czwartek, 30 kwietnia 2015

Chapter 8.

"Dziewictwo jest najbogatszym skarbem dziewczyny, ale trudno jest długo bronić skarbu, do którego wszyscy mężczyźni mają klucz."
~***~
Oddech przyspieszył i nie wiedziałam, co zrobić. Obudzić go, czy dać mu się wyspać? Kiedy podniosłam się do góry, poczułam suchość w ustach. To przez kac, czy przez obecność chłopaka w moim łóżku?
-Justin?- zaczęłam powoli, spoglądając na jego nagi tors. On był bez koszulki, zdjął ją podczas tańca. A co, jeśli my... O matko. Nie,nie,nie,nie, NIE! Nie mogło do tego dojść, przecież my się przyjaźnimy... -Ej!- szturchnęłam go mocniej, na co on nadal nie otwierał oczu. Spanikowana ścisnęłam kraniec materiału i przystawiłam go do ust, bacznie rozglądając się po pokoju. Bałam się, że naprawdę doszło do rzeczy, do których dojść nie powinno. Poruszyłam pupą po materacu upewniając się, że mam na sobie jakieś ciuchy. Odetchnęłam z ulgą czując wpijające się majtki. Oh, na litość boską. Muszę zakupić nową bieliznę. Z czym do ludzi?
-Justin, proszę, obudź się..- miauczę, podejmując kolejną walkę ze śpiącym facetem. Czemu tak trudno ich wybudzić ze snu? Kiedy zaczynam go szczypać po skórze torsu, otwiera leniwie czekoladowe oczy i patrzy prosto na mnie.
-O, wstałaś.- mówi zaspany, przecierając twarz. Podnosi się do góry i lekko rozciąga.
-Powiedz mi, czy my..
-Nie, od razu mówię!- unosi palec w górę, wiedząc co mam na myśli. -Byłaś pijana i zmęczona, odprowadziłem cię aż tutaj, ale prosiłaś, żebym został dopóki uśniesz. No i położyłem się obok ciebie, po czym sam zasnąłem, nawet nie wiem, kiedy...- wyjaśnił i przejechał dłonią po włosach. Wypuściłam powietrze, które nieświadomie wstrzymywałam w płucach. Oh, Boże, dzięki ci za to, że nie dopuściłeś do złego. Nie mogę stracić dziewictwa będąc pod wpływem alkoholu. O nie, nie.
-Całe szczęście..- westchnęłam, podciągając się wyżej. Przyciągnęłam kolana pod brodę i oparłam na nich głowę. Byłam strasznie zmęczona przez imprezę. Jak już wspominałam, nie mam dobrej głowy do picia.
-Może sobie już pójdę?- spytał niepewnie, wstając z łóżka i wkładając wygnieciony t-shirt.
-Zostań jeszcze.- uśmiechnęłam się słabo w jego stronę i poklepałam miejsce obok. Mężczyzna z triumfalnym uśmiechem na twarzy padł koło mnie. Westchnęłam cicho, rozbawiona zachowaniem Justina i patrzyłam na mięśnie, które wyrzeźbiły się na barkach szatyna. Idealnie zrobione tatuaże dodawały mu uroku. Były niesamowite.
-To co dziś robimy, leniu?- spytałam, osuwając się niżej i kładąc na poduszce. Otuliłam mocniej kołdrę wokół swojego ciała i patrzyłam na twarz utopioną w białej poszewce.
-Śpimy.- wymamrotał ledwo słyszalnie. Pokręciłam żartobliwie głową i zamknęłam oczy, próbując zasnąć. Justin to naprawdę wspaniały chłopak i ma ciekawy charakter. Nie da się przy nim nudzić, ciągle coś wymyśla, dlatego dzisiejsze popołudnie też nie będzie nudne.

~***~

Około południa znów się obudziłam. Byłam bardziej wyspana, niż wcześniej, więc mogłam wstać i zacząć normalnie funkcjonować. Andżelika jest na środkowej zmianie, a Alex prawdopodobnie haruje od rana. Oznacza to, że byłam sama w mieszkaniu. Oczywiście, nie licząc śpiącego u boku Justina. Oh, ten facet ma kamienny sen. Śpioch..
Wstałam powoli z łóżka i pierwsze, co chciałam zrobić, to wziąć prysznic. Otworzyłam okno, aby do pomieszczenia wpadło świeże powietrze, następnie udałam się do szafy, cicho otwierając drzwi od niej. Wybrałam krótkie szory ze względu na piękną pogodę i zwiewny tank z jakimiś napisami. Czarne conversy i tego samego koloru zegarek dopełniał stylizację. Skierowałam się na palcach do łazienki, aby nie obudzić Biebera. Kiedy byłam w środku, rozebrałam się błyskawicznie z ciuchów, które miałam wczoraj i bacznie przyjrzałam się swojemu ciału. Żadnych siniaków, zadrapań lub ran. Jest dobrze. Weszłam pod prysznic nucąc przypadkową melodię. Ciało otuliła ciepła woda, a w powietrzu unosił się rozkoszny zapach cytrusów. Po piętnastu minutach wyszłam, okręcając włosy ręcznikiem. Ubrałam ciuchy i postanowiłam przygotować śniadanie. Podczas kąpieli zastanawiałam się, co przyrządzić. Postawiłam na klasyczne bułeczki ze zdrowymi elementami. Podeszłam do lodówki i wyjęłam rzodkiewkę, sałatę, ser, pomidora, szynkę i ogórka. Stanęłam przed blatem i rozkrajając pieczywo na pół, wstawiłam wodę i włączyłam radio. Muzyka była nieodłącznym elementem mojego życia. Słuchałam jej zawsze i wszędzie. Nawet, kiedy miałam żałobę, nie potrafiłam obejść się bez posłuchania jednego z moich utworów. Tak po prostu ze mną jest. Bez niej zapadam w depresję. Może nie od razu, ale po upływie dwóch tygodni zaczynam świrować.
Kiedy zalewałam herbatę, usłyszałam głośne chrząkanie. Odwróciłam się na pięcie i uśmiechnęłam się od ucha do ucha do szatyna. Stał przede mną bez koszulki. Musiał znów ją zdjąć, bo kiedy wychodziłam z sypialni, nadal miał ją na sobie. Spojrzałam najpierw na umięśniony brzuch a potem na tatuaże. Ostatecznie zetknęłam wzrok z jego i oblizałam szybko usta, czując jak wysychają. Dziwne..
-Dzień dobry, shawty.- puścił oczko, przez co ja się zaczerwieniłam. Czemu on mnie tak nazywa i dlaczego tak reaguję?
-Witam.- skinęłam teatralnie głową i postawiłam na wysepce kuchennej talerz z bułeczkami. -Bon apetito!- zawołałam i wskazałam na stół. Szatyn błyskawicznie zajął miejsce przy oknie i spojrzał jeszcze raz w moją stronę.
-Mogę skorzystać z łazienki?- spytał, lekko się przeciągając.
-Pytanie!- prychnęłam, kiwając rozbawiona głową. Bieber zniknął znów z pola widzenia, a ja za ten czas dostawiłam dzbanek z herbatą i słuchałam piosenki Avril Lavinge "Wish you were here". Cichutko podśpiewywałam tekst i zajęłam swoje miejsce. Złapałam jedną połówkę i zaczęłam ją jeść. Wreszcie dołączył do mnie Justin. Usiadł obok i również wziął kanapkę. Jego mokre włosy seksownie opadały na czoło, a wilgotne ciało powodowało suchość w moich ustach. Cholera jasna! Co się dzieje?!
-Mmm!- mruknął z zadowolenia z pełnymi ustami. -Pyszne!- wybełkotał, przeżuwając kęs. Zaśmiałam się cicho i wlepiłam wzrok w jego tatuaże.
-Co one oznaczają?- spytałam, pokazując kolejno na malunki. Zaczął wyjaśniać, dlaczego zrobił każdy z nich i co one dla niego znaczą. Słuchałam z zaciekawieniem każdej historii, jaką mi opowiadał, co pewien czas uśmiechając się z rozbawienia, a czasem starając się nie popłakać. Za duże emocje. Nagle przerwał i przejechał kciukiem po kąciku moich ust. Patrzyłam prosto w jego czekoladowe tęczówki, całkowicie zaczarowana. Ah, jego palce..
-Eghem!- usłyszałam kolejne chrząknięcie, a moje głowa pobiegła w stronę łuku odgradzającego hall od kuchni. Zobaczyłam w nim Alex. O nie. Co ona tu robi? -Nie przeszkadzam?- uniosła zaskoczona brew. Zrobiłam się czerwona i spuściłam głowę w dół, dukając krótkie "nie". Dziewczyna starała się zignorować niezręczną ciszę, ale była ona niemal namacalna. Nawet Justin się spiął i siedział cicho, co do niego niepodobne.
-Dzisiaj wolne?- spytałam wreszcie, starając się całkowicie wymazać sytuacje sprzed kilku sekund.
-Taa.. Ian powiedział, że na kacu nie powinnam robić szkiców ani przyjmować jakichkolwiek gości firmowych.- zaśmiała się, pijąc sok pomarańczowy. -Idę później na zakupy. Kupić ci coś?- spytała, wstawiając szklankę do zmywarki.
-Ee.. Nie.. Chociaż!- zawołałam w ostatniej chwili, kiedy dziewczyna wychodziła z kuchni. Zatrzymała się i odwróciła w moją stronę, wyczekując dalszej wypowiedzi. -Popcorn, wino i jakieś owoce.- powiedziałam, a blondynka skinęła głową, opuszczając pomieszczenie. Westchnęłam ciężko, kończąc pić herbatę.
-Powinienem się zbierać.- Justin wstał od stołu i zaczął wszystko znosić do zlewu. Potem chciał zająć się myciem naczyń, ale w ostatniej chwili wyrwałam mu z rąk gąbkę. Odłożyłam ją na miejsce i czując jego ciało tuż przy moim, niektóre mięśnie zaczęły napinać się w rozkosznym bólu.
-Oszalałeś? Nie będziesz sprzątał, ani nigdzie nie idziesz.- pogroziłam mu palcem, udając śmiertelnie poważną. W myślach jednak powtarzałam w kółko: "Wybij to gówno z głowy i nie rób z siebie pajaca!". No cóż, podświadomość była bezlitosna i sprowadzała mnie na ziemię. Zaczynałam do niego czuć coś dziwnego. Naprawdę nie chciałam, aby do tego doszło. To był mój pierwszy przyjaciel, jakiego miałam, odkąd zamieszkałam w Nowym Jorku. Nie mogę go stracić przez jakieś halucynację.
Kiedy posprzątaliśmy, wyszliśmy na balkon. Justin spojrzał na piękne niebo i westchnął. Jego oczy były nieobecne i pełne zmartwień. Coś się stało?
-Powoli wykańcza mnie ta pieprzona robota.- westchnął ciężko, nie patrząc na mnie. -Robię z siebie błazna! Obiecywali świetlaną karierę, a co mam w zamian? Rzesze starych bab, które się ślinią na mój widok. To jest obleśne.- skrzywił się na wspomnienie kobiet po czterdziestce, bez dzieci, mężów i pracy. Ohydne.
-Widziałam młode. Naprawdę były piękne.- przyznałam, przypominając sobie grupkę dziewczyn, które podeszły w pierwszą noc do Justina, kiedy go poznałam.
-Wiesz, ile razy mi się zdarzają takie fanki? Zresztą..  O czym tu mówić? Zjebanie...- podsumował, wypuszczając powietrze z płuc.
-Widzisz to, co najgorsze. Czerp z życia korzyści, a z takim podejściem aż lepiej będzie ci szło.- powiedziałam, klepiąc go w ramię. Uwielbiałam z nim rozmawiać. Był szczery i kiedy miał problem, po prostu o nim mówił. Nie miał sekretów i niczego się nie wstydził. Wiedział, że ma we mnie wsparcie.

