wtorek, 7 kwietnia 2015

Chapter 4.

 
"Czy istnieje przyjaźń damsko-męska? Każdy na ten temat ma własne teorie, ale prawda jest taka, że na to pytanie nie ma żadnej dobrej odpowiedzi."
~***~
Wsiadłam do samochodu chłopaka i naprawdę nie mogłam się doczekać tego, gdzie się udamy. Adrenalina buzowała w moich żyłach, bo to miasto powodowało, że miałam chęć do życia. Polska nie była krajem dla mnie. To nie odpowiednie miejsce dla mnie, a odkąd tu jestem, wiem, że to najlepsze, co zrobiłam w życiu!
-Proszę, powiedz, gdzie jedziemy. Nie lubię niespodzianek. Zbędnie się denerwuję.- bąknęłam, spoglądając na faceta. On tylko przygryzł dolną wargę i uśmiechając się od ucha do ucha prowadził auto. Wreszcie zaparkował je przed jakąś knajpką.
-Najpierw coś zjemy.- powiedział i odpiął mój pas, wyskoczył z auta, obszedł je i otworzył mi drzwi. Rozejrzałam się dookoła i poszłam za szatynem. Weszliśmy do Stramboli Pizza i zajęliśmy dwa wolne miejsca przy oknie. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Amerykańska knajpka - odhaczyć. Zamówiliśmy dużą pizzę polecaną przez kelnera i siedzieliśmy w ciszy. Rozglądałam się po pomieszczeniu, czując lekkie skrępowanie przed chłopakiem. On zaś patrzył to na mnie, to na kelnerów, którzy zbierali zamówienia.
-Opowiedz coś o sobie.- rzucił nagle, a ja spojrzałam prosto na jego karmelowe soczewki. Co mam mu powiedzieć? Przyjechałam tu, bo w Polsce nie było dla mnie przyszłości, Nowy Jork był moim marzeniem, a dziennikarstwo miało być moim zawodem. Tymczasem jestem w tym Dużym Jabłku bez pracy, z wielkimi nadziejami na lepsze jutro. Tak, to chyba odpowiednia część historii, którą powinien znać.
-Jesteś z Polski?
-Dlaczego wszystkich to tak dziwi?- westchnęłam, gdy do stołu podano dużą pizzę. Zapach, jaki się unosił spowodował, że żołądek zaczął wywracać się w każdym możliwym kierunku.  -Smacznego.
-Dziwię się, bo tutaj jest naprawdę mało polaków, po drugie bardzo dobrze mówisz po angielsku, a po trzecie pierwszy raz rozmawiam z polką. To prawda, polskie dziewczyny są najpiękniejsze.- zaśmiał się i oderwał kawałek dania. Zrobiłam to samo i znów ignorując jego komentarz zaczęłam jeść.
Jak się dowiedziałam, Justin uwielbia grać w hokey'a i koszykówkę, do tego jest człowiekiem muzykantem. Kiedy opowiadał mi o swoim dzieciństwie, w oczach zakręciły się łzy. Na samo wyobrażenie małego chłopca z dużymi, przerażonymi, czekoladowymi oczkami, z misiem w ręku, porzuconego przez rodziców, serce krajało się na tysiące kawałków. Naprawdę nie miał łatwo...
-No, więc.. Skoro zjedliśmy, jedziemy dalej!- klasnął w ręce i wstał.

