącą się bułkę. Nie dostałem odpowiedzi. -Okeeej... To może coś do picia?- znów nic nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie wielkimi, niebieskimi jak ocean oczami. Przypominał mi typowego starego rybaka, który całe życie był na wodzie. Westchnąłem i najzwyczajniej w świecie poszedłem do bufetu. Zamówiłem największą porcję kolacji z każdym możliwym deserem. Z ogromną tacką w rękach wróciłem do staruszka. Usiadłem obok niego i wręczyłem mu jedzenie.
-Smacznego.
-Dziękuję chłopcze!- wydukał wreszcie, a po policzkach spłynęły wielkie krople łez. -Nawet nie wiesz, jak bardzo ci za to dziękuję!- poklepałem go w ramię i uśmiechnąłem się do niego. -Dlaczego tu jesteś?- spytał, zajadając się płatkami na mleku.
-Moja przyjaciółka trafiła tutaj...
-Co jej się stało?
-Pocięła się... Bardzo.- odchrząknąłem, prostując się i wbijając wzrok w jakiś punkt w oddali.
-Przyjaciółka, huh?- bezdomny upił łyk gorącej herbaty. -Chłopcze... Ty ją kochasz.- uśmiechnął się do mnie, a ja uniosłem brew. -Za moich czasów się nie okaleczało. Były inne sposoby. Dziewczęta po prostu uciekały, doprowadzały się do śmiertelnej anoreksji.- zaczął opowiadać, a ja wyobraziłem sobie chude jak tyczki dziewczyny. Przeraziło mnie to. -Cóż.. Była taka jedna. Każdy za nią szalał, a ja byłem jej przyjacielem. Zawsze mogła na mnie polegać. Mówiła mi o swoich problemach, a ja ją wspierałem. Dopiero, kiedy znalazłem ją omdlałą w jej kuchni zrozumiałem, że ją kocham i to mój obowiązek.
-Ale jaki obowiązek?- przerwałem, a mężczyzna w tym czasie znów napił się herbaty.
-Chronić ją, młodzieńcze.- uśmiechnął się. -Jak nie ja, to nikt tego nie zrobi. Nie zrobi lepiej, niż ja. Potem okazało się, że ona mnie też kocha, dlatego byliśmy z sobą tak długo, jak Bóg na to pozwolił.- urwał w pewnym momencie, a po jego policzkach znów spłynęły łzy. Odchrząknął i złapał bułkę i dżem.
-Przepraszam, że pytam, ale co się z nią stało?
-Zginęła w wypadku. Ja się załamałem i skończyłem właśnie tak... Siedząc w szpitalu i żebrząc o jedzenie.- wzruszył ramionami, a ja znów wlepiłem wzrok w ścianę. -Pamiętaj, by ją chronić.
-Dziękuję za rozmowę, ale chyba muszę już wracać.- spojrzałem na zegarek i wstałem z miejsca. Spojrzałem po raz ostatni na mężczyznę i wyciągnąłem portfel. W tej samej chwili podbiegła do mnie jakaś niska dziewczyna o długich, czekoladowych włosach. Oczy błyszczały jej się jak kryształy lodu, a uśmiech potrafił rozpromienić twarz każdego dookoła.
-O mój boże! Justin! Mogę zdjęcie?- spytała wysokim, cienkim tonem, a ja pokiwałem głową i ustawiłem się do zdjęcia. Dałem autograf, przytuliłem, a ona odeszła na bezpieczną odległość. Wiedziałem, że nadal mnie obserwuje...
-Kim jesteś?- spojrzał na mnie zszokowany. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co mu chodzi.
-Justin.- wzruszyłem ramionami i zacząłem wyjmować gotówkę. -Gdy będę tak sławny, że o mnie usłyszysz, to wrócę i pomogę ci stanąć na nogi. Obiecuję.- wetknąłem mu do ręki parę banknotów i z uśmiechem na twarzy odszedłem od mężczyzny.
Kiedy byłem już przed drzwiami do sali Claudii zająłem swoje miejsce i znów czekałem. Chciałem, aby się po prostu obudziła.

