sobota, 9 maja 2015

Chapter 10.

"Mężczyźni zawsze pragną być pierwszą miłością kobiety. Kobiety zawsze pragną być ostatnim romansem mężczyzny." 
~***~
Nie mogliśmy sobie pozwolić na dłuższą pogawędkę. Oboje musieliśmy iść do pracy, a czas leciał jak szalony. Parę minut po szóstej zeszliśmy na dół i wsiedliśmy do samochodu chłopaka, które czekało przed budynkiem.
-Zrezygnowałem z rozwożenia pizzy.- pochwalił się, kiedy ryk silnika rozbiegł się dookoła. Uniosłam brew, zaskoczona tym, co mówi. Wydawało mi się, że pieniądze są mu potrzebne. -No co? W końcu będę sławny, więc bardzo szybko spłacę długi.- uśmiechnął się ciepło, a ja prychnęłam pod nosem. Mając przed oczami wizję Justina jako sławnego mężczyznę, uwielbianego przez miliony kobiet na świecie zrobiło mi się cieplej na sercu. Jego marzenie się spełni. Tak, jak spełniło się moje. Jestem tu, w Nowym Jorku. Od zawsze tego chciałam.
-No tak, a jak już będziesz sławny, to zapomnisz o przyjaciółce, która była twoją pierwszą "fanką".- zrobiłam cudzysłów rękami i rzuciłam mu krótkie spojrzenie. Bieber najwidoczniej był zaskoczony moim słowami. Uniósł brwi, a na czole zaczęły rysować się fale.
-Nie prawda!- ściągnął je w dół i popatrzył chwilę na mnie. -Jesteś za fajna, żeby o tobie zapominać!- zawołał entuzjastycznie, klepiąc mnie w udo. Zaczęłam chichotać, a kiedy dostrzegłam, że przygryza dolną wargę poczułam, że zasycha mi w gardle. O mamusiu. Pierwszy raz w moim towarzystwie to zrobił.
-Ej, skup się na drodze!- nakazałam, wskazując palcem na pojazdy, które są wokół nas. Bieber tylko wywrócił oczami i zatrzymał się, kiedy pokazało się czerwone światło. Poczułam dźgnięcie między żebrami, więc znów podniosłam wzrok na szatyna. Jego uśmiech był tak zaraźliwy. Znów zaczęłam chichotać i również wbiłam paznokieć w jego umięśniony brzuch.
-JUSTINIE DREW BIEBERZE. PROSZĘ SKONCENTROWAĆ SIĘ NA JEŹDZIE!- pogroziłam mu palcem, próbując być poważną. Prawie mi się udawało, kiedy zielone światło się pojawiło, a on efektownie z piskiem opon odjechał z miejsca. Wbiło mnie w siedzenie, przez co zaczęłam się śmiać. Jest stuknięty.
Kiedy podjechaliśmy pod Manhattan Club, poczułam, że serce aż prosi, by je wypluć. Żołądek wykręcał się w każde możliwe strony, a głos wewnątrz mnie błagał, żebym stąd uciekła. Ah, świetnie by było. Nie jestem jednak samolubna i boję się o swoich bliskich. Nie mogę dopuścić do tego, aby cokolwiek im się stało. Wysiadłam z samochodu i w towarzystwie Justina ruszyłam do środka. Przywitałam się z pracownikami i stanęłam za ladą baru, jak gdyby nigdy nic. Muszę pokazać Justinowi, że nic się nie dzieje. Po prostu funkcjonować tak, jak do tej pory. Wykonywałam zamówienia klientów, sprzątnęłam blaty stolików, a kiedy wskazówka wybiła siódmą trzydzieści wiedziałam, gdzie mam się udać. Przełknęłam ślinę, aby uspokoić swoje nerwy i upewniając się, że nikt mnie nie widzi, skierowałam się na sam dół. Mijałam znów drzwi, które były ponumerowane. Wreszcie dostrzegłam "23", więc weszłam do środka i od razu poczułam unoszący się w powietrzu zapach cygara i skóry. Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam ogromne łóżko z ciemnego drewna, zaścielane krwistą, aksamitną pościelą. Gdzie była garderoba? Gdzie ciuchy, magnetofon czy rura? Co się tutaj, do cholery, stało?