~***~

-Czy to na pewno bezpieczne?- spytałam, kiedy wspinaliśmy się na Most Brooklynski.
-Będę cię trzymał.- zawołał i kiedy usiedliśmy na rurkach, które były parę metrów nad ulicą, dopiero poczułam, że żyję. Zaczęłam krzyczeć, piszczeć i wołać w niebo głosy. Byłam szczęśliwa, że tutaj jestem. -Nie boisz się już?
-Nie.- przygryzłam dolną wargę i się uśmiechnęłam. -Ani trochę!- zapanowałam chwila ciszy. Westchnęłam ciężko i odwróciłam się w stronę Justina. -Dziękuję, że mi pokazałeś to miejsce. Jest niebezpiecznie, ale.. Boże! Czuję, że żyję. Pokochałam to.
-Tak, też je kocham.- zaśmiał się i wstał, podając rękę. -Idziemy dalej.
Wstałam więc i ostrożnie zeskoczyłam na chodnik. Skierowaliśmy się pieszo w stronę Brooklynu, a potem zaczęliśmy chodzić krętymi uliczkami, aż usłyszałam głośny pisk opon, krzyki, basy i muzykę.
-Gdzie my idziemy?- spytałam, lekko się denerwując.
-Widziałaś te całe filmy z wyścigami ulicznymi?- przytaknęłam, a on zerknął na mnie. -To nic. Zaraz zobaczysz prawdziwy wyścig w Nowym Jorku!- pociągnął mnie za rękę, kiedy weszliśmy na kolejną ulicę, a tam roiło się od różnorakich ludzi. Były dziewczyny, które się sprzedawały, ćpuny, alkoholicy i oczywiście ci, którzy mieli się ścigać. Zaczerpnęłam głęboko powietrza, kiedy zobaczyłam piękne samochody. Porshe z rocznika 2012, ferrari czy lamborghini. Było ich pełno!
-Taa.. Niezłe cacka..
-BIEBER!- usłyszałam męski głos i wolno odwróciłam się do tyłu. Podszedł do nas wyższy ode mnie, czarnoskóry chłopak. Uśmiechnął się w stronę Justina, poklepał go po plecach na powitanie i swój wzrok przeniósł na mnie. -Co to za..
-Claudia.- powiedział od razu, a nieznajomy wyciągnął w moją stronę rękę.
-Miło mi cię poznać. Jestem Brian, ale mów mi Kid Ink.- wzruszył ramionami i dopiero teraz dostrzegłam ile miał tatuaży. Justin przy nim to był pikuś...
Chłopak złapał mnie za rękę i pokierował do innych ludzi. Byłam witana przez wszystkich, a większości nie zdążyłam zapamiętać. Piliśmy, rozmawialiśmy i tańczyliśmy, kiedy na dwa pasy wjechał czarny, matowy mustang i żółte lamborghini. Z tego drugiego wysiadła kobieta, a z wcześniejszego Kid Ink. Podali sobie ręce i wrócili do aut, a pomiędzy auta weszła kolejna dziewczyna. W skąpym stroju zaczęła chodzić po linii startu, kołysząc na boki chustkę. Wreszcie stanęła na środku i zaczęła odliczać. Pojazdy z piskiem opon odjechały, a Justin wyjaśnił, że zrobią trzy okrążenia i okaże się, kto wygrywa 3 tysiące dolarów.
-Skąd ta kas..
-Nie pytaj.-zaśmiał się, a ja tylko przytaknęłam głową. Po około 5 minutach samochody już jechały na metę i w ostatniej chwili czarny wyprzedził żółty. Wszyscy zaczęli wiwatować, a dziewczyna prowadząca lamborghini wysiadła z auta zdenerwowana i dała kasę facetowi. Wróciła i odjechała.
-Cóż.. Obyło się bez wyzwisk, bicia, czy śmierci... Chyba chcieli się pokazać od dobrej strony przy nowym widzu.- zawołał do ucha, przekrzykując innych. -Idziemy.- czując jego oddech na szyi po ciele przebiegł przyjemny prąd. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam iść za chłopakiem. Wreszcie dotarliśmy do zaparkowanego samochodu i usiedliśmy w nim. Justin widząc, że tarłam swoje ręce z zimna, zdjął z siebie katanę i okrył mnie nią. Podziękowałam, a mężczyzna zaczął znów gdzieś jechać.
-Dzisiaj masz wolne?- spytałam, a on przytaknął. W końcu zaparkowaliśmy auto gdzieś na Time Square. Wysiedliśmy i zaczęliśmy spacerować, podziwiając wszystko dookoła. Kiedy podeszliśmy do Empire State of Building, zaparło mi wdech w piersiach.
-Chc..
-Tak, chcę!- zawołałam podekscytowana i po 10 minutach znajdowaliśmy się już na samej górze budynku i podziwialiśmy panoramę Nowego Jorku.
-Zaśpiewaj mi coś.- poprosiłam, a Justin spojrzał na mnie jak na kretynkę. -No co? Lubię twój głos. Zaśpiewaj, proszę!- złożyłam ręce i patrząc na niego błagalnie, czekałam aż się zgodzi.
-Nie ma mowy.- pokręcił głową i przeczesał włosy palcami. -Może innym razem.
-No weź, bo się obrażę!- zrobiłam minę zbitego pieska i dalej patrzyłam na niego. Zachowuję się jak dziecko. To niedorzeczne.