ALEX'S POV
Wtuliłam się w ramię Iana i czekałam. Prosiłam Boga, aby ta męczarnia się skończyła. Kiedy pytałam lekarzy o stan zdrowia przyjaciółki, ci tylko mówili, że straciła dużo krwi i teraz musi dużo odpoczywać. Przyznali, że przecięła również dwie małe żyły, które doprowadzały krew do opuszków palców. Zszyli je, więc kiedy się obudzi i będzie nimi ruszać, czucie w nich wróci bardzo szybko. Prócz tego jest wychudzona i brakuje wielu witamin w jej organizmie. Poziom cukru jest za niski, dlatego podają glukozę przez kroplówkę.
-Kochanie?- usłyszałam głęboki głos mężczyzny. Uniosłam wzrok do góry, by spojrzeć w błękitne tęczówki Somerhaldera. -Może przyniosę ci coś do jedzenia? Nic nie jadłaś.- westchnął, całując mnie w głowę. Zamknęłam oczy pod wpływem jego dotyku, a zaraz potem otworzyłam i ścisnęłam mocniej jego ramię.
-Nie jestem głodna.- przyznałam, wtulając się jeszcze bardziej. Ian zarzucił na mnie rękę i przysunął jeszcze bardziej. Martwiło mnie to, co powiedział Justin. Miał racę. Mamy w tym trochę udziału. Gdybyśmy były bardziej stanowcze, nie siedziałybyśmy w szpitalu i martwiły o Claudię, tylko bawiły razem w jednym z klubów. Co było w ogóle powodem jej samookaleczenia? Miała problem? Wydawało mi się, że Justin nad wszystkim panuje. Byłam głupia, przecież on też ma swoje życie- życie początkującej gwiazdy. Ma wiele spraw na głowie, a na dodatek dorzuciłyśmy mu swoją najlepsza przyjaciółkę. "Bo było wam wygodniej, pizdy!" krzyczał głos w głowie, który momentalnie chciałam zagłuszyć. Co to, to nie! Oczywiście, że było nam na rękę, kiedy Justin się nią opiekował, ale nie chciałyśmy jej spławić. To nasza przyjaciółka i nikt czasami nie potrafi pomóc, jak ona.
-Chodź, odwiozę cię do domu.- szepnął mi do ucha, muskając małżowinę swoimi gorącymi ustami.
-Sh, Ian... Musimy tutaj być. Chcesz, to wróć. Zostanę tutaj z nimi.- wyprostowałam się i poprawiłam marynarkę, którą na sobie miałam. Wyszłam ze spotkania biznesowego i gdybym miała innego szefa, to pewnie bym za to wyleciała. Ale mój szef siedział właśnie obok, więc nie musiałam się niczym przejmować.
-Nie, bez ciebie nigdzie nie idę. Zostajemy.- musnął mój policzek i znów zarzucił na mnie swoje ramiona dodając tym samym otuchy.
Więc siedzieliśmy i tkwiliśmy, kiedy nagle z pokoju Claudii wyszedł lekarz. Popatrzył na nas współczującym wzrokiem i skinął w stronę Justina.
-Możesz wejść, ale nie na długo.- pogroził palcem i zsunął się z drogi szatynowi. Ten, jak na wyścigach, wpadł do sali i zamknął za sobą drzwi. W tym samym czasie Andżela ruszyła za lekarzem, by wypytać się o stan zdrowia. Kiedy wróciła, wszystko nam powiedziała.
-Nadzór psychiatry...- powiedziała pod koniec, a ja wlepiłam wzrok w ścianę na przeciwko mnie. A czego mogłam się spodziewać? Przecież ona się tnie i każdy, rozsądny lekarz będzie się starał o nadzór specjalisty nad pacjentką.

JUSTIN'S POV
Wszedłem do sali i zamknąłem za sobą drzwi. Starając się nie narobić hałasu usiadłem na krześle obok jej łóżka i złapałem ją za rękę, która nie była owinięta bandażami. Lodowata skóra wywołała u mnie dreszcze. Nienawidziłem, kiedy ktoś cierpiał. Nie chciałem na to patrzeć. Nie umiałem.
-Claudia.. Ja cię przepraszam. Przepraszam, że mnie przy tobie nie było.- zacząłem cicho, spoglądając na jej bladą twarz. Nie reagowała, wciąż spała. -Dlaczego moja księżniczka doprowadza się do takiego stanu? Co takiego się wydarzyło?- i wtedy dostałem olśnienia. Z tego, co usłyszałem od dziewczyn, ona nigdy się nie cięła. Dopiero, kiedy zaczęła pracować, coś się zmieniło... No tak, przecież oni ją tam gwałcili. To wszystko wina tego pierdolonego Wesley'a.
-Justin...?- usłyszałem stłumiony, ochrypnięty głos. Uniosłem wzrok do góry, by spojrzeć na twarz przyjaciółki. -Jesteś.- uśmiechnęła się i spojrzała na mnie.
-Tak, odpoczywaj.- ścisnąłem mocniej jej dłoń i poczułem, jak do oczu znów napływają łzy. Nie,nie,nie,nie! Nie będę ryczeć. Muszę być silny. Dla niej.
-Czemu płaczesz?- zapytała nagle, a ja znów spojrzałem w jej piękne, brązowe oczy.
-Bo moja księżniczka ma problem i próbuje się zabić.- wydukałem i ucałowałem jej dłoń.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Cześć misie! Znów nie sprawdzałam rozdziału, po prosu go dodaję i tyle, więc za błędy przepraszam. :) Mam nadzieję, że Wam się spodobał. Akcja zacznie nabierać trochę rozpędu, dlatego warto zostać "na dłużej" na tym blogu. :) Bo pewnie niektórym wychodzi już bokiem ich walka z depresyjną Claudią. No, ale obiecuję, że to się zmieni. Odwiedzajcie pozostałe blogi, proszę! Komentujcie, rozsyłajcie linka dalej, czytajcie! ♥ Do następnego, Claudia.
MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

czwartek, 18 czerwca 2015

Chapter 15.