~***~

Dziś mija miesiąc, odkąd mieszkam w Nowym Jorku i trzy tygodnie, odkąd pracuję w Manhattan Club. Świetnie dogaduję się z Justinem i spędzam z nim każdą, wolną chwilę. Dziewczyny całkowicie pochłonęły się w swoich sprawach. Jesteśmy przyjaciółkami, ale to nie wygląda tak, jak kiedyś. Nie siedzimy ciągle przed TV, oglądając ckliwe seriale i rozmawiając o cudownych mężczyznach czyhających na ulicach Nowego Jorku. Po co o tym teraz mówić, skoro jesteśmy w tym pięknym mieście? Andżela oficjalnie jest z Casas'em, a Ian i Alex bardzo dobrze się dogadują. Mario jest niesamowitym mężczyzną. Jest silny, odważny i przy tym opiekuńczy. Nie dopuszcza, aby szatynce stała się jakakolwiek krzywda. Ostrzega ją, gdzie może być największe niebezpieczeństwo, ponieważ NY jest ogromne i wiele tutaj złych ludzi, którzy czają się na każdym kroku. Ian natomiast rozluźnił się w naszym towarzystwie. Jest miły, sympatyczny, ale ciągle pokazuje, że lubi mieć władzę. Przywykliśmy. Cała nasza ekipa uwielbia spędzać razem czas, dlatego często spotykamy się w klubie, aby najzwyczajniej w świecie dobrze się pobawić.
Jest piątek - 10 maj. Oznacza to, że właśnie dzisiaj dostanę swoją pierwszą wypłatę w dolarach! Moje szczęście sięgało zenitu na samą myśl o zielonych. Dochodziła piąta po południu i znów przygotowywałam się do pracy. Miałam dzisiaj spotkać się z szefem i odbyć jakąś rozmowę. Powiedział, że przydzielił mi inne stanowisko, a dzisiejszego dnia się z nim zapoznam. Ciekawe, kim będę teraz. Może kierownikiem? Nie, to niemożliwe. Justin pracuje tutaj dłużej, dlatego taka posada powinna przysługiwać jemu, nie mnie.
Wzięłam prysznic i ogoliłam całe ciało. Wyprostowałam włosy, zrobiłam delikatny makijaż i założyłam szorty, które lekko odsłaniały moje pośladki. Już wiem, jak radzić sobie ze wścibskimi klientami klubu, dlatego spokojnie mogłam sobie pozwolić na skąpsze stroje. Do tego dobrałam luźną koszulę na ramiączkach. Krańce materiału wsadziłam wewnątrz spodenek. Ostatnie poprawki i już o szóstej byłam gotowa. Zjadłam jeszcze kolację i umyłam zęby, a potem pospiesznie zbiegłam na parter, ponieważ winda się znowu zepsuła i przywitałam się z Justinem, który już na mnie czekał.
-Zastaw pośladki, bo nie wyjdziesz cała.- mruknął, lustrując mój tył, kiedy wsiadałam do samochodu.
-Popatrz, bo takich widoków więcej możesz nie mieć!- powiedziałam pewna siebie i po chwili się zaśmiałam.
-Mógłbym patrzeć godzinami, shawty.
-Nie mógłbyś, bo bym nie pozwoliła.- zmrużyłam oczy, spoglądając na jego profil. Patrzył na drogę, czy może włączyć się do ruchu. Wreszcie,  kiedy już jechaliśmy razem z innymi zerknął na chwilę na mnie, unosząc jedną brew.
-Oh pozwoliłabyś.- puścił mi oczko i uśmiechnął się szelmowsko. Jak Boga kocham, nienawidzę go czasami za sposób, w jaki ze mną rozmawia. Jest rozwalający...
Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Wyskoczyłam pospiesznie z samochodu i spojrzałam za siebie, obserwując posturę szatyna dołączającego do mnie.
-Idziesz śpiewać?- spytałam, spoglądając na zegarek.
-Mam pięć minut, więc idę chwilę poćwiczyć.- rzucił, znikając już w tłumie. Skierowałam się więc w wyznaczone przez szefa miejsce i czekałam. Pięć minut... Dziesięć... Piętnaście... Nie należę do cierpliwych ludzi. Dwadzieścia.. Aż w końcu zjawia się z dziwnym uśmiechem na twarzy.
-No proszę, nawet się odpowiednio ubrałaś!- przyznał, odchylając się do tyłu, aby spojrzeć na tyłek. Oh, faceci!
-Ciebie też dobrze widzieć.- wysiliłam się na fałszywy uśmiech i westchnęłam, idąc za nim krok w krok. Zeszliśmy do podziemi, gdzie dudniła inna muzyka, niż wyżej. Szłam jakimś korytarzem, a utwór był coraz głośniejszy. Wreszcie otworzył przede mną ogromne, metalowe drzwi. Weszłam przez nie, całkowicie pewna siebie. Spojrzałam na mężczyznę, a ten nadal z dziwnym wyrazem twarzy prowadził dalej- w stronę zaplecza. W powietrzu unosił się zapach drogich perfum, tytoniu i skóry.
-Co to za miejsce?- spytałam, idąc ciągle za Paul'em.
-Wszystko w swoim czasie, maleńka.- odpowiedział spokojnie i szedł dalej, aż zatrzymał się przed jakimiś drzwiami. Były one ozdobione pikowaną skórą, a na nich widniała tabliczka z numerkiem "23". Uniosłam pytająco brew i weszłam do środka, kiedy mężczyzna mi na to pozwolił. Nie wiadomo skąd podał mi lampkę wina. Odebrałam ją więc, niepewnie przystawiając do ust. Paul przeszywał mnie swoimi zielonymi oczami na wskroś. Poczułam chłód, który zaczął przebiegać po skórze. Rozejrzałam się po wnętrzu pokoju. Była ogromna, czarna, skórzana sofa, w rogu znajdowała się toaletka z różnymi kosmetykami. Po drugiej stronie zaś mieścił się barek zapełniony po brzegi. Kolejna rzecz, która ewidentnie przykuła moją uwagę była wielka, stalowa rura usytuowana w centrum pomieszczenia.
-Od dziś pracujesz tutaj. Zapoznaj się z pokojem.- rzucił, upijając whisky.
-Przepraszam i co mam tu niby robić?
-A na co ci to wygląda?- podał kolejny kryształ napełniony do pełna. Upiłam alkohol, czując suchość w ustach. Mam tańczyć na rurze? -Będziesz tutaj- wskazał ręką rurę - tańczyła. Zabawiała gości i dobrze się prezentowała.- dodał na koniec.
-Ale ja się nie zgadzam.- odparłam błyskawicznie, a on z perfidnym uśmiechem na twarzy złapał klamkę od drzwi.
-Za pół godziny będziesz mieć klienta. Przygotuj się.- puścił oczko i chciał zamknąć drzwi, ale w ostatniej chwili złapałam klamkę.
-Co?! Nie! Powiedziałam: nie zgadzam się.
-A ja powiedziałem, że masz 30 minut. Nie wkurwiaj mnie, tylko wykonuj polecenia, skarbie. Inaczej nie będzie sowitego wynagrodzenia.- powiedział, lustrując mnie znów od stóp do głów. -Jeśli ma ci to pomóc, to w szufladzie znajdziesz coś na rozluźnienie. Chyba wiesz, jak się tego używa.- to ostatnie słowa, jakie powiedział, kiedy drzwi gwałtownie trzasnęły, a mnie aż zakręciło się w głowie od napływających informacji. Strach sparaliżował mnie całkowicie i nie wiedziałam, co zrobić. Szarpnęłam za klamkę, ale drzwi były zamknięte. Ja pierdole. Jaki klient? O co chodzi? Kiedy przez myśli przebiegało setki pytań, w głośnikach rozmieszczonych po kątach pokoju, rozbrzmiał znajomy głos.
-Posłuchaj mnie uważnie. Masz trzydzieści minut. W szufladzie numer jeden masz instrukcję. Na dysku znajdują się utwory, do których możesz tańczyć. W szufladzie numer dwa w chuj prochów. Możesz je wziąć wszystkie na raz, albo zostawić je. Asortyment uzupełniamy co tydzień. A w szufladzie numer trzy znajdziesz wszystkie przedmioty do zabezpieczeń. Jeśli klient będzie chciał seksu, masz mu go dać. Jeśli będzie chciał, abyś mu zrobiła dobrze, to masz to zrobić. Jeśli będzie chciał cię brać od tyłu, masz to zrobić. Zazwyczaj kończy się tylko na tańcu. Nie tolerujemy przeciwstawień. Wiedz, że po każdym takim przedstawieniu możesz zostać ukarana. W zależności od opinii klienta. Jeśli będzie zadowolony, dostaniesz tyle kasy, ile ci zapłaci, a jeśli będzie niezadowolony.. Nie chciałbym być w twojej skórze. 28 minut. Zegar tyka, maleńka. Czas się zabawić.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Witam myszki. ♥ Jak się podoba rozdział? Mam taką wenę twórczą, że mam ochotę pisać i pisać! Po prostu się wpędziłam nieźle w tego bloga. :) W końcu zaczyna się coś dziać! Koniec tej sielanki, teraz pokażę Wam, jak życie każdej z dziewczyn się zmieni. Na lepsze, czy gorsze? A może nie tylko ich życie, a też Justina, Iana czy Mario? Kto wie... Chciałabym, aby pojawiło się więcej komentarzy. :( Naprawdę, staram się dla Was, piszę i bardzo zależy mi na tym, by ktoś wyraził na ten temat opinię, w postaci komentarzy. :( Oczywiście nie zapominajcie o ankiecie! Odpowiadajcie na nią, proszę. Co do akcji, podoba się? Mam nadzieję! Szykuję dla Was niespodziankę! Już niedługo się dowiecie, o co chodzi... :) Pamiętajcie, że możecie słuchać muzyki do rozdziału klikając na obrazek przed rozpoczęciem rozdziału. :) W nowym oknie otworzy Wam się prawdopodobnie youtube , na którym będzie piosenka. No.. to w  sumie tyle z ogłoszeń. Pamiętajcie też o aplikacji Wattpad i możliwości czytania wszystkich moich blogów tam. Wyszukacie mnie pod pseudonimem takim, jak tutaj - Claudia Ok. Buziaki, Wasza Claudia ♥ 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ 
EDIT

Właśnie przygotowałam dla Was zwiastun do mojego drugiego opowiadania! Zachęcam do obejrzenia. ♥

wtorek, 28 kwietnia 2015

Chapter 7.