-Widzę, że już przyszłaś.- usłyszałam głos Paul'a, który wszedł za mną do środka. Przejechał wzrokiem po mojej sylwetce, dłużej przyglądając się nogą. -Masz. Idź to ubierz.- rzucił mi na ramię coś na kształt bielizny. Koronka z ledwością zasłoniłaby moje oko, ale wiedziałam, że muszę to zrobić. W przeciwnym razie wyjdę z podbitym okiem i tego już nie wyjaśnię. A wtedy co? Zabronią mi tu chodzić? Ah, prędzej Wesley zrobi z nimi porządek i połowe zabije. Nawet nie chcę myśleć do czego zdolny jest Paul. Ruszyłam do łazienki i spojrzałam na swoje odbicie. Zazwyczaj opalona skóra teraz była blada. Blada, jak nigdy. Poszczypałam policzka, aby nadać im lekkiego koloru, a następnie zdjęłam swoje ciuchy, modląc się do Boga o jak najszybszy upływ czasu. Otuliłam się szlafrokiem, który wisiał przy kabinie prysznicowej i wyszłam z pomieszczenia. -Grzeczna dziewczynka.- powiedział dumnie szef, kiedy dostrzegł moje skrępowanie. -Połóż się.- nakazał, wyciągając z kieszeni kajdanki. Przypiął każdą z kończyn do ram łóżka i uśmiechnął się triumfalnie patrząc na mnie z góry. -Podoba mi się.- przyznał, odsłaniając nagie ciało. Zamknęłam oczy, kiedy poczułam jego ręce. Naprawdę? Nawet on musi się do mnie dobierać? -Jesteś spięta. Kazałem ci się rozluźnić. Pamiętasz, co wczoraj powiedziałem, prawda?- pokiwałam szybko głową, przypominając sobie ból policzka i tonę makijażu, aby zakryć sińca. Nagle wyjął zza siebie strzykawkę i podszedł do mojej ręki. O nie, o nie, o nie!
-Błagam, nie!- krzyknęłam, wijąc się na łóżku i próbując wyszarpać dłonie z kajdanek. Poczułam ogromny ból, kiedy zaczęły wrzynać się w skórę. Syknęłam cicho, a Paul wykorzystał okazję i wbił mi igłę w żyłę. Poczułam, jak płyn wlewa się do mojego organizmu, ale nie zaszło nic, co mogłoby mnie zaniepokoić. Czułam się normalnie.
-Teraz będziesz posłuszna, suko.- uderzył w mój sutek i wyszedł, zostawiając mnie tak. Nie minęło zbyt wiele czasu, ale poczułam się rozluźniona. Nawet podniecała mnie ta cisza. Wiedziałam, że nie uniknę kolejnego seksu, więc w duchu pragnęłam, aby to był młody, przystojny facet.
Usłyszałam kroki, trzaśnięcie drzwi, a potem poczułam dłonie, które zmierzały w górę, aż do złączenia moich ud.
-Cześć piękna.- zobaczyłam starego faceta z ogromnym brzuchem, wąsem ubrudzonym od kawy i starym, przetartym t-shirtem. Więc oto zaczął się mój koszmar.

~***~

Około północy zawitałam w klubie, gdzie impreza trwała w najlepsze. Weszłam za ladę baru i wymieniłam się uśmiechem z praktykantkami, które wykonywały swoją pracę. Zrobiłam parę drinków, kiedy podszedł do mnie Justin i trącając biodrem spojrzał w moją stronę.
-Co tam?- spytał, przekrzykując muzykę.
-Dobrze. A tam?- uśmiechnęłam się od ucha do ucha i wyczyściłam szkliwo.
-Zatańczysz?- wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja uniosłam brew. -Paul się nie dowie, no chodź.- zaśmiał się, chwytając wreszcie rękę i ciągnąc mnie, o dziwo, nie w stronę parkietu. Pobiegliśmy schodami na górę, aż znaleźliśmy się na dachu Manhattan Club. Niebo było puste, bez gwiazd. Jedyne, co na nim świeciło, to księżyc. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na szatyna, jak na wariata.
-Show you off, tonight I wanna show you off! What you got, a billion could've never bought.- śpiewał, obracając mnie w okół siebie. Nigdy nie słyszałam tej piosenki, więc to pewnie coś, co Justin napisał sam. -We gonna party like it's 3012 tonight. I want to show you all the finer things in life. So just forget about the world, be young tonight I'm coming for ya, I'm coming for ya.- kolejny obrót i wpadłam w jego ramiona. On nagle szczelnie mnie nimi otulił i znów kołysał, tym razem cicho nucąc kolejną piosenkę. -If I could just die in your arms I wouldn't mind.- jego głos brzmiał tak czysto i słodko, że aż miałam ochotę słuchać go całymi dniami. Oh, Justin. Jesteś cudowny.
-Co myślisz?- odsunął się delikatnie patrząc prosto w moje oczy, ale nadal mnie obejmując.
-Myślę, że mogłabym umrzeć w twoich ramionach, kiedy tak śpiewasz.- zachichotałam, praktycznie cytując słowa jego piosenki. -Proszę, pośpiewaj mi jeszcze.- wtuliłam się znów w jego tors i zamknęłam oczy. Czułam się tak dobrze...