"Kiedy jest naprawdę źle? Kiedy nie chce się o tym mówić..." 
*muzyka w gifie, kliknij na niego, by czytać przy muzyce*
~***~
CLAUDIA'S POV
Obudziłam się w jakimś mieszkaniu. Przez chwilę zamarłam, bo na myśl przychodziło tylko jedno: porwali mnie. Ale kiedy dostrzegłam znajome fotografie i zapach, który towarzyszył pewnej osobie na każdym kroku wiedziałam, że jestem u Justina. Opadłam zmęczona na poduszkę i naciągnęłam kołdrę jeszcze bardziej na twarz. Mruknęłam pod nosem i ziewnęłam cicho. Wygramoliłam ręce spod pościeli i obróciłam się na drugi bok. Dostrzegłam kartkę, więc pospiesznie wzięłam ją do ręki i uniosłam przed nos, by odczytać wiadomość. Było tak ciemno, że nie dałam rady dostrzec, co na niej pisze, więc włączyłam lampkę i podpierając się na łokciach zaczęłam czytać.
Spałaś, a byłaś cała opuchnięta na twarzy od płaczu, dlatego jesteś u mnie, nie u siebie- dziewczyny zadawałyby setki pytań, dlaczego Cię przyniosłem i czemu tak wyglądasz. Oszczędziłem tego i sobie i Tobie. Mam nadzieję, że gdy się obudzisz już będę, a jeśli nie, to jestem na koncercie i będę do północy. Czuj się swobodnie, do zobaczenia później, shawty. Juss
Shawty...Shawty... Powtarzałam to zdrobnienie jak mantrę, kiedy znów zgasiłam lampkę i opadłam na poduszkę. Poczułam, że mój brzuch zaczyna się wykręcać we wszystkie strony, dlatego postanowiłam wstać i iść do kuchni. Trochę mi zajęło odszukanie tego miejsca, ale kiedy dotarłam na miejsce dostrzegłam koszyk z owocami i płytę Justina, która była o niego oparta. Przesłuchać, czy nie przesłuchać? Przesłuchać, czy nie przesłuchać? Pierdolić to! złapałam album i z jabłkiem w ręku wróciłam do sypialni. Tam zapaliłam boczne światła i podeszłam do laptopa, który leżał na komodzie. To nie było stosowne, kiedy go włączałam, ale chciałam posłuchać jego piosenek, a nie przeglądać ostatnie kontakty i zdjęcia. To jego prywatność i będę jej chronić do końca. Włożyłam do napędu płytę i uruchomiłam ją, kiedy usłyszałam chrząknięcie za sobą. Pisnęłam i podskoczyłam w miejscu, a potem błyskawicznie odwróciłam się do tyłu. Justin stał we framudze drzwi i rozbawiony mnie obserwował.
-Przepraszam, ja tylko..
-Wiem, domyślam się, ale tam nagich fotek nie znajdziesz.- informuje, wyjmując z kieszeni dłonie i ruszając w stronę szafy. Obserwowałam jego pewny siebie chód i to, jak włosy podskakują przy każdym kroku. Kiedy jednak stanął przed drzwiami mebla zrzucił z siebie jeansową katanę i koszulkę. Patrzyłam na niego oniemiała, trzymając w miejscu jabłko i po prostu obserwując nagie plecy przyjaciela, które swoją drogą były niesamowite. I ten widok mógłby trwać jeszcze parę sekund, gdyby nie to, że z laptopa wreszcie zaczęły lecieć utwory, które mnie wystraszyły, a owoc wypadł tym samym z ręki.
-Oj Claudia, Claudia...- westchnął Justin z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Nagle zaczął iść w moją stronę, a kiedy był tuż przede mną, pochylił się za mnie i wyjął znów płytę.
-EEJ!- zawołałam, kiedy znany mi utwór został przerwany.
-Premiera za 6 dni, wytrzymasz.- puścił oczko i włożył wreszcie na siebie luźniejszą koszulkę. -Chcesz coś jeść?
-Nie, ale chętnie napiję się wody.- wymusiłam na sobie lekki uśmiech i zaczęłam podążać znaną mi już drogą. Ciało piekło i bolało na samo wspomnienie incydentu spod KFC.
-Justin?
-Huh?- spojrzał na mnie z pełną buzią. Zaczęłam chichotać widząc go takiego i wywróciłam oczami.  -No czo?
-Czo?- zaśmiałam się głupio. -Nic, smacznego.- odpowiedziałam rozbawiona, kiedy on przełknął posiłek. -Dałbyś mi jakąś bluzę?
-Zimno ci?- spytał wystraszony, a ja zaprzeczyłam.
-Chcę po prostu wziąć prysznic.
-W bluzie będzie ci gorąco w nocy.
-Justin, bluza...- mój głos przepełniony był irytacją. Skoro proszę go o bluzę, to chcę bluzę, a nie koszulkę, stringi, kożuch ani nic z tych rzeczy.
-Oh, okej..- westchnął, ignorując mój ton głosu. Wyszedł na chwile z kuchni, a ja za ten czas nalałam sobie wody i ją wypiłam. Kiedy wrócił podarował mi ciuch, a ja wdzięcznie się uśmiechając ruszyłam do łazienki. Po drodze wstąpiłam po jakieś dresy, ponieważ nie miałam bielizny na zmianę, a nie cierpię zakładać tej samej. Pięć minut później stałam już pod gorącą wodą i delektowałam się zapachem wiśni, który unosił się razem z parą. Wyszłam, założyłam jego ogromną, szarą bluzę i tego samego koloru spodnie, a kiedy wyszłam z łazienki, na łóżku leżał już Bieber.
-To ja sobie pój..
-Śpisz tutaj.- wskazał miejsce obok. -Chyba, że mi nie ufasz, albo... masz jakieś obawy, wtedy ja stąd pójdę.- dodał pośpiesznie, wzruszając ramionami. Zrobiłam to samo i podreptałam do łóżka. Wgramoliłam się pod kołdrę i zamknęłam oczy, chcąc uniknąć spojrzenia Justina.
-Idę wziąć prysznic.- oznajmił i ruszył do łazienki, a ja w tym momencie podwinęłam rękawy i spojrzałam na rany, które już się goiły. Przejechałam opuszkiem po ich stupach i westchnęłam. Wtuliłam się w poduszkę i próbowałam zasnąć, ale nagle zrobiło mi się zimniej niż zazwyczaj. Uniosłam głowę do góry i rozejrzałam się po sypialni w poszukiwaniu koca. Kiedy go znalazłam, wstałam z łóżka i podreptałam na drugi koniec pomieszczenia. Otuliłam się nim szczelnie czując, jak trzepie mnie zimno. W momencie, kiedy znów układałam się na materacu, Justin wyszedł z łazienki w samych spodenkach i mokrymi włosami.
-Zimno ci?- nim zdążyła odpowiedzieć on podszedł do mnie i pomógł szczelnie okryć ciało. -Zaraz do ciebie przyjdę.- westchnął, kładąc rękę na czole. Dlaczego czuję się, jakby to był mój brat?
Po niespełna pięciu minutach wrócił z tacką w rękach. Ustawił ją na półce nocnej i przykucnął przede mną.
-Weź to.- wskazał na trzy tabletki. -Masz gorączkę...- wyjaśnił, a ja nic nie mówiąc po prosu je połknęłam. Justin podał mi jeszcze szklankę z wodą i usadowił się na swoim miejscu. -No chodź..- obrócił mnie w swoją stronę i głowę oparł o tors.
-Dzięki, przez ciebie czuję się jak niepełnosprawna.- mruknęłam, wdychając jego zapach.
-Chcę, żeby było ci ciepło. Szybciej niż w ten sposób się nie zagrzejesz. Chociaż...- przerwał uśmiechając się znacząco.
-Justin!- zawołałam oburzona. -O czym ty w ogóle myślisz?- w odpowiedzi dostałam cichy chichot Słyszałam bicie jego serca. Przysięgam, że nie słyszałam jeszcze tak szaleńczego rytmu...
-Cieplej?- spytał po dłuższej chwili, a ja tylko pokiwałam głową, czując, jak sen opanowuje moje myśli. Nim się obejrzałam, zasnęłam.