"Po imprezie zdziwiła się pani z rana, gdy obok ujrzała pana."
~***~
CLAUDIA'S POV
Obudziłam się około pierwszej po południu. Rozciągnęłam nogi i przetarłam zaspane oczy. Nie spodziewałam się takiego zmęczenia. Z ledwością zwlekłam się z łóżka i ruszyłam do kuchni. Byłam sama, dziewczyny właśnie przebywały w pracy. Miałam tak ogromnego lenia, że złapałam telefon i wykręciłam numer do pierwszej lepszej pizzerii i zamówiłam sobie pizze. Usiadłam w salonie i skacząc po kanałach czekałam, aż danie dostarczą mi do mieszkania. Założyłam na siebie szlafrok i związałam włosy w wysokiego kucyka. Pięć minut potem rozbrzmiał dzwonek do drzwi, więc ruszyłam otworzyć. Doznałam szoku, kiedy zobaczyłam Justina.
-Co, do cholery, tutaj robisz?- zaśmiałam się, patrząc na czapkę z daszkiem z logo firmy.
-Dorabiam.- wzruszył ramionami i wręczył pizzę.
-Wejdziesz?- otworzyłam szerzej drzwi z nadzieją, że Bieber wejdzie do środka. Ten tylko pokiwał smutno głową i spojrzał na rachunek. -Oh, no okej. Proszę. Napiwku nie wydaj na głupoty!- pogroziłam palcem i zaśmiałam się, kiedy szatyn ruszył w stronę działającej już windy. -Widzimy się potem?
-Mogę wpaść po ciebie i razem pojedziemy do klubu. Pracuję do piątej, a muszę być gotowy na szóstą. Więc około tej godziny tutaj będę.- pomachał i zniknął za zamykającymi się drzwiami. Dlaczego on tak ciężko pracuje? Wiem, że ma problemy, ale nie sądzę, że jedna praca mu nie wystarcza. Czy ma jakieś problemy pieniężne? Musi oddać komuś kasę? Mogę mu pomóc, rodzice zrozumieją.
Usiadłam na kanapie, puściłam jeden z seriali i oglądając, jadłam fast food'a. Moje myśli jednak dalej krążyły nad Justinem. Chciałam z nim pogadać o tym, dlaczego dalej pracuje. Przecież dobrze płacą, a on najzwyczajniej się przepracowuje. Z drugiej strony to dobrze, że jest taki pracowity, a nie należy do leni. Przynajmniej jest z niego porządny facet.
Po zjedzeniu kalorycznego jedzenia ruszyłam się umyć. W klubie poznałam dużo osób i to mi się coraz bardziej podoba. Zniechęca mnie tylko to, że jakieś typki mnie obmacują... To jest chore.
Około trzeciej wróciła Alex. Andżelika mówiła, że dzisiaj pracuje do szóstej, ale jak się okazuje - Mario porywa ją gdzieś na przejażdżkę. Co, jak co, ale zazdrościłam jej tego, że może powozić się z tak przystojnym mężczyzną, jak Mario.
Alex opowiedziała mi o planach, jakie są w jej biurze. Wyjazd integracyjny? Brzmi interesująco. Mieć możliwość spędzenia czasu z szefem... I to jeszcze takim... Raj na ziemi.
Około piątek wróciłam do siebie. Usiadłam przed szafą i puszczając z telefonu muzykę zaczęłam rozmyślać nad dzisiejszym strojem. Co założyć? Biały t-shirt z odkrytym brzuchem i krótkie szorty z wysokim stanem? Odpada, zbyt odważnie. Czerwoną sukienkę? O nie, faceci mają różne pomysły. Przystałam na jeansach, białej, idealnie dopasowanej bluzeczce na ramiączkach i conversach. Pokręciłam włosy i poszłam coś zjeść. Nie czułam się za dobrze. Mój brzuch alarmował, że może wydarzyć się coś niespodziewanego. Nienawidziłam tego uczucia. Zawsze miałam takie przeczucia, a w 99% się sprawdzały.
-Smacznego!- zawołała blondynka wchodząc do kuchni. Podeszła do radia, włączyła je i nalała sobie do szklanki soku. Zaczęła nucić coś pod nosem i lekko kiwać się w rytmach piosenki.
-Co ty taka radosna?- spytałam, przeżuwając kęs kanapki. Dziewczyna przez chwilę nie odpowiadała, żyjąc w swoim świecie. Nagle otrząsnęła się, przyciszyła muzykę i po prostu wyszła z kuchni, nie odpowiadając mi na pytanie. Uniosłam zaskoczona brew i postanowiłam to zignorować. Słysząc w radiu swoją ulubioną piosenkę podeszłam do sprzętu i pogłośniłam ją na maxa.
-Give me love..- zanuciłam, sprzątając po sobie talerz, kiedy usłyszałam chrząknięcie. Podskoczyłam na miejscu i przerażona odwróciłam się do tyłu.
-Nie przeszkadzam?- spytał Justin z szelmowskim uśmiechem na twarzy. Zrobiłam się cała czerwona i odwróciłam się do chłopaka plecami.
-Eee, nie.- odpowiedziałam szybko i wytarłam mokre ręce. Przyciszyłam piosenkę i odgarniając włosy za ucho spojrzałam w jego stronę.
-Miałem być o osiemnastej, ale wcześniej się wyrobiłem, więc wpadłem.- wzruszył ramionami, tłumacząc wcześniejszy przyjazd. Pokiwałam głową i udałam się do salonu. Rozsiedliśmy się na kanapie, a w głowie ciągle układałam sobie wypowiedź, którą miałam mu do przekazania.
-Dlaczego pracujesz w pizzerii? Przecież dobrze nam płacą w klubie, dlatego nie rozumiem, dlaczego kol...
-Po prostu muszę.- przerwał mi, wlepiając wzrok w splecione dłonie. Przyglądałam mu się. Jego szczęka momentalnie się zacisnęła, a mięśnie co kilka sekund robiły się twardsze niż zazwyczaj. Coś było nie tak... Przysunęłam się bliżej i położyłam swoją dłoń na jego.
-Mi możesz powiedzieć.- powiedziałam cicho, patrząc prosto w jego czekoladowe oczy. Bieber westchnął ciężko, kładąc drugą dłoń na moją.
-To nie takie proste.- wyznał po chwili, kiedy do salonu niespodziewanie weszła Alex. Spojrzałam w jej kierunku, naprawdę mając ochotę ją zabić. Chciałam się dowiedzieć, o co chodzi, bo wiem, że to go martwi, a tuż przed tym, jak chciał mi powiedzieć, przychodzi ona, a Justin znów się zamyka.
-Ups, sorki. Nie wiedziałam, że jeszcze jesteście.- powiedziała zmartwiona i spojrzała na nasze dłonie, które szybko zabraliśmy z jego kolan.
-Nic nie szkodzi. Tak właściwie, to będziemy się zbierać.- powiedział Justin i spojrzał na wyświetlacz iphona. -Szósta.- skierował się w moją stronę i wstał. Poprawił czapkę, a następnie ruszył w stronę wyjścia. Collins posłała mi pytające spojrzenie, a ja ignorując ją, pognałam za chłopakiem. Chwilę później staliśmy w windzie i patrzyliśmy przed siebie. Nic nie mówiliśmy, widocznie skrępowani sytuacją sprzed paru minut.
-Dziś do której?- spytałam, patrząc kątem oka na Justina.
-Do trzeciej pewnie.- wzruszył ramionami, rozluźniając tym samym ciało. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że wraca ten sam Justin, którego poznałam.
Wsiadłam do jego auta i od razu włączyłam radio. Kiedy szatyn zasiadł obok, momentalnie zmienił falę, jakby nie chciał ze mną tego słuchać.
-Co, czemu to zmieniłeś?- spytałam, poprawiając się na miejscu.
-Bo tak.- powiedział wesoło i rzucił mi krótkie spojrzenie.
-Ej! To była moja ulubiona piosenka!- protestowałam, zakładając ręce na klatce piersiowej, jak naburmuszone dziecko. Wydęłam wargi i zmarszczyłam brwi, patrząc przed siebie. Mężczyzna chichotał, widząc mnie w takiej pozycji. -Skup się na jeździe.- warknęłam.
-Oh no, shawty*, już się tak nie gniewaj.- mówił skruszony i ciągle spoglądał na mnie. Wreszcie zawitaliśmy przed klubem, a Justin zaparkował wóz na swoim miejscu. Ruszyliśmy do środka, a szef od razu, kiedy nas zobaczył, podszedł do nas z uśmiechem na twarzy.
-Dobre wieści, macie wolne. Przyszły dwie stażystki, więc możecie dzisiaj sobie zrobić przerwę.- mówił, lustrując mnie uważnie. Nienawidziłam jak się tak na mnie patrzył!
-Dobrze wiedzieć.- prychnął Justin i odszedł. Pokierowałam się więc w stronę baru i przywitałam dziewczyny. Zamówiłam jednego drinka i wysłałam SMS'a Andżeli i Alex, żeby przyszły do klubu, jeśli mają chwilę. Ku mojemu zdziwieniu zjawiły się po dziesięciu minutach na miejscu wraz ze swoimi towarzyszami. Posłałam im ciepły uśmiech i wyszłam na spotkanie. Przytuliłam dziewczyny i wymieniłam wzrok z mężczyznami.
-Cóż, Alexandro. Myślałem, że będzie to bardziej... ustronne miejsce.- przyznał Ian, rozglądając się dookoła. Spojrzałam na jego strój, a na twarz wtargnął niechciany uśmiech. Miał na sobie dżinsy, koszulę, krawat i marynarkę. Niezbyt stosownie ubrany jak na klub. Porozumiałam się z przyjaciółką, a ona stanęła na przeciwko niego. Rozluźniła pas przy szyi, rozpięła dwa pierwsze guziki i lekko zsunęła marynarkę, a on ją zdjął.
-Od razu lepiej.- rzuciłam, układając dwa palce w literkę "O" i przymykając jedno oko. Andżelika od razu chwyciła Mario za rękę i zaciągnęła na parkiet, słysząc jedną z ulubionych piosenek. Somerhalder wraz z Collins zniknęli gdzieś w loży VIP'ów, a ja znów zostałam sama. Nie tak to miało wyglądać!
Usiadłam znów przed barem i poprosiłam o kolejny kieliszek wódki. Ktoś przysiadł się po mojej prawej stronie, więc oparłam lewą rękę na blacie, przytrzymując głowę i spojrzałam w jego kierunku. Nie kto inny, a Justin. Uśmiechał się od ucha, do ucha.
-Cóż, twoje zdrowie!- zawołał, machając ręką do barmanki. Postawiła kieliszek i napełniła go. Szatyn spojrzał najpierw obiecująco w moją stronę, a następnie nie odrywając wzroku od moich tęczówek przystawił alkohol do ust i wlał go w siebie. -To co?- spytał, obijając kieliszek o blat. -Następny?- pokiwałam głową i znów wypiłam. Jeszcze jeden, a będę już na odlocie.
Muzyka grała, więc skierowałam się z Justinem na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć, śpiewać i wygłupiać się. Obijaliśmy swoje biodra, tarliśmy swoje nosy i ciągle się śmialiśmy. W pewnym momencie Justinowi było tak gorąco, że zdjął z siebie koszulkę i zaczął nią wywijać w każdym kierunku.
-Głupi!- krzyknęłam, opierając się rękami o nagie ramiona mężczyzny. On zaś przepasł mnie t-shirtem w talii i zaczął przyciągać do siebie. Czułam spojrzenia niektórych ludzi, ale naprawdę było mi to obojętne, co sobie o mnie myśleli.
Dochodziła północ. Siedziałam znów przy barze i piłam z Justinem kolejnego drinka.
-Nie możesz jechać.- wyznałam w końcu, popijając następną kolejkę wódki.
-No co ty?- prychnął i przejechał ręką po zmierzwionych włosach. Sama miałam szaleńczą ochotę to zrobić. Co się ze mną dzieje? Ah, no tak.. Alkohol.
Podeszła do nas Andżelika z Casas'em. Zamieniliśmy się partnerami i teraz wywijałam z Mario. Nie powiem, był cudownym partnerem do tańca. Płynnie poruszał się przy każdej piosence, ale i tak Justin był lepszy. Po dwóch utworach skinęliśmy głowami i wróciliśmy do baru. Kątem oka dostrzegłam, że blondynka z brunetem również wiją się na parkiecie. Wskazałam na nich palcem, a wzrok przyjaciół pobiegł zaraz za nim. Uśmiechnęli się widząc jak para się delikatnie dotyka, nie chcąc narazić niczyjej strefy komfortu.
-To chore.- podsumowałam, siadając na wolnym miejscu. -To taniec, po prostu. Nie można mieć zahamowań.- wzruszyłam ramionami i poprosiłam o whisky. Dostałam całą butelkę, więc po prostu porozlewałam to między znajomych i zaczęliśmy pić. Ian upierał się, że on będzie tym trzeźwym, więc zawartość należącą do niego podzieliliśmy między siebie.

~***~

-Mam dość.- podsumowałam około czwartej nad ranem, kiedy impreza się skończyła. Staliśmy teraz wszyscy przed Manhattan Club i nie wiedzieliśmy, co z sobą dalej zrobić. Ledwo trzymałam się na nogach, a świat wirował. Przeholowałam z alkoholem i to do granic możliwości. Co ja najlepszego zrobiłam?
-Chodź tu.- szepnął Justin i przyciągnął mnie do siebie. Miał zdecydowanie mocniejszą głowę. Podtrzymywał mnie w pasie, abym się nie przewróciła i pocierał delikatnie ręce, by je ogrzać. Byłam mu za to wdzięczna, choć połowy nie będę pamiętać...
-Auto już jedzie.- poinformował Ian, patrząc na każdego z osobna. -Macie jakieś dokumenty, klucze, cokolwiek?- spytał dowódczym tonem głosu, wyciągając swój portfel. Każdy zaprzeczył ruchem głowy. -To dobrze, przynajmniej tyle z głowy.- westchnął, przeczesując włosy do góry. Chwycił pijaną Alex pod rękę i również trzymał. Czemu mężczyźni zazwyczaj muszą opiekować się kobietami, kiedy popiją? Dlaczego im się nic nie dzieje?
-Fajnie było.- przyznałam, przylegając twarzą do nagiego torsu chłopaka.
-Mi też się podobało.- przyznał, opierając brodę o głowę. Wreszcie pod budynek podjechała podłużna limuzyna. Somerhalder otworzył przed nami drzwi i wpuścił kolejno najpierw dziewczyny, potem resztę facetów i na końcu sam wsiadł, zajmując miejsce obok blondynki. Otworzył błyskawicznie barek i wręczył każdemu po butelce naturalnego soku pomarańczowego i jakiejś tabletce.
-Od nieznajomych prochów nie przyjmuję. Jak to jest tabletka gwałtu?- uniosłam ręce w geście obrony i obserwowałam pigułkę, którą trzymał przede mną.
-Claudia, proszę. Nie świruj, to aspiryna, żebyś później nie miała takiego kaca, na jakiego się zapowiada.- wytłumaczył, a ja zrobiłam się czerwona. -W ogóle skąd pomysł, że chciałbym cię zgwałcić? Nie lubię tego typu stosunków.- uniósł brew, a ja miałam ochotę się zapaść pod ziemię. No tak.. Mój niewyparzony język.