~***~

-Dziękuję za ten wspaniały wieczór.- uśmiech nie schodził mi z twarzy. Cieszyłam się jak dziecko, które dostało cukierka i pojechało do Disneylandu.
-To prawda, był wspaniały.- przytaknął i wszedł razem ze mną do mieszkania. Usiedliśmy na kanapie i włączyliśmy TV. Dochodziła północ, a my nie mieliśmy zamiaru się jeszcze rozstawać. Czas, który z nim spędzałam leciał tak szybko i przyjemnie, że mógł nawet zostać tu na noc i rozmawiać ze mną na okrągło. Podeszłam do barku i wyjęłam po piwie.
-Nie, prowadzę.- powiedział, odstawiając puszkę na blat.
-To zostaniesz na noc.
-Sugerujesz..
-Nie!- wykrzyczałam od razu i spłonęłam żywcem ze wstydu. Bieber zaczął się cicho śmiać, a do salonu weszła rozespana Andżelika. Kiedy zauważyła Justina od razu wycofała się i wyjrzała zza framugi.
-Co ty odstawiasz?- zaśmiałam się, a ona zawstydzona okręciła się mocniej szlafrokiem.
-Móc zamieszkać z trzema kobietami w jednym mieszkaniu, to jak wygrać na loterii główną nagrodę.- rzucił szatyn i rozluźnił się na kanapie. W końcu chwycił puszkę i ją otworzył. Czuję do niego sympatię. Jest miły, szczery, troskliwy i mądry. Wiele przeszedł, ale to ukształtowało jego charakter. Ktoś mógłby teraz rzec, że prawie go nie znam. Owszem, może i to nie jest jakaś wieloletnia znajomość, ale jego oczy mówią wszystko. Ufam mu i tak długo, jak nie popsuje naszych relacji będę go traktować jak przyjaciela.
-Zostawię was może?- zasugerowała zmieszana Andżela, kiedy do salonu zawitała blondynka. Przeciągnęła się sennie na wejściu i stanęła jak zaczarowana, kiedy dostrzegła szatyna siedzącego obok.
-No proszę! Dużo tu kobiet jeszcze trzymasz?- zaśmiał się w moją stronę, a ja wywróciłam oczami. Nagle złapał mnie za boki i połaskotał, przygryzając wargę. -Żartuję sobie.- szepnął mi na ucho.
Posiedzieliśmy trochę i nim się obejrzeliśmy, dochodziła druga w nocy.
-Jak dobrze, że jutro weekend i mamy wolne.- westchnęła Alex i poprawiła się na fotelu. Podwinęła kolana pod głowę i oparła na nich brodę. Szatynka zaś zarzuciła nogę na nogę i patrzyła ze spokojem na nas. Ja zaś westchnęłam głośno, opierając się o bok sofy i rozluźniając zgięte nogi.
Blondynka poszła przygotować jakieś przekąski, Andżela zaś szukała jakiegoś filmu, a ja wyjęłam z barku bourbon. Ustawiłam szklanki na stole i ponalewałam do nich alkoholu. Wszyscy się rozsiedli, puściliśmy "Szybcy i wściekli 6" i skupiliśmy się na nim.
Film się skończył i jak się zorientowałam, tylko ja nie spałam. Pozbierałam więc wszystkie brudne naczynia, posprzątałam i ruszyłam do kuchni, aby je pomyć. Po dziesięciu minutach leżałam już przebrana w łóżku z uśmiechem na twarzy. To był naprawdę dobry wieczór. Dużo zobaczyłam i wiem, gdzie mogę iść, aby odciąć się od innych...
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Witam kochani! Jutro szkoła, więc nie rozpisuję się, bo uciekam spać. Co sądzicie o rozdziale? Spodobało Wam się "zwiedzanie"NY w stylu Justina? Oczekujecie od tej dwójki czegoś więcej? A może interesujecie się, jak układają się sprawy Andżeli i Alex w sprawach sercowych? :) Piszcie komentarze, wszystkie czytam! Do MENU doszła kolejna zakładka - ME. Tam odpowiedziałam na pytania, zadawane mi na asku. Są tam też linki do reszty moich opowiadań! Zachęcam do zapoznania się z nią. To tyle, buziaki, Claudia ♥ 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

5 komentarzy:

  1. Genialny rozdział. czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ciekawa co u dziewczyn slychac , I myslalam Ze inaczej sie skonczy dzisiejsza noc :)
    Czekam na neksta !:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny blog . Cieszę się że postanowiłaś pisać drugi blog :)

    OdpowiedzUsuń