~***~

Nie mogłam spać, katar i kaszel targał mną przez całą noc. Dla dobra Justina przeniosłam się do salonu i to tam spędziłam czas do rana. Oglądałam filmy na DVD, słuchałam muzyki, spacerowałam wokół sofy i myślałam. Ciekawe zajęcie na noc. Byłam strasznie zmęczona i jedyne o czym marzyłam, to sen, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że kiedy usnę to nie będę kontrolować swojego kaszlu i kichania, więc obudzę Justina.
-Dlaczego cię nie ma w łóżku?- usłyszałam cichy, ochrypły i zaspany głos. Odwróciła się w stronę szatyna, a kiedy ten mnie zobaczył, jego źrenice od razu się rozszerzyły. -Cholera, przecież ty jesteś chora!- zawołał, a ja otarłam nos w chusteczkę.
-Zawiózłbyś mnie do domu? Nie chc..
-Nie ma mowy! Dziewczyny pracują i kto się tobą zajmie?- krzyknął, a ja uniosłam brew.
-To tylko przeziębienie Justin, nie panikuj...- westchnęłam i odstawiłam kubek z gorącą herbatą na parapet, przy którym stałam i wyciągnęłam chusteczkę, w którą zaczęłam smarkać.
-Jedziemy do lekarza. Wykupię ci leki, podjedziemy do ciebie po rzeczy i wracasz do mnie.- powiedział i odwrócił się na pięcie. Opuścił pomieszczenie, a ja zaczęłam tutaj sprzątać. Później weszłam do sypialni, gdzie Justin paradował w samej bieliźnie. Oh, czemu mnie ten widok już nie dziwi?
-Justin, odwieziesz mnie do domu. Jestem chora i cię zarażę, a ty pracujesz głosem, więc nie możesz się pochorować.- mój głos brzmiał na tyle stanowczo, na ile w stanie byłam to zrobić.
-Nie dyskutuj ze mną, Claudia. Zostajesz i koniec.- westchnął i ubrał na siebie biały, zwykły t-shirt. -Tak masz zamiar jechać do lekarza?- wywróciłam oczami i zabrałam swoje wczorajsze ciuchy do łazienki. Postanowiłam, że zostanę w bluzie Justina, bo w mojej bluzce byłoby mi za zimno. Wzięłam szybki prysznic, wzięłam gumę do żucia i wyszłam do szatyna. Ten zarzucił mi na ramiona swoją skórzaną kurtkę i razem opuściliśmy mieszkanie. Na zewnątrz wiał przyjemny wiaterek, słoneczko świeciło, a ludzi roiło się od zatrzęsienia. Czasami to było męczące - ten ciągły ruch i masa człowieczeństwa.. Chyba naprawdę jestem chora, bo gadam głupoty...
Wsiadłam do samochodu Biebera i pojechaliśmy do najbliższej przychodni. Tam, po godzinnej kolejce przyjął mnie lekarz, który mnie zbadał i wypisał receptę. Miałam rację, to tylko przeziębienie. Później ruszyliśmy do apteki, by wykupić leki, a na sam koniec zaczepiliśmy o moje mieszkanie.
-Justin... Poważnie... Może zostanę w domu?- spróbowałam po raz kolejny nakłonić faceta, ale on twardo upierał się, że pojadę do niego. W jego towarzystwie więc weszłam do mieszkania i przywitałam dziewczyny.
-Gdzieś ty była?! Wyglądasz jak siedem nieszczęść.- rzuciła przejęta Andżela.
-Ma rację. Jesteś chora?- wzrok Alexandry lustrował mnie od góry do dołu. Pokiwałam tylko głową i zostawiłam Justina z nimi. Weszłam do pokoju i złapałam torbę, do której spakowałam swoją ulubioną piżamę "Kiedyjestemchora" i zestaw chorowitka, czyli książkę, ipada, laptopa i grube skarpetki. Do tego jakieś dresy, bluzy, t-shirty, wszystko, w czym czułam się wygodnie.
-Gotowa?- spytał Justin, kiedy wyszłam z sypialni.
-Dokąd to?! Marsz do łóżka!- oho, zaczęło się.
-Nie, drogie panie. Ona jedzie do mnie.- powiedział stanowczo Justin, obejmując mnie w pasie i pociągając jednoznacznie do swojego boku.
-Ohoho... Rozumiem.- wyrwała Alex i uśmiechnęła się jednoznacznie. Kiedy reszta dostrzegła mój wyraz twarzy, wszyscy zaczęli się śmiać. Wszyscy, tylko nie ja.
Pożegnałam przyjaciółki i wyszłam z mieszkania. Justin odebrał ode mnie torbę i przewiesił sobie ją przez ramię. Nagle rozbrzmiał jego telefon. Wysłuchując pojedynczych wypowiedzi Justina wywnioskowałam, że rozmawiał z menadżerem.
-Muszę dzisiaj jechać do studia. Jakieś spotkanie z dziennikarzem, czy coś...- westchnął poirytowany, a ja uśmiechnęłam się ciepło do niego.
-To wspaniale! Im więcej wywiadów tym większa sława!- powiedziałam entuzjastycznie, kiedy już wracaliśmy do jego mieszkania.
-Poniekąd tak, ale wolałbym spędzić czas z tobą.- zmienił bieg i przyspieszył.
-Mamy czas, spokojnie... Trudno będzie ci ode mnie uciec, bo kazałeś mi póki co nocować u ciebie.- rzuciłam żartobliwie i zaczęłam kaszleć. Pięć minut później byliśmy już na miejscu.