~***~

Kiedy znalazłam się w mieszkaniu, dziękowałam Bogu, że w nim jestem. Ostatnie, co pamiętam to podwózka do domu i wyjście z limuzyny. Dalej mam lukę i nie wiem, co robiłam potem.
Budząc się rano nie czułam tak ogromnego bólu głowy, jakiego się spodziewałam. Od razu rozbrzmiały w niej słowa Ian'a na temat tej tabletki - aspiryny. Na samo wspomnienie zrobiłam się czerwona. Jak można być takim kretynem? Przewróciłam się na drugi bok i prawie spadłam z łóżka. Co, do cholery jasnej, robi w nim Justin?!
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Witam i o zdrowie pytam! Jak się macie? Mam dla Was kolejny rozdział "Dangerous"! Mam nadzieję, że rozdziały będę pisała częściej, ale Wy również będziecie komentować rozdziały (liczę na to bardzo mocno ♥). Pracuję nad nowym projektem, jak już pewnie wiecie. Zacznie się on pojawiać, kiedy każda z historii, które prowadzę się skończą. Jeśli zastanawiacie się, czy Dangerous skończy się tak szybko, to już odpowiadam: Nie. Jak widzicie, akcja rozkręca się w ślimaczym tempie, bo nie chcę znowu jakiegoś HOP SIUP i koniec bloga. To ma jakiś sens? Nie sądzę.. :) Myślę jednak, że pomimo tego mozolnego tempa będziecie dalej czytać, bo prawdziwa akcja dopiero zacznie się dziać. Teraz to jest po prostu pokazane najzwyklejsze życie Claudii w Nowym Jorku i to, jak poznaje się z Justinem. Przecież - od razu mu do łóżka nie wskoczy. Chociaż...?:) 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ 
BARDZO WAŻNA INFORMACJA
Teraz, każdy kto chce czytać bloga przy piosence, może to zrobić klikając na zdjęcie przy początku rozdziału. Wstawiam je jako wprowadzenie, taki kęs tego, co może tu być. Dlatego też klikając na tego GIF'a odtworzy Wam się w nowej karcie piosenka, która podpasuje się pod rozdział. Stwierdziłam, że samogrająca playlista zniszczy nastrój tego bloga, dlatego daruję sobie to i zastosuję takie coś. Piszcie w komentarzach, co o tym sądzicie. :) *już teraz możesz kliknąć na gif'a, aby posłuchać piosenki*. Pozdrawiam, Wasza Claudia ♥

sobota, 25 kwietnia 2015

Chapter 6.


"Myślenie to najcięższa praca z możliwych i pewnie dlatego tak niewielu ją podejmuje."

 ~***~
Justin posłusznie odwiózł mnie do domu, ale myślami był gdzieś indziej. Całkowicie nieobecny odpowiadał mi wymijająco na pytania. Za każdym razem, kiedy dopytywałam się o jego uprzedzenie do tej pracy, odbiegał od tematu. Lekko mnie to denerwowało, ale nie chciałam już mu tego pokazywać. Po prostu musiałam myśleć o tym, czy jutro będę miała na chleb...

~***~

-Do widzenia, Justin.- uśmiechnęłam się słabo w stronę szatyna, a on podszedł i delikatnie objął mnie w tali, przyciągając do siebie. Wtulił twarz we włosy i westchnął ciężko.
-Będziesz żałować, a ja nie wiem, czy zdołam ci potem pomóc...- rzucił przygnębiony, odsuwając się dalej. Przymrużyłam tylko oczy i zacisnęłam usta. Nie miałam ochoty o tym dyskutować. Po prostu zaczynam pracę i koniec tematu. -Masz jutro czas?
-Zgadamy się.- odpowiedziałam grzecznie, otwierając drzwi do salonu. -Dziękuję za miły wieczór, znowu!- podkreśliłam już ze szczerą ekscytacją. Justin również w półuśmiechu odszedł do windy i zniknął. Weszłam więc do mieszkania i rozejrzałam się po wnętrzu. Nikogo nie było, więc najzwyczajniej w świecie włączyłam kino domowe i puściłam płytę ze swoimi ulubionymi kawałkami. Są pozytywne, a przy nich czuję się jak nastolatka, która rozpoczęła wakacje... Ah! Marzy mi się Hiszpania albo Brazylia. Może kiedyś!
Przygotowałam sobie kolację i ruszyłam do salonu. Tanecznym krokiem podeszłam do barku i otworzyłam wino. Upiłam łyk z butelki i zaczęłam tańczyć, co trochę przegryzając przygotowane kanapki. Wreszcie, czując, że alkohol zaczyna działać w moich żyłach, usiadłam na kanapie i zamknęłam oczy. Z uśmiechem na twarzy rozmyślałam o bogatym życiu, jakiego mogę się dorobić mieszkając w Nowym Jorku. Widziałam się w drogich sklepach, ubierając się u najlepszych projektantów. Chodząc po hucznych imprezach, poznając kolejne sławy. Takie życie mi się marzy, ale powracając do rzeczywistości wiedziałam, że tak nie będzie.
Nagle usnęłam, nawet nie wiem, kiedy. Morfeusz zaciągnął mnie do swojej krainy i nie wypuszczał, oddając mnie w życie Prady.

Obudziłam się następnego dnia całkowicie obolała. Niedzielny poranek nie zapowiadał się za dobrze. Mam słabą głowę do alkoholu i od razu poczułam, że kac już o sobie wspomina. Usiadłam na sofie i przeciągnęłam się, prostując mięśnie. Potarłam zaspane oczy i wstałam. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że kino domowe jest wyłączone. Potem wzrok zatrzymałam na hallu, gdzie było pełno porozrzucanych ciuchów. Włamanie? Nie sądzę! Ostry numerek? Być może...
Poszłam do łazienki i umyłam twarz. Byłam na wpół przytomna i plątałam się po mieszkaniu jak duch. Stanęłam przed lodówką i myślałam, co zjeść na śniadanie. Ostatecznie wyjęłam sok i wypiłam 2 lity na raz. Siadłam na krześle i wyjrzałam przez okno. Ziewnęłam i miałam ochotę wrócić do łóżka. Złapałam więc po drodze telefon i idąc do sypialni odczytywałam SMS'y. Był jeden - od Justina. Życzył mi dobrej nocy. Miło z jego strony. Jest naprawdę słodkim chłopakiem.
Złapałam luźny t-shirt, szare spodenki i bieliznę. Skierowałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic, aby potem znów położyć się do łóżka i iść spać. Przed tym jednak wyłączyłam telefon, aby nikt mi nie przeszkodził w moich słodkich, niedzielnych drzemkach.

~***~

Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że potrafię przespać tyle godzin! Kiedy w poniedziałkowy poranek przeglądałam telefon, miałam pełno nieodebranych wiadomości i połączeń. Każdy karcił mnie za to, że go wyłączyłam, bo nie mieli ze mną kontaktu. Każdemu od życia należy się chwila spokoju.
Dochodziła szósta popołudniu, dlatego zaczęłam przygotowywać się do pracy. Wzięłam prysznic, dobrałam odpowiednie ubrania i około siódmej trzydzieści stałam przed blokiem i łapałam taksówkę. Kiedy znalazłam się pod klubem, przełknęłam ślinę i pomyślałam, że nie będzie tak źle.
Na wstępie dostrzegłam już pełno ludzi. Justin był na scenie i śpiewał, a we wskazanym wcześniej miejscu stał Paul i zawzięcie z kimś dyskutował. Kiedy dostrzegł moje spojrzenie, uśmiechnął się i przywołał mnie ruchem ręki. Weszłam po schodkach na górę, a mężczyzna przedstawił mnie swojemu towarzyszowi.
-Oh, chciałbym być obsługiwany cały czas przez tą panią.- mruknął, lustrując moją osobę od stóp do głów. Przełknęłam szybko ślinę i słabo się uśmiechnęłam.
-Co podać?- spytałam, całkowicie spięta.
-Dwie whisky z colą.- rzucił obojętnie i skupił się na rozmowie z Paulem. Potem stałam za barem i robiłam drinki. W między czasie szef wyjaśnił, co należy do moich obowiązków i kogo mam obsługiwać w pierwszej kolejności. Dużo informacji jak na jeden dzień, ale powoli wszystko analizuję i zapisuję w swojej pamięci. Nie będzie tak źle!
Około czwartej nad ranem zamknęliśmy klub. Justin podszedł do mnie, widocznie zrelaksowany. Usiadł na jednym z krzeseł barowych i obserwował moje ruchy. Wycierałam blat po resztkach rozlanego alkoholu i spoglądałam co chwilę na szatyna.
-I jak pierwszy dzień?
-Dobrze. Zmęczona, ale przynajmniej pracuję.- rzuciłam i ustawiłam pełne butelki wódki na półki.
-Możesz posprzątać później, jak odeśpisz.- poinformował, podpierając się ręką o blat. Przytaknęłam, ale mimo wszystko chciałam mieć to za sobą. Złapałam więc miotłę i zaczęłam zamiatać. Bieber chyba poczuł się nieswojo, ponieważ sam przyłączył się do robienia porządków.
-Poznałaś Federica?- spytał, kiedy wyciągnął mopa z zaplecza. Pokiwałam głową, a on prychnął pod nosem. Federico to dużo starszy mężczyzna z bujnym zarostem, zabójczym spojrzeniem i burzą włosów na głowie. Widać, że był ułożonym człowiekiem - jego garnitur to wizytówka firmy, którą prowadzi. Szelmowskie spojrzenie i błyskotliwe komentarze nie odstępowały go na krok. Wydawał si być miłym człowiekiem, szczególnie, kiedy dawał napiwki.
-Jest bardzo sympatyczny.- powiedziałam grzecznie, nalewając wody do wiadra. Szatyn wyprostował się i popatrzył na mnie jak na wariatkę. -Mówię poważnie.- rzuciłam i mieszając płyny, zaczęłam moczyć mopa. Justin złapał drugie wiaderko i zrobił to samo, co ja przed momentem. Zaczęliśmy myć podłogi na całej powierzchni lokalu. Wreszcie, kiedy skończyliśmy, usiedliśmy za budynkiem i oddychaliśmy ciężko, zmęczeni po całej nocy.
-Witamy w Manhattan Club.- westchnął ciężko, chwytając się za kark i unosząc łokcie w górę.
-Umyj się.- rzuciłam oburzona czując pot chłopaka. Zaśmiałam się chwile potem i patrzyłam na Justina.
-Jeśli się umyjesz ze mną, brudasie.- wskazał na czarne plamy na skórze. Wywróciłam oczami i spojrzałam na dłonie. One również były całe pobrudzone. Maznęłam go więc po twarzy i tak zaczęliśmy się wygłupiać.
-Głupia.
-Idiota!- wystawiłam język i oparłam się spokojnie o oparcie ławki. Słychać było już klaksony samochodów i wyzwiska kierowców, które kierowane były do innych uczestników ruchu.
-Która godzina?- spytałam, pocierając sennie oczy.
-Piąta nad ranem.
-Zbieramy się?- chłopak przytaknął i ruszył do lokalu. Zamknął główne drzwi i chwycił klucze od samochodu.
-Podwiozę cię.- powiedział, przekręcając zamek w wyjściu ewakuacyjnym. Bez żadnych sporów wsiadłam w piękny samochód Justina i jechaliśmy znów przez most Brooklyński, podziwiając wschodzące słońce.
-Dobranoc, Justin.- przytuliłam go jako pierwsza i westchnęłam, odsuwając się do tyłu.
-Dzień dobry, Claudia.- puścił mi oczko i odszedł. No tak, dzień się zaczyna...
Weszłam po cichu do mieszkania i nie budząc nikogo poszłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się w piżamę i padłam na łóżko, całkowicie wyczerpana dzisiejszą pracą.

ALEX'S POV
Punktualnie szósta trzydzieści zadzwonił mój budzik. Wyłączyłam go i zaspana zwlekłam się z łóżka. Wyprostowałam kończyny i potarłam zaspane oczy. Nienawidzę poranków. Podeszłam do szafy, wyjęłam luźną, ale elegancką, białą sukienkę, czarne baleriny i czarną torebkę. Ruszyłam do łazienki, po drodze budząc Andżelikę. Ona również ma na ósmą do pracy. Po dziesięciominutowym prysznicu byłam w kuchni i przygotowywałam musli z jogurtem naturalnym. Zjadłam je, a w między czasie do pomieszczenia weszła przyjaciółka i zrobiła sobie tosty. Siadła na przeciwko i zaczęła opowiadać o hotelu, w którym pracuje. Napomknęła również o Mario. Jest całkowicie zauroczona nim.
-Wiesz, że ostatnio zabrał mnie na przejażdżkę motocyklem?- powiedziała podekscytowana i westchnęła na samo wspomnienie wiatru we włosach. -Ma tak wyrzeźbione ciało, że nawet przez jego podkoszulek czułam ten sześciopak!- zawołała głośniej, a ja ją spiorunowałam wzorkiem. Przez to obudzi Claudię, a ona wróciła późno w nocy z pracy.
-Jezu, aż takie?- szepnęłam, kiedy źrenice zrobiły się jeszcze większe. -Mmm, nic tylko brać!- podsumowałam, wstając od stołu. Wstawiłam naczynia do zlewu i ruszyłam umyć zęby. Pięć minut później stałam na chodniku i próbowałam złapać jakąś taksówkę. W końcu jeden z kierowców zlitował się nade mną i mknęłam do firmy.

~***~

-Dzień dobry, panno Collins.- uśmiechnął się Ian, a ja poczułam, jak rozkosznie kurczą się mięśnie moich nóg. Skinęłam grzecznie głową i dalej zapisywałam spotkania w kalendarzu szefa. Niebieskooki stanął nieopodal biurka, przy którym pracowałam i rozmawiał z jakimś mężczyzną. Czułam palące spojrzenie, którym mnie obdarowywał. Nie mogłam się skupić, robiłam się czerwona i błagałam Boga, aby odwrócił wzrok w inną stronę. Zatrzasnęłam wreszcie terminarz i ruszyłam po kawę. Musiałam odejść jak najszybciej z recepcji, bo zauważyłby, że się rumienię.
Przy automacie z kawą stała Cortney. Uśmiechnęła się sympatycznie w moją stronę i przywitała się.
-Słyszałaś o imprezie integracyjnej?- spytała, kiedy sama czekałam na kawę.
-Nie.
-Jeju, serio?! Pan Somerhalder powiedział, że cała załoga na weekend jedzie, przepraszam, LECI do Los Angeles. Stwierdził, że dobrze to wpłynie na relacje całej załogi, a tym samym praca będzie lepiej szła.- mówiła bardzo szybko podekscytowana samą myślą pobytu w LA. Wybałuszyłam oczy, nie wierząc w to, co współpracowniczka do mnie mówi.
-O jacie!- zawołałam i w tym samym momencie zaczęła pikać maszyna. Odebrałam kawę i dalej stałam jak zaczarowana. -To niesamowite! Ma racje, dzięki temu wiele pracowników nawiąże ze sobą kontakt.
-I do tego wypromujemy naszą firmę!- przerwała mi, a ja przytaknęłam. Odeszłam zdumiona pomysłem Ian'a do recepcji. Usiadłam na swoim miejscu i odetchnęłam z ulgą, kiedy nie dostrzegłam żywej duszy wokół mnie. Mogłam spokojnie oddać się wyobrażeniom o piciu drinków na jednej z plaży tego pięknego miasta.

ANDŻELIKA'S POV
Zjadłam śniadanie i ruszyłam do pracy. Przyjechałam metrem na Manhattan i wysiadłam przy New York Hilton Midtown. Przywitałam się z Nashą i Melanie. Przebrałam się w uniform hotelu i od razu dostałam zlecenie. Musiałam posprzątać pokoje na pierwszym i drugim piętrze. Od razu zabrałam się do pracy. Około drugiej po południu skończyłam, więc poszłam na przerwę. Zjadłam prowizoryczny lunch, kiedy na zaplecze weszła Nasha.
-Ktoś do ciebie.- poruszyła jednoznacznie brwiami, a ja od razu zerwałam się do wyjścia. Wyszłam przed recepcję, a tam stał Matio z kaskiem w ręku.
-Co ty tu robisz? Jestem w pracy!- wysyczałam, aby żaden z gości tego nie usłyszał. -To nie byle jaki hotel, to cztery gwiazdki, nie mogę sobie pozwolić na takie rzeczy.
-Masz przerwę, zgaduję?- powiedział, ignorując to, co do niego mówiłam. Przytaknęłam, a on uśmiechnął się triumfalnie. -O której kończysz?
-O szóstej.
-Przyjadę po ciebie.- cmoknął mnie w policzek i zniknął. Przygryzłam wargę i usłyszałam komentarze dziewczyn.
-To twój chłopak?- spytała Melanie, a ja zaprzeczyłam. W sumie, to nie rozmawialiśmy na ten temat. Póki co, to tylko się spotykamy.

~***~

O szóstej- tak, jak było mówione, podjechał pod hotel. Byłam naprawdę zmęczona pracą, ale nie chciałam mu tego mówić. Po prostu miałam ochotę spędzić z nim czas, dlatego po prostu czekałam, dokąd tym razem mnie zabierze.
-Trzymaj się mocno.- mówił, kiedy zapinał mi kask. Potrzęsłam głową i uśmiechnęłam się delikatnie do niego. Usiadłam za nim i mocno objęłam go w pasie. Chwilę potem dołączyliśmy do ruchu i mknęliśmy po ulicach Nowego Jorku. Kiedy ruch był coraz mniejszy, a miasto znikało za naszymi plecami, poczułam wolność. Chciałam stanąć na tym motorze i udawać, że latam. Wiedziałam jednak, że to niebezpieczne, więc najzwyczajniej w świecie siedziałam i przytulałam się do chłopaka. Wreszcie zatrzymaliśmy się przed jakimś lasem. Słońce dopiero zachodziło, więc nie było tak ciemno. Zeszłam z motoru, zdjęłam kask i podałam go latynosowi. Ten zaś schował je pod siedzenie i chwytając niepewnie rękę, zaczął ciągnąć gdzieś w głąb lasu. Znaleźliśmy się nad pięknym, małym strumyczkiem, który spływał po kamieniach. W około kwitło pełno pięknych kwiatów. Westchnęłam, czując się tak spokojnie. Usiadłam więc na trawie i po prostu obserwowałam spływającą wodę.
-Tu jest pięknie.- rzuciłam cicho, nie chcąc zakłócać spokoju.
-Uwielbiam to miejsce.- uśmiechnął się w moją stronę i delikatnie pocałował w szyję.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Wiem, że mnie długo nie było. Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale to przez to, że mam szlaban. Naprawdę dużo się ostatnio działo i przez tydzień w ogóle prawie nie siedziałam na komputerze. Myślę jednak, że ta długość rozdziału Wam to przynajmniej zrekompensuje. Cieszę się, że niektórzy z niecierpliwością czekają na nowe rozdziały. To bardzo miłe i czuję się wtedy doceniania! Mam nadzieję, że komentarzy pojawi się więcej. Chyba wprowadzę taką zasadę, jak na reszcie blogów: ileś komentarzy=nowy rozdział. :) Pomyślę nad tym. Tymczasem proszę - komentujcie, rozsyłajcie bloga przyjaciołom, znajomym, komukolwiek! Niech wchodzą i czytają, no i komentują! Buziaki, Wasza Claudia! ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

czwartek, 16 kwietnia 2015

Chapter 5.


 "Przyjaźń damsko-męska jest jak domek z kart ustawiony na ogrodowym stole. Wystarczy delikatny podmuch wiatru, a wszystko się rozpada."
~***~
Obudziłam się, kiedy ktoś usiłował wejść do pokoju. Podniosłam szybko głowę i zerknęłam w stronę drzwi. Stał tam Justin, który prawdopodobnie pobłądził po mieszkaniu.
-Kolego pomieszczenia ci się pomyliły.- wyszeptałam trochę głośniej i otuliłam się mocniej pościelą, aby nie widział mojego ciała. -Łazienka jest do końca po lewej stronie.- wyjaśniłam, a on tylko stał i uśmiechał się od ucha do ucha.
-Duże łóżko dla małej osóbki.. Ciekawe.- powiedział z miną myśliciela i wyszedł, a ja się zaśmiałam. Później nie mogłam zasnąć. Leżałam i przekręcałam się z boku na bok, usiłując jeszcze spać. Dochodziła piąta nad ranem i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Pierwszy tydzień w Nowym Jorku za mną. Pasowałoby zadzwonić do rodziny. Obliczyłam, że w Polsce była 23, więc postanowiłam nie dzwonić. Zazwyczaj o tej godzinie już każdy z nich spał. Może brat nie, ale nie chciałam ryzykować. Wstałam więc z łóżka i ruszyłam do kuchni, aby napić się soku. Zerknęłam do salonu, gdzie spał Justin. Dziewczyny prawdopodobnie były u siebie, więc po cichu szłam korytarzem, aż stanęłam przed lodówką i wyjęłam zimny napój z niej. Chwyciłam szklankę i nalałam sobie soku, kiedy usłyszałam oddech tuż za sobą. Prawie upuściłam karton, kiedy Justin w ostatniej chwili go złapał i odstawił na blat.
-Boże, przestraszyłeś mnie!- zawołałam i zakryłam usta, obserwując jego półnagie ciało.
-Nie chciałem.- wziął ode mnie kubek i się napił, po chwili go oddając. -Czemu nie śpisz?
-Nie mogę zasnąć.- westchnęłam ciężko i wdrapałam się na blat mebla. Usiadłam wygodnie i podparłam się dłońmi po bokach. Bieber stał na przeciwko i patrzył również na mnie. Unikałam jego wzroku, błądząc nim gdzieś po pomieszczeniu. -A ty czemu nie śpisz?
-Nie mogę zasnąć.- odpowiedział tak samo, a ja się uśmiechnęłam. -Robimy śniadanie?- zaproponował i spojrzał w okno. Słońce już witało nowy dzień, oświetlając budynki Nowego Jorku. Na ulicach pojawiało się więcej aut, a po chodnikach krążyło już masę ludzi.
-Nie za wcześnie? Zanim dziew..
-Dla nas.- wyprzedził, a ja zamilkłam na chwilę. Zeskoczyłam z blatu i ruszyłam do lodówki.
Zaczęliśmy razem gotować. Przygotowując naleśniki sypaliśmy się mąką, wygłupialiśmy i ciągle rozmawialiśmy. Wreszcie po godzinie czasu usiedliśmy przy wysepce kuchennej i zajadaliśmy się posiłkiem. Wyszedł nam nawet dobry. Biały ser zawinięty w cieście, które polane było czekoladą, bitą śmietaną i kolorową posypką.
-Mmm, co tu tak pachnie?- do kuchni zawitała zaspana Andżelika i przetarła oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Uśmiechnęłam się znacząco w stronę Justina i spojrzałam na nasze talerze.
-Niestety, dla was nie ma.- wydymałam usta i obserwowałam reakcję szatynki.
-Nawet mnie nie wkurwiaj! Natychmiast mają się tu pojawić minimum cztery naleśniki!- tupnęła nogą i założyła ręce na klatce piersiowej.
-Mówiłam, że tak będzie!- zaśmiałam się triumfalnie do Justina i ruszyłam do mikrofalówki, wyjmując danie. Podałam go dziewczynie, a ta z oczami jak u dziecka dosiadła się do nas i zaczęła pałaszować. Nie minęło pięć minut i ostatnia współlokatorka zjawiła się we framudze. Spojrzała na nas i od razu udała się do mikrofalówki. Wyjęła swoją porcję i zajęła ostatnie wolne miejsce.
-Smacznego wszystkim.- zawołała pocierając dłonie. Kiedy wszyscy skończyliśmy jeść, zaczęliśmy sprzątać, dzieląc się obowiązkami. Ja z Justinem myłam naczynia, Alex zamiatała, a Andżelika uprzątnęła blaty kuchenne. Wszystko poszło w miarę sprawnie, więc po 30 minutach każdy był wolny. Czy to normalne, że o siódmej rano w sobotę, kiedy mamy wolne- każdy już stoi na nogach i jest po śniadaniu?