Justin przygotował mi pełno jedzenia. Zrobił naleśniki, kanapki, tosty, sałatkę owocową, w razie, gdybym zgłodniała. On chyba zapomniał o jednym... Ja nie jadam.
-Wrócę w oka mgnieniu, obiecuję!- poczochrał mnie po głowie i skierował się do wyjścia. Pomachałam mu na pożegnanie i przełączyłam na następny kanał. Nagle rozbrzmiał mój telefon. Na ekranie widniał numer. Wesley'a.
-Zapomniałaś, gdzie twoje miejsce szmato?- usłyszałam syk w słuchawce, przez co poczułam, że serce podskakuje mi do gardła. -Sądzisz, że robiłem sobie żarty?- parsknął śmiechem, a ja nie odpowiadałam. Tylko słuchałam. -Gra się rozpoczęła, dziwko. Wyczekuj telefonów od kostnic. Po kolei.. Wszystkich pozabijam. Powyrzynam im gardła..
-Przestań.- rzuciłam z łzami w oczach.
-Wyrwę im języki.- kontynuował.
-Stop!- krzyknęłam.
-A potem będę je wysyłać ci pocztą.
-DOŚĆ!- wrzasnęłam, zanosząc się łzami. -Jesteś popierdolonym chujem. Nie waż się tknąć kogokolwiek z moich bliskich. Nie waż się, słyszysz?!- usłyszałam sygnał rozłączonego połączenia i jedyne, co chciałam teraz zrobić, to piszczeć i rzucać wszystkim dookoła. Miałam serdecznie dość. Głowa pulsowała z napływu emocji, dusiłam się własnymi łzami, a do tego kaszel i katar utrudniał mi wszystko. Rzuciłam telefon o podłogę i porozwalałam poduszki, które były na kanapie. Wreszcie padłam na środek salonu i zaniosłam się płaczem. Jestem do niczego. Dlaczego nikt nie może skarać mnie gorzej, tylko chcą karać moich bliskich za mnie!? Dlaczego?!
Weszłam do łazienki i otworzyłam pierwszą szafeczkę przy lustrze. Znalazłam jakąś nową maszynkę, więc ją otworzyłam i rozwaliłam na części pierwsze, raniąc przy tym dłonie. Usiadłam na zimnych kafelkach i przyłożyłam żyletkę do ręki. Nie chcę, aby przeze mnie ginęli. Jeśli ktoś ma umrzeć, to ja.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
 Więc witam w rozdziale piętnastym i chciałam podziękować za odniesiony ostatnio rekord! Na bloga, w ciągu jednego dnia zajrzano ponad 500 razy! W sumie, dla innych blogów to może być nic, ale dla Dangerous to wiele, bo przy statystykach takich jak 150 views na dzień, to 500 to Mont Everest. Przypominam jednak o tym, aby komentować rozdziały. To motywuje do dalszego pisania, dlatego liczę na to, że to również się u Was poprawi! :) Zapraszam na Wattpad, pozostałe blogi i w sumie tyle. Do następnego dzióbki. Zostawiajcie po sobie ślad- komentarz. ♥ PS. za błędy przepraszam, nie sprawdzałam rozdziału.

MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 14 czerwca 2015

Chapter 14.


"Najgorszy rodzaj bólu? Ból psychiczny, który bierze sobie do pomocy też ten fizyczny, jakby w pojedynkę nie dawał wystarczająco w kość." 

*muzyka w gifie, kliknij na niego, by czytać przy muzyce*
~***~
Staliśmy na moście w ciszy. Jedyne, co można było usłyszeć to nierówne oddechy. U niego - ze stresu, u mnie - z przejęcia. W tej chwili mogłam spodziewać się wszystkiego.
-Zaczynając od tego, że..- przełknął ślinę, a mina przypominała trupa. -Wiedziałem, że może do tego dojść, że cię wykorzysta.- dokończył, ale nadal nie odrywał wzroku od tafli wody przed nami. -Nie raz już się tak zdarzało. Dziewczyny albo się zabijały, albo próbowały uciec, co skutkowało śmiercią ich bliskich, a następnie samobójstwem.- jabłko Adama wyraźnie poruszyło się w górę i w dół. -Dlatego ciągle ci powtarzałem, abyś nie podejmowała pracy tutaj. Nie chciałem i nie chcę, abyś skończyła jak one.- teraz jego karmelowe tęczówki wlepione były we mnie. Były pełne strachu, ale też obietnicy.
-Dlaczego więc uciekam?- spytałam na resztkach wydychanego z płuc powietrza.
-Bo tym razem przy tobie jestem ja. Przy innych nie byłem, po prostu je widziałem, a potem znikały i tylko dowiadywałem się od kumpli która jak skończyła.- wzruszył ramionami i spojrzał przed siebie. Sama oparłam się łokciami o ramę mostu i popatrzyłam na pływające w jeziorze łabędzie.
-Dojdzie do tragedii, prawda?- wyszeptałam, delikatnie opierając głowę o jego ramię.
-Niestety tak.- westchnął i objął mnie delikatnie w talii. -Nie wiadomo tylko, kto w tym przetrwa, a kto nie...
-Justin?- powiedziałam po chwili ciszy, spoglądając do góry, by móc wyczytać jego reakcję.
-Huh?- popatrzył na mnie.
-Nie możesz się w to wplątać.- zaczęłam. -Nie, kiedy zostajesz gwiazdą. Zrobią wszystko, aby zniszczyć cię na starcie.
-Oh, Claudia.. Są rzeczy ważne i ważniejsze, tak?- przez brzuch przeleciało stado motyli. Czyżbym była tą ''ważniejszą sprawą"?
-Tak.- burknęłam i wyprostowałam się. -Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?- spytałam spokojnie, ale po minie szatyna wywnioskowałam, że to nie koniec.
-Cóż... Jak już sama powiedziałaś; staję się gwiazdą. Jak tylko płyta będzie się dobrze sprzedawać, to mam już zapewnioną trasę koncertową.
-To gratulacje, Justin!- zawołałam radośnie i klepnęłam go w ramię. -Człowieku, spełniasz marzenia! Będą za tobą szalały na całym świecie!- kontynuowałam, kiedy wzrok szatyna spoczął na mnie. -Nic, tylko modlić się o sukces.- westchnęłam dumnie i przeplotłam ręce na klatce piersiowej, przygryzając wargę.
-Ogólnie spoko, ale wiesz, co to będzie oznaczało? Może mnie tu nie być rok.- przerwał, by złapać mnie za rękę i poprowadzić wzdłuż chodnika aż do ulicy. -Znowu rok rozłąki. Będę zbyt daleko, aby cię wesprzeć. Już widać, że nie było mnie dwa miesiące. A po roku? Chryste, nawet nie chcę o tym myśleć.- słuchałam go grzecznie, oczami wyobraźni kreując siebie za rok. Nie widziałam nic. Gdybym prowadziła taki tryb życia, na pewno by mnie już nie było.
-Możemy zmienić temat?- zaproponowałam, udając obojętną. Grałam osobę, której wszystko jedno, a w głębi duszy błagałam, aby Justin mnie nie opuszczał. Sama nie dam rady, a tylko on wie, co tak naprawdę się dzieje.
-Nie zostawię cię.- rzucił nagle. -Nie zostawię, kurwa. Nawet, jakbym miał być opierdolony za to, to cię ze sobą zabiorę. Będziemy razem, cały czas.- wydukał, ściskając mocno moją dłoń. Skrzywiłam się lekko z bólu, a kiedy dostrzegł mój wyraz twarzy, od razu rozluźnił uścisk.  -Przepraszam.
-Nic nie szkodzi, Justin.- uśmiechnęłam się słodko i przejechałam dłonią po jego policzku. -Nic się nie dzieje.- odgarnęłam włos spadający na jego czoło i odwróciłam się bokiem, by rozejrzeć się przy przejściu na drugą stronę.
-O dziesiątej mam koncert.
-Dzisiaj?- spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który wskazywał już ósmą.
-Tak. Mam pojawić się na jednym z promów tutaj. Zamówili mnie i stwierdzili, że mało biorę, to im się opłaca.
-Za mało siebie cenisz!- przyznałam, a Justin spojrzał na mnie zaskoczony.