~***~
Około dziesiątej byłam już gotowa, aby wyjść na miasto. Justin uparł się, że wróci po mnie o 10:30, abyśmy znów mogli zwiedzać Nowy Jork. Pogoda dopisywała. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień i od samego rana czułam, że bardzo miło spędzę ten czas.
-Ej, Claudia, pomóż mi.- Alex wpadła do mojego pokoju i spojrzała prosto na mnie błagalnymi oczami. -Nie wiem, w co się ubrać.- wydymała usta i chwytając mnie za rękę pociągła do siebie. Stanęłyśmy przed ogromną szafą i bacznie wierciłyśmy wzrokiem każdą półeczkę.
-Co to za okazja?- spytałam, spoglądając na blondynkę. Ta oblała się czerwienią i przygryzła dolną wargę. -Żartujesz!?
-Nie.- wydukała, odgarniając kosmyk włosów za ucho. -Zaprosił mnie na kolację służbową.- dodała zaraz i wyczekiwała mojej reakcji. Źrenice się rozszerzył i nie mogłam uwierzyć w to, że jeszcze do niedawna nieśmiała dziewczyna spotyka się z tak przystojnym i oszałamiającym facetem. Sama przy nim czułabym się skrępowana, dlatego podziwiam ją, że daje radę przy nim normalnie funkcjonować.
-Proponuję klasyczną czarną mini.- wskazałam na wieszak i wyjęłam sukienkę. Przyłożyłam ją do jej sylwetki i z miną myśliciela starałam się wyobrazić sobie ją w niej.
-Eghem.- usłyszałam męski głos i odwróciłam wzrok w stronę drzwi. Tam już stał Justin. Był ubrany w biały top, na nadgarstku przewiązał sobie czerwoną bandamkę, czarne jeansy wisiały mu nisko w pasie, a czerwone supry wspaniale współgrały z całą stylizacją. Co, jak co, ale potrafił się ubrać. -Nie przeszkadzam?- spytał, a ja potrząsnęłam głową z uśmiechem na twarzy.
-Musisz chwilę poczekać, pomagam Alex...- rzuciłam, znów przemierzając każdy wieszak osobno. Ostatecznie wybrałam również czerwoną sukienkę bez ramiączek z tiulowym dołem, który idealnie pasowałby do jej bladej karnacji.
-Do tego weź czarne szpilki i czarną kopertówkę. Będzie ci jadł z ręki.- posłałam jej cwaniackie spojrzenie, a dziewczyna westchnęła ciężko, próbując zachować się jak najbardziej naturalnie.
-Miłej randki!- rzuciła w naszą stronę, kiedy wychodziliśmy.
-Ehm... Jakiej randki?
-Nie udawaj głupiej.- spojrzała na postać stojącą obok mnie i widziałam po jej minie, że piła się właśnie w twarz w myślach. Kiedy zakładałam już białe conversy zaczepiła mnie Andżelika.
-Ty też?- westchnęłam, patrząc przepraszająco na Justina. On tylko uniósł rękę, aby pokazać mi, że rozumie tą sytuację i zamknął jeszcze drzwi. Oparł się o komodę i przeplótł ręce na klatce piersiowej. Ja w tym czasie pomaszerowałam do przyjaciółki i spojrzałam na nią. Ta również była strasznie zestresowana. Chodziła jak tykająca bomba.
-Ty też randka?- spytałam, podchodząc do szafy.
-Koncert. Idziemy na koncert.- poprawiła mnie, a ja pokiwałam tylko głową. Znalazłam jeansową katanę, czarny top i jeansy.
-To powinno wystarczyć. Co to za koncert?
-Ed'a Sheeran'a.- wzięła do ręki ubrania i popatrzyła na mnie. -No co?
-To twój ulubiony wokalista!- zawołałam i sama zaczęłam być podekscytowana. Od zawsze uwielbiałyśmy go słuchać. W wakacyjne popołudnia spacerowałyśmy po naszej wsi podśpiewując teksty jego piosenek. Give me love towarzyszyło mi przy najsmutniejszych momentach mojego życia, ale dawało takie wsparcie, że dziękuję Bogu za Ed'a, bo ten człowiek swoim głosem czyni cuda.
-Wiem, wiem..- uśmiechnęła się ciepło i mnie przytuliła. -Dziękuję.- puściłam jej oczko i wyszłam.
-JESTEM!- zawołałam, rozkładając ręce, a potem je opuszczając. -Więc...- wyprzedziłam go i otworzyłam drzwi. -Gdzie dziś?
-Zobaczysz!- dodał, delikatnie chwytając mnie za biodra. Wyślizgnęłam się spod jego rąk i przywołałam windę. Byłam niesamowicie zawstydzona tym, co zrobił... Muszę utrzymać dystans...

ANDŻELA'S POV
Ubrałam ciuchy i co chwilę zerkałam na zegarek. Niesamowicie się stresowałam dzisiejszym popołudniem. Najpierw mieliśmy jechać na obiad, a zaraz po nim na koncert. Mario jest naprawdę uroczy. Wiele się o nim dowiedziałam. Uwielbia motocykle, pracuje w knajpce na Chinatown i był raz karany. Pobił nowego faceta swojej matki. Było mi go szkoda, kiedy o tym opowiadał. Nakrył ich, kiedy uprawiali seks. Mario nie wytrzymał i po prostu rzucił się na faceta z pięściami. Doszło do złamania szczęki, paru zadrapań i złamanego nosa. Dostał rok z zawieszeniem na pięć lat. Teraz stara się być "grzecznym chłopakiem", który więcej nie narozrabia. Mówił również, że nie chce utrzymywać kontaktu z matką. Nienawidził jej za to, co zrobiła. Ojciec był biznesmenem i na pewno nie wpłynęłoby to dobrze na jego opinie, kiedy wszyscy dowiedzieliby się, że jego syn był karany. Dlatego dla dobra wszystkich odciął się od nich i zaczął życie od nowa - tutaj. W Nowym Jorku.
-Halo, halo!- usłyszałam jego aksamitny głos, a skóra na plecach aż zadrżała. -Alex mnie wpuściła.- wytłumaczył, uśmiechając się szeroko w moją stronę. Przytulił mnie, a następnie podał jeden z biletów.
-Nawet nie wiesz, jak się ciesze, że w końcu go spotkam.- pisnęłam uradowana i znów go przytuliłam. -Ten artysta jest naprawdę wielki.
-Fajnie, że się cieszysz, ale musimy iść, bo w przeciwnym razie się spóźnimy na koncert.- pogroził palcem, a następnie niepewnie złapał mnie za rękę. Kiedy ścisnęłam ją mocniej, uśmiechnął się zaś i opuściliśmy mieszkanie.

~***~
Zaparkowaliśmy samochodem na Bedford St, gdzie znajdowało się Little Owl. Tam udaliśmy się zjeść dobry obiad. Mieszcząca się na rogu knajpka miała swój urok. Ładnie urządzone wnętrze, w tle leciały piosenki Beatlesów, a pracownicy witali nas z entuzjazmem.
-Już nie mogę..- westchnęłam, gładząc się po wypchanym brzuchu. Zjadłam kurczaka w sosie własnym i do tego specjał szefa- sałatkę z sałaty, pomarańczy i arbuza. Dziwne połączenie, ale naprawdę dobrze smakowało.
-Zjadaj. Jesteś bardzo chuda.- o nie. Nienawidzę, kiedy ktoś tak do mnie mówi. Naprawdę jem bardzo dużo, Claudia nie raz powtarzała, że czasami prześcigam ją z jedzeniem, ale to prawda. Jem, ale nie grubnę. Jestem zdrowa, więc po prostu muszę się pogodzić, że moje ciało wygląda tak, a nie inaczej.
-Proszę cię, nie mów tak do mnie. Nienawidzę, jak ktoś wytyka mi to, że jestem chuda czy szczupła. Ja naprawdę dużo jem...- westchnęłam, poprawiając się na krześle.
-Przepraszam, ale zjedz to do końca, proszę...- nie mogąc patrzeć na jego piękne, czekoladowe, błagające oczka próbowałam wepchnąć w siebie ostatki, jakie zostały. Po piętnastu minutach byliśmy już po obiedzie i postanowiliśmy się udać pod salę koncertową. Mieszczące się na siódmej alei Carnegie Hall było już oblegane przez tłumy, ale tylko VIP'y mogły wejść już do środka. Przecisnęliśmy się więc przez wszystkich ludzi i pokazaliśmy swoje bilety. Dali nam plakietki, opaski na nadgarstki i wskazali, gdzie mamy się udać. To będzie niesamowity wieczór i naprawdę nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę rudowłosego artystę na scenie.

ALEX'S POV
Siedziałam w limuzynie, która po mnie podjechała. Szofer poinformował, że został przysłany przez pana Somerhalder'a, który dał wszelkie wskazówki, gdzie się udać i co zrobić. Posłusznie wykonywałam tylko jego zalecenia, nie chcąc robić zbędnych problemów. Pierwszy raz jechałam takim drogim samochodem. Wewnątrz unosił się rozkoszny zapach skóry i jakiegoś odświeżacza powietrza. po prawej stronie od drzwi mieścił się barek, w którym było pełno alkoholu. Od najdroższych win po najzwyklejsze szampany. Kiedy podjechaliśmy pod jakąś rezydencję na przedmieściach, przełknęłam ślinę i bacznie obserwowałam piękny dom. Biała willa z ogromną fontanną na przeciwko wejścia budziła u mnie zachwyt. Wyglądał jak z jakiś filmów, które oglądałam z dziewczynami, jak byłyśmy młodsze. Nowojorski sen się spełnia, ale nie spodziewałam się, że dojdzie do takich sytuacji, jak ta: kiedy ja, niezbyt bogata Polka podjeżdżam pod dom jakieś milionera, który jest młody i seksowny. Co najlepsze! Na dodatek jestem z nim umówiona na kolację biznesową. Dlaczego ja? Nie wiem...
-Jesteśmy na miejscu. Pan Somerhalder powinien zaraz wyjść.- oznajmił szarowłosy mężczyzna, uśmiechając się ciepło w moją stronę. Odwzajemniłam gest i patrzyłam przez przyciemnione szyby na pałac, przy którym tkwiliśmy. Wreszcie zobaczyłam... Niebieskooki mężczyzna wychodzi w szykownym garniturze. Musiał być szyty na miarę, ponieważ idealnie przylegał do jego ciała. Zniewalający uśmiech i rozmierzwione włosy przyprawiały mnie o dreszcze. Serce waliło jak młotem, kiedy drzwi zaczęły się otwierać. Po drugiej stronie samochodu właśnie znajdował się Ian.
-Witam panią.- powiedział nonszalancko, spoglądając na moją sukienkę i na mnie. -Ślicznie pani wygląda.- moje policzki były koloru materiału, który miałam na sobie.
-Dzień dobry.- uśmiechnęłam się słabo i obserwowałam każdy jego ruch. Wsiadł do samochodu i zapiął pas. Chwycił moją dłoń i złożył na niej szybki pocałunek.
-Możemy jechać.- skierował się do kierowcy, a on skinął głową i odpalił silnik. Chwilę potem zasunął szybę, która odgradzała nas od niego. W tej chwili byliśmy sami. Czułam, jak ręce zaczynają się pocić, a oddech przyspieszał z każdą sekundą.
-Gdzie ma się odbyć ta kolacja?- spytałam, spoglądając niepewnie w jego kierunku. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, od razu wlepiłam oczy w splecione dłonie.
-Nerai.- uśmiechnął się, ale chyba go olśniło, że nie jestem z Nowego Jorku i połowy miejsc nie znam. -Znajduje się na East 54th St.- wyjaśnił, a ja wolno pokiwałam głową. I tak nie wiedziałam, gdzie to. Dopiero, kiedy znaleźliśmy się na miejscu, olśniło mnie. Mała, ale piękna restauracja mieszcząca się między Madison Avenue a Parkiem Avenue. Od razy wyszła do nas kobieta. Była uśmiechnięta i miła. Zaprowadziła nas do stolika, gdzie mieli wszyscy się spotkać. Somerhalder w drodze wyjaśnił, jak jest cel owej kolacji. Mamy obmówić plan budowy metra pod Time Square.

CLAUDIA'S POV
 Dochodziło południe, a ruch na ulicach Nowego Jorku sięgał zenitu. Nie miałam ochoty spędzać całego pięknego popołudnia tłocząc się w korkach...
-Hej!- klepnął mnie w udo. -Stało się coś?- popatrzył na mnie, kiedy czerwone światło pojawiło się na skrzyżowaniu.
-Nie, ale denerwuje mnie taki tłok. Jest piękna pogoda, a ja siedzę w aucie i się kisze.- wymamrotałam i otworzyłam szerzej okno, próbując rozkoszować się promieniami słońca.
-Już niedaleko. Obiecuję.- uśmiechnął się i dał gazu, kiedy znów pojawiło się zielone. Wjechaliśmy na Manhattan i zaparkowaliśmy pod jakimś budynkiem. Weszliśmy po jakiś schodkach i znaleźliśmy się na High Line. Ten park był naprawdę piękny. Zdjęcia, które widziałam w googlach, kiedy byłam w Polsce nie potrafiły oddać całego uroku tego miejsca. W tak piękną pogodę było tu pełno ludzi. Spacerowali, robili zdjęcia i delektowali się ciepłem.
-Pięknie tu..- westchnęłam, patrząc na zieleń, która nas otaczała. Szliśmy ramię w ramię, kiedy dostrzegliśmy, że z ławki wstaje starsza para. Zaraz na jej miejsce wskoczyliśmy my i po prostu siedzieliśmy w ciszy, patrząc przed siebie i delektując się chwilą.
-Justin muszę iść do pracy.- westchnęłam, kiedy uświadomiłam sobie, że ta chwila nie będzie trwała wiecznie. Musze zacząć zarabiać, bo niebawem będzie trzeba zapłacić za czynsz, skończy się jedzenie i zacznie się prawdziwe życie. Nie mogłam zwlekać i odkładać tej myśli na bok. Postanowiłam już. -Powiedz szefowi, że zacznę w pon..
-Nie, proszę. Wszędzie, byle nie tam.- przerwał mi, patrząc prosto w oczy.
-Justin. Nie zaczynaj.. Podjęłam decyzję i jej nie zmienię.
 ___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
 Witam i od razu przepraszam, że tak długo nie pisałam. Za to macie długi (tak sądzę) rozdział. No! Więc Claudia zaczyna pracę od poniedziałku. Wreszcie! Co powiecie na kolację, na którą zaprosił Somerhalder Alexandre? Może coś z tego wyjdzie...? Chciałabym również prosić, abyście odpowiadali w ankiecie i komentowali bloga. Naprawdę mi na tym zależy. :( Soon będę miała dla Was niespodziankę. Szykujcie się już! Wróciliśmy do szkoły, dlatego też nie mam za dużo czasu. Do tego ta piękna pogoda.. Aż nie chcę się siedzieć w domu. Ale dziś nie poszłam do szkoły i zrobiłam dla Was niespodziankę. TAK, NA PEWNO TERAZ SKACZECIE ZE SZCZĘŚCIA (czujecie ten sarkazm?) No, więc w sumie tyle. Komentujcie, rozsyłajcie linka z opowiadaniem i tyle. Do następnego! ♥ Wasza Claudia.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 7 kwietnia 2015

Chapter 4.