-Za mało? Gdybym był sławny jak Michael Jackson to mógłbym się na więcej cenić.- zignorowałam to, co powiedział i przeszłam na drugą stronę. Bieber podążył za mną i chwilę potem staliśmy przy KFC.
-Bierzemy kurczaczki?- zapytał, a ja pokręciłam głową. -Tsa, nie masz zamiaru jeść?- przytaknęłam, a on mimo wszystko poszedł do knajpy. Stałam przed nią i przeskakując z nogi na nogę wyczekiwałam jego powrotu. Nagle z uliczki przy KFC wyszedł jeden z klientów - Marco. Był brutalny, ani trochę się nie cackał. Traktował mnie jak żywą lalkę. Robił dosłownie wszystko.
-Oo, kogo me oczy widzą.- zawołał radośnie, kierując się w moją stronę. Tylko nie to. -Moja mała, nieposłuszna kurwa.- wskazał na mnie, kiedy obok zjawił się jakiś drugi facet. -Może chcesz jeszcze trochę kasy? Z miłą chęcią przerżnę cię przy ludziach. Nie mam się z czym ukrywać.- chwycił mój pośladek i pociągnął go tak, jakby był to kawał mięsa. Syknęłam z bólu i uderzyłam go w rękę To był błąd. Mężczyzna chwycił moje włosy i pociągnął je w bok, kierując w stronę uliczki, z której wyszedł. Zaczęłam się szarpać, krzyczeć i bić tak mocno, jak tylko potrafiłam. Po policzkach spłynęły pierwsze łzy.
-Nie opieraj się kurwo. I tak robisz to codziennie.- warknął chwytając w swoje obleśne łapska jedną pierś. Kiedy znaleźliśmy się za budynkiem towarzysz, który był z Marco stał z boku i z cwaniackim uśmiechem na twarzy obserwował wydarzenie.
-Puszczaj mnie!- krzyczałam i wyrywałam się we wszystkie strony. Dławiąc się łzami próbowałam wycelować mu prosto w krocze, ale nie za dobrze widziałam i za każdym razem pudłowałam. Nagle facet włożył ręce pod moją bluzkę i uginając miseczki stanika błyskawicznie objął jednego sutka i zaczął go drażnić.
-POMOCY!- piszczałam, ale nikt mnie nie słyszał. Klaksony samochodów i tupot obuwia ludzi zagłuszyłby niejedno pędzące auto. Kiedy wiedziałam, że znowu dojdzie do stosunku, zaczęłam płakać jeszcze bardziej. -Błagam, zostaw mnie.- szeptałam, odpychając go resztkami sił. Jego dłonie powędrowały w dół. Rozchylił moje nogi i włożył między nie swoje udo, a następnie palcami zwinnie podążył do mojej kobiecości. Zamknęłam oczy, szykując się na najgorsze, kiedy usłyszałam głośny trzask i brak jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem. Osunęłam się na ziemie i zachłystając się powietrzem, zaniosłam się rykiem. Otworzyłam słabo oczy i zobaczyłam, jak Justin kopie Marco, a następnie patrzy na mnie i jego mina zmienia się diametralnie z wściekłego, dolnego do zabicia faceta w przestraszonego mężczyznę. Podbiegł do mnie, wziął mnie na ręce i mocno przytulił do siebie.
-Shh... Kochanie. Już po nich. Nie zrobią ci więcej krzywdy.- szeptał do ucha i gładził po plecach. Zaniósł mnie do auta na tylne siedzenie i sam siadł obok. Uważnie mi się przyjrzał, a ja krańcami rękawów wytarłam ostatnie łzy. Czułam, że cała spuchłam i jedyne o czym marzyłam, to o śnie i o tym, aby się z niego nigdy nie obudzić. Bo po co mam żyć? Skoro na każdym kroku czeka ktoś, kto pragnie mnie przerżnąć nawet w ciemnym zaułku. Chce zrobić mi krzywdę? To nie ma sensu. Nie dawałam rady.
-Kochanie, jak się czujesz?
-Ja się nie czuję.-wydukałam ochrypłym głosem. Wyjęłam z kieszeni chusteczkę i wypróżniłam nos, a następnie podwinęłam kolana pod nos. -Chcę umrzeć.- powiedziałam tak cicho, że wydawało mi się, iż Justin tego nie może usłyszeć.
-Co? Nie! O nie, proszę cię, Claudia, nie rób tego. Wysłuchaj mnie.- Bieber nagle usadowił mnie na swoich kolanach tak, by widział moją twarz. -Jestem przy tobie cały czas i obiecuję ci, że nie spuszczę cię z oka ani na sekundę. Nawet jak będziesz chciała pobyć sama, nie pozwolę. Rozumiesz? Od teraz będę ciągle przy tobie. Czy ci się to podoba, czy nie.
-Justin...- znów zaczęłam dławić się łzami. -Ale ja i tak nie chcę żyć. Świadomość tego, że niszczę życie jeszcze komuś, kto na to ani trochę nie zasługuje jest jeszcze bardziej bolesna niż to, że nie mogę wyjść nigdzie sama, bo ktoś chce mi coś zrobić.- wyszeptałam, zanosząc się łzami. Szatyn objął mnie mocno w talii i przytulił do siebie.
-Shh...- pogłaskał mnie po włosach. -Przezwyciężymy to, kochanie. Będziesz jeszcze szczęśliwa.- kołysał nami na boki, a ja dzięki temu się uspokajałam. Wreszcie, nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.

ALEXA'S POV
Siedziałam przed TV i oglądałam jakiś program, który aktualnie leciał. Popijając kakao intensywnie myślałam nad wyjazdem do Europy, który zaproponował mi Ian. Z jednej strony, to super jechać z nim do Paryża i promować nasze pomysły na nowe hotele, biurowce czy też centra handlowe, ale być tak daleko od Andżeli i od... Claudii? To dziwne. Mimo, że mój kontakt z Claudią nie jest już taki sam, jak kiedyś, nie oznacza to, że nie jest moją przyjaciółką. Może i nie jest tak świetnie, jak sobie wyobrażałyśmy na początku i nie rozmawiamy tyle ze sobą... Prawda jest taka, że każda z nas znalazła sobie bratnią duszę. Ja jestem z Ianem, Andżela jest z Mario, a Claudia mimo, że nie jest z Justinem, to i tak widać, że Bieber ma duży wpływ na nią, a ona jest w nim zakochana, ale chyba nieświadomie.
-Hejkaa!- zawołała szatynka przechodząc przez korytarz w towarzystwie Casas'a. Pomachałam im i znów wlepiłam wzrok w TV. Ekipa z New Castle... Na pewno dużo uczy!
Po 30 minutach zadzwonił mój telefon. Tak, jak myślałam, był to Somerhalder. Zaprosił mnie na kolację, a potem do siebie. I znów, kiedy potrzebowałam rady Claudii co do bielizny, w jakiej zaprezentowałabym się najlepiej, w razie czego... Bo oczywiście nadal jestem dziewicą!... to jej nie ma. A gdzie jest? No z Justinem!!! Cholera...

~***~

Punktualnie o ósmej zadzwonił dzwonek do drzwi. Zerwałam się, aby je otworzyć, a kiedy po drugiej stronie zobaczyłam seksownie uśmiechniętego mężczyznę, pewne mięśnie zaciskały się tak rozkosznie, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
-Dobry wieczór, proszę pani.- wręczył mi bukiet kwiatów, a ja wpuściłam go do środka. Ruszyłam do swojej sypialni i wstawiłam kwiaty do wazonu z wodą. Później oznajmiłam Andżeli, że wychodzę i w towarzystwie Iana zjechałam windą na dół.
-Czemu jesteś taka spięta?- spytał, sunąc pacami od szyi w dół pleców.
-Huh? Wydaje ci się.- zatrzepotałam rzęsami, zdenerwowana tym, że to on zawsze mnie podpuszczał i uwodził. Cel na dziś: uwodzić go do skraju wytrzymałości.
-Nie sądzę.- szepnął mi do ucha, stojąc tuż za mną. Wykorzystałam okazję i otarłam się lekko pupą o jego spodnie, pod pretekstem poprawiania obcisłej sukienki. Ian widocznie był zaskoczony moim ruchem, co dało mi satysfakcję i multum pomysłów na następne uwodzenie. Wsiedliśmy do limuzyny i między nami panowała  dziwnie przyjemna cisza. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie spod długich rzęs i oblizałam usta. Przygryzłam dolną wargę, a następnie odrzuciłam do tyłu blond fale.
-Nie wiem, co robisz, kochanie, ale nie podpuszczaj.- złapał mnie gwałtownie za udo i patrzył prosto w oczy. Jego tęczówki były tak jasne, jak nigdy. Zaczerpnęłam powietrza i szybko zrzuciłam jego rękę. Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Wysiadłam z samochodu i z gracją poruszałam się do środka lokalu. Obok mnie zawitał Ian i oboje zajęliśmy wskazane przez kelnera miejsce. Usiadłam, przełożyłam nogę przez nogę i splotłam ręce, opierając o nie głowę.
-Co zamawiasz?- zapytał, spoglądając do menu.
-To, co ty.- rzuciłam, uśmiechając się słodko. Ian spojrzał na mnie spod kart i kiedy kelner przyszedł po zamówienie, wysłuchiwałam co będziemy jeść tym razem.
-Cóż.. Więc nie mogę się doczekać deseru.- posłałam mu cwaniacki uśmieszek i przejechałam po jego nodze swoją. Niebieskooki widać był w szoku tym, co robię. O tak, Alexandra! Dasz radę!
-Hm...Lody?-odpowiedział, robiąc to samo, co ja, ale nie włączając do tego kontaktu fizycznego.
-Yhmy.- tym razem moja stopa spoczęła na jego udach. To będzie dłuuuga kolacja..
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Witam misie kolorowe! Przepraszam, że mnie tak dawno nie było, ale nie mam czasu nawet wejść na bloggera! :( Dzisiaj dałam sobie dzień wolny i przesiedziałam go w domu pisząc rozdziały na każdy z blogów. Nie na każdy napisałam, ale no postanowiłam, że na Dangerous obowiązkowo muszę! Co sądzicie? Podoba się akcja? Komentujcie no, prooszę :( PAMIĘTAJCIE O WATTPAD! *link niżej*. Przychodzę również do Was z innymi moimi blogami. Zapraszam na nie gorąco. Pytania? Zapraszam na tt: @claudiamaslowx Tyle, buziaki, Claudia x.♥
 *END OF THE ROAD* - NOWOŚĆ
MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