 
"Czy istnieje przyjaźń damsko-męska? Każdy na ten temat ma własne teorie, ale prawda jest taka, że na to pytanie nie ma żadnej dobrej odpowiedzi."
~***~
Wsiadłam do samochodu chłopaka i naprawdę nie mogłam się doczekać tego, gdzie się udamy. Adrenalina buzowała w moich żyłach, bo to miasto powodowało, że miałam chęć do życia. Polska nie była krajem dla mnie. To nie odpowiednie miejsce dla mnie, a odkąd tu jestem, wiem, że to najlepsze, co zrobiłam w życiu!
-Proszę, powiedz, gdzie jedziemy. Nie lubię niespodzianek. Zbędnie się denerwuję.- bąknęłam, spoglądając na faceta. On tylko przygryzł dolną wargę i uśmiechając się od ucha do ucha prowadził auto. Wreszcie zaparkował je przed jakąś knajpką.
-Najpierw coś zjemy.- powiedział i odpiął mój pas, wyskoczył z auta, obszedł je i otworzył mi drzwi. Rozejrzałam się dookoła i poszłam za szatynem. Weszliśmy do Stramboli Pizza i zajęliśmy dwa wolne miejsca przy oknie. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Amerykańska knajpka - odhaczyć. Zamówiliśmy dużą pizzę polecaną przez kelnera i siedzieliśmy w ciszy. Rozglądałam się po pomieszczeniu, czując lekkie skrępowanie przed chłopakiem. On zaś patrzył to na mnie, to na kelnerów, którzy zbierali zamówienia.
-Opowiedz coś o sobie.- rzucił nagle, a ja spojrzałam prosto na jego karmelowe soczewki. Co mam mu powiedzieć? Przyjechałam tu, bo w Polsce nie było dla mnie przyszłości, Nowy Jork był moim marzeniem, a dziennikarstwo miało być moim zawodem. Tymczasem jestem w tym Dużym Jabłku bez pracy, z wielkimi nadziejami na lepsze jutro. Tak, to chyba odpowiednia część historii, którą powinien znać.
-Jesteś z Polski?
-Dlaczego wszystkich to tak dziwi?- westchnęłam, gdy do stołu podano dużą pizzę. Zapach, jaki się unosił spowodował, że żołądek zaczął wywracać się w każdym możliwym kierunku.  -Smacznego.
-Dziwię się, bo tutaj jest naprawdę mało polaków, po drugie bardzo dobrze mówisz po angielsku, a po trzecie pierwszy raz rozmawiam z polką. To prawda, polskie dziewczyny są najpiękniejsze.- zaśmiał się i oderwał kawałek dania. Zrobiłam to samo i znów ignorując jego komentarz zaczęłam jeść.
Jak się dowiedziałam, Justin uwielbia grać w hokey'a i koszykówkę, do tego jest człowiekiem muzykantem. Kiedy opowiadał mi o swoim dzieciństwie, w oczach zakręciły się łzy. Na samo wyobrażenie małego chłopca z dużymi, przerażonymi, czekoladowymi oczkami, z misiem w ręku, porzuconego przez rodziców, serce krajało się na tysiące kawałków. Naprawdę nie miał łatwo...
-No, więc.. Skoro zjedliśmy, jedziemy dalej!- klasnął w ręce i wstał.

~***~

-Czy to na pewno bezpieczne?- spytałam, kiedy wspinaliśmy się na Most Brooklynski.
-Będę cię trzymał.- zawołał i kiedy usiedliśmy na rurkach, które były parę metrów nad ulicą, dopiero poczułam, że żyję. Zaczęłam krzyczeć, piszczeć i wołać w niebo głosy. Byłam szczęśliwa, że tutaj jestem. -Nie boisz się już?
-Nie.- przygryzłam dolną wargę i się uśmiechnęłam. -Ani trochę!- zapanowałam chwila ciszy. Westchnęłam ciężko i odwróciłam się w stronę Justina. -Dziękuję, że mi pokazałeś to miejsce. Jest niebezpiecznie, ale.. Boże! Czuję, że żyję. Pokochałam to.
-Tak, też je kocham.- zaśmiał się i wstał, podając rękę. -Idziemy dalej.
Wstałam więc i ostrożnie zeskoczyłam na chodnik. Skierowaliśmy się pieszo w stronę Brooklynu, a potem zaczęliśmy chodzić krętymi uliczkami, aż usłyszałam głośny pisk opon, krzyki, basy i muzykę.
-Gdzie my idziemy?- spytałam, lekko się denerwując.
-Widziałaś te całe filmy z wyścigami ulicznymi?- przytaknęłam, a on zerknął na mnie. -To nic. Zaraz zobaczysz prawdziwy wyścig w Nowym Jorku!- pociągnął mnie za rękę, kiedy weszliśmy na kolejną ulicę, a tam roiło się od różnorakich ludzi. Były dziewczyny, które się sprzedawały, ćpuny, alkoholicy i oczywiście ci, którzy mieli się ścigać. Zaczerpnęłam głęboko powietrza, kiedy zobaczyłam piękne samochody. Porshe z rocznika 2012, ferrari czy lamborghini. Było ich pełno!
-Taa.. Niezłe cacka..
-BIEBER!- usłyszałam męski głos i wolno odwróciłam się do tyłu. Podszedł do nas wyższy ode mnie, czarnoskóry chłopak. Uśmiechnął się w stronę Justina, poklepał go po plecach na powitanie i swój wzrok przeniósł na mnie. -Co to za..
-Claudia.- powiedział od razu, a nieznajomy wyciągnął w moją stronę rękę.
-Miło mi cię poznać. Jestem Brian, ale mów mi Kid Ink.- wzruszył ramionami i dopiero teraz dostrzegłam ile miał tatuaży. Justin przy nim to był pikuś...
Chłopak złapał mnie za rękę i pokierował do innych ludzi. Byłam witana przez wszystkich, a większości nie zdążyłam zapamiętać. Piliśmy, rozmawialiśmy i tańczyliśmy, kiedy na dwa pasy wjechał czarny, matowy mustang i żółte lamborghini. Z tego drugiego wysiadła kobieta, a z wcześniejszego Kid Ink. Podali sobie ręce i wrócili do aut, a pomiędzy auta weszła kolejna dziewczyna. W skąpym stroju zaczęła chodzić po linii startu, kołysząc na boki chustkę. Wreszcie stanęła na środku i zaczęła odliczać. Pojazdy z piskiem opon odjechały, a Justin wyjaśnił, że zrobią trzy okrążenia i okaże się, kto wygrywa 3 tysiące dolarów.
-Skąd ta kas..
-Nie pytaj.-zaśmiał się, a ja tylko przytaknęłam głową. Po około 5 minutach samochody już jechały na metę i w ostatniej chwili czarny wyprzedził żółty. Wszyscy zaczęli wiwatować, a dziewczyna prowadząca lamborghini wysiadła z auta zdenerwowana i dała kasę facetowi. Wróciła i odjechała.
-Cóż.. Obyło się bez wyzwisk, bicia, czy śmierci... Chyba chcieli się pokazać od dobrej strony przy nowym widzu.- zawołał do ucha, przekrzykując innych. -Idziemy.- czując jego oddech na szyi po ciele przebiegł przyjemny prąd. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam iść za chłopakiem. Wreszcie dotarliśmy do zaparkowanego samochodu i usiedliśmy w nim. Justin widząc, że tarłam swoje ręce z zimna, zdjął z siebie katanę i okrył mnie nią. Podziękowałam, a mężczyzna zaczął znów gdzieś jechać.
-Dzisiaj masz wolne?- spytałam, a on przytaknął. W końcu zaparkowaliśmy auto gdzieś na Time Square. Wysiedliśmy i zaczęliśmy spacerować, podziwiając wszystko dookoła. Kiedy podeszliśmy do Empire State of Building, zaparło mi wdech w piersiach.
-Chc..
-Tak, chcę!- zawołałam podekscytowana i po 10 minutach znajdowaliśmy się już na samej górze budynku i podziwialiśmy panoramę Nowego Jorku.
-Zaśpiewaj mi coś.- poprosiłam, a Justin spojrzał na mnie jak na kretynkę. -No co? Lubię twój głos. Zaśpiewaj, proszę!- złożyłam ręce i patrząc na niego błagalnie, czekałam aż się zgodzi.
-Nie ma mowy.- pokręcił głową i przeczesał włosy palcami. -Może innym razem.
-No weź, bo się obrażę!- zrobiłam minę zbitego pieska i dalej patrzyłam na niego. Zachowuję się jak dziecko. To niedorzeczne.

~***~

-Dziękuję za ten wspaniały wieczór.- uśmiech nie schodził mi z twarzy. Cieszyłam się jak dziecko, które dostało cukierka i pojechało do Disneylandu.
-To prawda, był wspaniały.- przytaknął i wszedł razem ze mną do mieszkania. Usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy TV. Dochodziła północ, a my nie mieliśmy zamiaru się jeszcze rozstawać. Czas, który z nim spędzałam leciał tak szybko i przyjemnie, że mógł nawet zostać tu na noc i rozmawiać ze mną na okrągło. Podeszłam do barku i wyjęłam po piwie.
-Nie, prowadzę.- powiedział, odstawiając puszkę na blat.
-To zostaniesz na noc.
-Sugerujesz..
-Nie!- wykrzyczałam od razu i spłonęłam żywcem ze wstydu. Bieber zaczął się cicho śmiać, a do salonu weszła rozespana Andżelika. Kiedy zauważyła Justina od razu wycofała się i wyjrzała zza framugi.
-Co ty odstawiasz?- zaśmiałam się, a ona zawstydzona okręciła się mocniej szlafrokiem.
-Móc zamieszkać z trzema kobietami w jednym mieszkaniu, to jak wygrać na loterii główną nagrodę.- rzucił szatyn i rozluźnił się na kanapie. W końcu chwycił puszkę i ją otworzył. Czuję do niego sympatię. Jest miły, szczery, troskliwy i mądry. Wiele przeszedł, ale to ukształtowało jego charakter. Ktoś mógłby teraz rzec, że prawie go nie znam. Owszem, może i to nie jest jakaś wieloletnia znajomość, ale jego oczy mówią wszystko. Ufam mu i tak długo, jak nie popsuje naszych relacji będę go traktować jak przyjaciela.
-Zostawię was może?- zasugerowała zmieszana Andżela, kiedy do salonu zawitała blondynka. Przeciągnęła się sennie na wejściu i stanęła jak zaczarowana, kiedy dostrzegła szatyna siedzącego obok.
-No proszę! Dużo tu kobiet jeszcze trzymasz?- zaśmiał się w moją stronę, a ja wywróciłam oczami. Nagle złapał mnie za boki i połaskotał, przygryzając wargę. -Żartuję sobie.- szepnął mi na ucho.
Posiedzieliśmy trochę i nim się obejrzeliśmy, dochodziła druga w nocy.
-Jak dobrze, że jutro weekend i mamy wolne.- westchnęła Alex i poprawiła się na fotelu. Podwinęła kolana pod głowę i oparła na nich brodę. Szatynka zaś zarzuciła nogę na nogę i patrzyła ze spokojem na nas. Ja zaś westchnęłam głośno, opierając się o bok sofy i rozluźniając zgięte nogi.
Blondynka poszła przygotować jakieś przekąski, Andżela zaś szukała jakiegoś filmu, a ja wyjęłam z barku bourbon. Ustawiłam szklanki na stole i ponalewałam do nich alkoholu. Wszyscy się rozsiedli, puściliśmy "Szybcy i wściekli 6" i skupiliśmy się na nim.
Film się skończył i jak się zorientowałam, tylko ja nie spałam. Pozbierałam więc wszystkie brudne naczynia, posprzątałam i ruszyłam do kuchni, aby je pomyć. Po dziesięciu minutach leżałam już przebrana w łóżku z uśmiechem na twarzy. To był naprawdę dobry wieczór. Dużo zobaczyłam i wiem, gdzie mogę iść, aby odciąć się od innych...
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Witam kochani! Jutro szkoła, więc nie rozpisuję się, bo uciekam spać. Co sądzicie o rozdziale? Spodobało Wam się "zwiedzanie"NY w stylu Justina? Oczekujecie od tej dwójki czegoś więcej? A może interesujecie się, jak układają się sprawy Andżeli i Alex w sprawach sercowych? :) Piszcie komentarze, wszystkie czytam! Do MENU doszła kolejna zakładka - ME. Tam odpowiedziałam na pytania, zadawane mi na asku. Są tam też linki do reszty moich opowiadań! Zachęcam do zapoznania się z nią. To tyle, buziaki, Claudia ♥ 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 4 kwietnia 2015

Chapter 3.


"Nigdy nie spóźniłem się na randkę, gdyż na żad­nej nig­dy nie byłem."
~***~
-Dzięki za podwózkę.- rzuciłam, wysiadając z auta. Ryk silnika zamilkł, a zaraz potem usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Odwróciłam się w stronę dochodzącego hałasu i zobaczyłam, że Justin idzie za mną.
-Co?- spytał, kiedy dostrzegł mój wyraz twarzy. -Obiecałem, że dostarczę cię do domu, a póki co jesteśmy przed blokiem.- wzruszył ramionami i otworzył przede mną drzwi. 
-Naprawdę, nie musisz.
-Ale chcę.- odpowiedział błyskawicznie i idąc ze mną krok w krok nadal rozmawialiśmy. Dowiedziałam się, że mieszkał z dziadkami. Matka wyprowadziła się i ślad po niej zaginął, a ojciec ułożył sobie życie z nową kobietą, zostawiając go na pastwę losu. Wtedy zajęli się nim rodzice matki. Babcia dokładała wszelkich starań, by wychować go na dobrego człowieka, a dziadek chodził na mecze i uczył grę w baseball i hokey. Wreszcie, kiedy Justin stał się dorosły odciążył swoich krewnych i stanął na własne nogi, właśnie tutaj - w Nowym Jorku.
-Nie trzeba było się tutaj fatygować. W końcu to trochę schodów, a winda nie działa.- marszcząc nos patrzyłam na Justina, a on nagle mnie przytulił. Stałam jak sparaliżowana, ale błyskawicznie odwzajemniłam gest.
-Przemyśl to.- szepnął mi do ucha. -Nie chcę, abyś uczestniczyła w tym gównie.- kontynuuje, odgarniając włosy z czoła. Przełknęłam ślinę i oblizałam suche wargi.
-Dobrze.- wymamrotałam ostatkami tchu, a grajek odsunął się na bezpieczną odległość. Odwróciłam się do drzwi i powoli je otworzyłam.
-Do widzenia, Justin.- rzuciłam krótkie spojrzenie na chłopaka, który stał z rękami wsuniętymi do kieszeni. Uśmiechnął się i poczekał, aż wejdę do środka. Zatrzaskując wejście usłyszałam cichy tupot stóp. W drzwiach sypialni pojawiła się Alex. Spojrzałam na nią i ruszyłam do kuchni.
-Jak było?- spytała szybko, siadając na krześle przy wyspie kuchennej.
-Co?
-No bzykaliście się?- zakrztusiłam się sokiem pomarańczowym i odwróciłam z przerażeniem wzrok w jej stronę.
-Nie! Zwariowałaś!- wysyczałam, aby nie obudzić Andzi.
-On.jest.boski.- robiąc przerwy przy każdym wymawianym słowie uśmiechała się znacząco w moim kierunku. -Co robiliście?- poprawiła się na krześle i wyczekiwała mojej odpowiedzi.
-Tańczyliśmy, rozmawialiśmy... i leciało.- wzruszyłam ramionami i wypiłam na raz całą szklankę soku pomarańczowego. To coś, co poprawia nastrój już z samego rana.
-Leciało? Miękkie ma usta?- wypytywała dalej, a ja uderzyłam się w czoło. Jak można być tak niemożliwym człowiekiem? Przecież my nie byliśmy na randce, to zwykłe spotkanie podczas imprezy, taniec, drink i do domu. Nie można tego nazwać jakimś flirtem bądź próbą podrywu.
-Idę spać.
-Nie!- wymiałczała, rozszerzając swoje źrenice. Ponownie oznajmiłam stanowczym tonem i z uśmiechem zwycięzcy skierowałam się do swoich czterech ścian. Wyjęłam spod poduszki piżamę i błyskawicznie się w nią przebrałam. Byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam zamiaru pójść wziąć prysznic. Przed snem długo jednak zastanawiałam się nad tym, dlaczego Justin próbuje mnie odciągnąć od tej pracy. Jest jakiś większy powód, czy po prostu wolałby, abym pracowała w normalnej firmie, a nie klubie nocnym?

~***~

Kolejny ranek zleciał nad szukaniem pracy. Chciałam mieć za sobą już tą głupią gonitwę za pieniędzmi. Dlaczego to nie może być prościejsze? Dlaczego nie mogę wejść do budynku, powiedzieć "Chcę pracę" i nagle ją mam? Dziewczyny miały znacznie prościej. W ich przypadku Bóg postanowił się wykazać i od razu dostały pracę. Zabierając spod drzwi prasę, powoli przekręciłam klucze, aby otworzyć drzwi. Nagle z mieszkania obok wyszedł Mario, który przywitał się ze mną przyjemnym uśmiechem.
-Witaj.- rzekł, kiedy zamknął za sobą pomieszczenie. -Mam sprawę.- dodał od razu i podszedł do mnie. Spojrzałam w jego stronę i otworzyłam szerzej drzwi.
-Wejdź.- kierując się do salonu usiedliśmy na skórzanej kanapie. Ciemnooki chłopak przeczesał swoje włosy i westchnął ciężko.
-Chciałbym zaprosić Andżelę na randkę, a nie wiem, czy jest wolna.- wzruszył ramionami, a ja zaczęłam się śmiać. Co w tym takiego dziwnego? A no może to, że nigdy nie spotkałam takiego chłopaka, który dokładnie zastanawiałby się nad tym, czy zaprosić dziewczynę na randkę, czy nie. To proste jak 2+2. Idziesz, zapraszasz, wychodzicie na tą randkę, potem ślub, dzieci, nie daj Boże rozwód, płacz, wojna o dom, kasę i potem nagle znów szczęśliwa rodzinka. Oh, za dużo telewizji...
-Proszę cię, to głupie pytanie.- rzuciłam, wzruszając ramionami. Oburzony moim zachowaniem mężczyzna napiął mięśnie na klatce piersiowej. -Po prostu, przychodzisz, prosisz i idziecie. To nie takie trudne i nie musisz analizować tego, czy ona ma chłopaka, czy nie.- kontynuuję, a on klepie się w kolana.
-Masz rację.. O dziwo. No nic, dzięki za.. pomoc?- zaśmiał się sam z siebie. Pomachał mi na pożegnanie a ja skinęłam głową. Cóż, Andzia będzie mi wdzięczna za to, co zrobiłam, ewentualnie mnie zabije. Wybieram opcję numer jeden.
Zaczęłam przyrządzać obiad. Ugotowałam ziemniaki, upiekłam kurczaka i zrobiłam szybką sałatkę. W końcu usłyszałam dźwięk otwierającego się zamka w drzwiach. Oblizując palce i przerzucając przez siebie ścierkę wyszłam na spotkanie współlokatorce. O mój boże. Co to za przystojniak?!
-Alex? Hej...?- powiedziałam oszołomiona jej towarzyszem. Zrzuciłam z siebie szmatę, którą miałam na ramieniu i wytarłam błyskawicznie ręce o skrawki bluzki.
-Hej, to jest Ian... Mój.. Szef.- westchnęła, czując się skrępowana sytuacją.
-Miło mi cię poznać, Ian. Jestem Claudia.- uścisnęłam jego męską dłoń i spojrzałam w niebieskie tęczówki. Chryste... Wyglądają tak niesamowicie. -Zostajesz na obiad?- rzuciłam od razu, a on spojrzał na Alex. Ona zaś na mnie i potakuje wolno, kierując się do swojego pokoju. Czy ja o czymś nie wiem?
Chwilę potem zjawia się Angelika i jej reakcja na Ian'a jest taka sama, jak moja. Zaszokowana uścisnęła jego dłoń, wymieniła spojrzenie, a potem skrępowana usiadłam na kanapie, patrząc na jakiś program telewizyjny. W końcu skończyłam gotować i usiedliśmy przy wielkim stole.
-Więc opowiedz, jak poznałeś się z Alex!- zawołałam, nabierając sobie sałatki.
-Cóż, to było... Dość śmieszne, bo wpadliśmy na siebie, kiedy wychodziłem z windy, a ona do niej wchodziła. To był jej pierwszy dzień w firmie i była bardzo zestresowana. Widziałem to po jej małych, niebieskich oczkach.- uśmiechnął się znacząco w jej kierunku i spojrzeniem zjechał na usta. Otrząsając się znów popatrzył na mnie i Angelikę. -A potem jakoś zaczęliśmy rozmawiać, no i dziś postanowiłem ją zabrać na lunch, a wyszło tak, że to ona zabrała mnie...- zrobił skwaszoną minę, kiedy zobaczył nasze rozbawione miny.
-Słodko.- podsumowałam i przeżułam kęs mięsa. -Czyli chodzicie ze sobą?
-Co?- wybuchła blondynka i zaczęła się krztusić potrawą. Ian od razu ruszył na ratunek i zaczął ją klepać po plecach. -Nie jesteśmy razem!- wychrypnęła zła. -Czy ciebie Bóg opuścił?- dodała jadowicie.
-Może?- wzruszyłam ramionami i kontynuowałam jedzenie.

~***~

Tego wieczoru zostałam w domu. Siedziałam pod kocem, czytałam książkę i słuchałam muzyki. Wcześniej przejrzałam gazetę z ofertami pracy. Poznajdywałam parę ofert, które mogłyby mnie zainteresować. Postanowiłam, że zadzwonię do nich jutro. Chciałam spokojnie spędzić wieczór. Mój pierwszy nie tak zakręcony wieczór w Nowym Jorku. Alex poszła z Ian'em do biura - mieli jakieś spotkanie, a Mario porwał Andżelikę na randkę. Kiedy czytałam "Na końcu tęczy" usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na ekran i odebrałam pośpiesznie z nadzieją, że dzwonią w sprawie pracy.
-Tak słucham?
-Wyjdź przed drzwi.- usłyszałam ochrypły głos i się przestraszyłam.
-Kto mówi?
-Pedofil.- i wtedy zorientowałam się, że to Justin. Rozłączyłam się i rozbawiona ruszyłam na klatkę. Stał tam- ubrany w jasne jeansy, biały t-shirt z krótkim rękawkiem, czapką z daszkiem do tyłu i ciemnymi okularami.
-Hej piękna! Tu twój pedofil. Nie boisz się mnie?- spytał rozbawiony, a ja pokiwałam zażenowana.
-Ani trochę.- wpuściłam go do środka i razem udaliśmy się do salonu. -Skąd wiedziałeś, że będę w domu?- spytałam i podałam mu puszkę coca coli.
-Cóż...-otworzył ją i spojrzał na mnie. -Twoje koleżanki są naprawdę dobrymi informatorami.- poruszał brwiami, a ja wywróciłam oczami. -Masz ochotę może gdzieś wyjść?- pokiwałam entuzjastycznie i poszłam do pokoju się ubrać. Włożyłam na siebie jasne rurki, czarną baskinkę i baleriny. Włosy zostawiłam rozpuszczone, umyłam zęby i bez zbędnego makijażu wyszłam do grajka.
-Ładnie wyglądasz!- powiedział, jeżdżąc po mnie wzrokiem.
-Gdzie mnie zabierasz?- spytałam, całkowicie ignorując to, co przed chwilą wypłynęło z jego ust.
-Niespodzianka.- szepnął do ucha i wyszedł z mieszkania. Zamknęłam je i czując serce w gardle, próbowałam się uspokoić.
___
OGŁOSZENIE PARAFIALNE
Dzień dobry, wesołych świąt! ♥ Mamy sobotę wielkanocną, a ja nie mam za dużo czasu, aby przesiadywać przed komputerem. Popracowałam nad błędami, które zostały dostrzeżone. Dziękuję simpleelements za to, że powiedziałaś mi, co robię nie tak. Naprawdę! Niektórzy mieliby za złe to, że ktoś wytyka błędy, ale dla mnie to jest świetna sprawa! Przynajmniej mogę pracować nad tym, co tworzę, a nie... masło maślane. :D Do tego zamówiłam szablon na bloga, niebawem się ukaże. Czytajcie moje opowiadania na aplikacji WATTPAD!!! No i w sumie tyle ogłoszeń. Buziaki, Claudia ♥ A! I przepraszam, że krótki rozdział... :<
 CZYTASZ=KOMENTUJESZ