-Oj co za dużo, to nie zdrowo.- wyplątał się z moich rąk i uśmiechnął się prowokująco. Zmierzyłam go wzrokiem i odwróciłam się na pięcie, aby wrócić do środka. -No co?
-Jesteś okropny!- zawołałam, wypychając dolną wargę do przodu.
-Ale za to będą kochać mnie miliony.- poruszył charakterystycznie brwiami, a ja zignorowałam jego komentarz. CHORY CZŁOWIEK!
Weszliśmy na salę, gdzie wszyscy się jeszcze niesamowicie bawili. Wróciliśmy więc do swoich obowiązków, spełniając zachcianki gości, kiedy nagle podszedł do nas wysoki mężczyzna z blond włosami i niebieskimi oczami.
-Hej, man!- zawołał Justin, przybijając z nim piątkę. Nieznajomy posłał mi krótkie spojrzenie, ale ja to zignorowałam, wykonując drinka dla jakiejś małolaty. Udam, że nie wiem, ile ma lat.
-Jus! Bro, dawno się nie widzieliśmy.- przyznał, siadając przed szatynem. Skinął głową w moją stronę, a ja odwróciłam się, aby odstawić alkohol na półkę. Mogłam się założyć, że w tej chwili mnie obgadywali, ponieważ nie słyszałam ich głosów. Nienawidzę czegoś takiego.
-Claudia...- Justin niepewnie chwycił moją rękę, abym wreszcie spojrzała w ich kierunku. Popatrzyłam na jego karmelowe tęczówki i od razu straciłam grunt pod nogami. Co się ze mną dzieje?!
-To Ryan, mój najlepszy przyjaciel.- powiedział, wskazując na blondyna. Ten wreszcie uśmiechnął się do mnie, jak człowiek i wymienił uściskiem dłoni. -A to Claudia, moja nowa przyjaciółka.
-Od potrzeb?- zaśmiał się, spoglądając teraz na Biebera. Ten tylko wywrócił oczami i westchnął.
-Nie wiem, od czego ty masz przyjaciół Butler, ale ja na pewno nie od tego.- stanął obok niego i otwierając po piwie zaczęli żwawo dyskutować o jutrzejszym spotkaniu. Blondyn był bardzo szczęśliwy, kiedy dowiedział się o menadżerze.
Nim się obejrzałam dochodziła już czwarta nad ranem a klub opustoszał. Zostałam znów z Justinem, aby posprzątać i resztę dnia mieć wolnego. Nie obeszło się bez wygłupów. Szatyn tańczył z miotłą, bo ja się nie zgodziłam. Postanowił jej pośpiewać, coś jak pieśni kościelne. Chichotałam jak dziecko, kiedy go obserwowałam. Dziękowałam w duszy Bogu, że mam takiego kogoś, dzięki któremu zapominam o całym bożym świecie. Tworzymy własną bańkę, której nikt nie potrafi przebić. Do tego dziwne uczucie zaczyna mną targać, kiedy widzę jak na mnie patrzy lub jak się uśmiecha. A wisienką na torcie był moment, w którym zaczął śpiewać o umieraniu w moich ramionach.
-Posprzątane, teletubisiu!- zawołał, zamykając klub.
-Znudziło ci się oddychanie prostym nosem?- zmrużyłam oczy, sycząc. Facet widząc moją minę zaczął się śmiać. Dosłownie, zginał się w pół, obejmując swój brzuch. -Co cię tak bawi?- po tych słowach naszła go kolejna fala i wiedziałam, że on po prostu zgłupiał. -Boże, ogarnij się.- westchnęłam poirytowana jego nagłym wybuchem. Kiedy Bieber odchrząknął i się wyprostowałam wiedziałam, że już się uspokoił.
-No przepraszam, no.- objął mnie w talii, próbując zatrzymać, ale ja nadal starałam się iść do przodu. Jednak był za silny i przyciągnął mnie bliżej. Zaczęłam więc wyrywać się na boki, ale i to nie poskutkowało. Jego ramiona mocno obejmowały większą część ciała. Wreszcie położył brodę na moim ramieniu, dalej mnie obejmując w pasie. -Teletubisiu- zaczął cicho, a jego oddech przyprawił mnie o dreszcz. -bo będziesz zaraz czerwona jak Po.- mruknął i poczułam, że się uśmiecha. Palant. Puścił mnie wreszcie, więc znów swobodnie mogłam kierować się do jego auta. Usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam pas. Justin zrobił to samo i uruchomił silnik. Położyłam mu koło biegów pieniądze za paliwo.
-Schowaj to.- nakazał ostro, patrząc na papierki. -Naprawdę, nie denerwuj mnie, Claudia. Schowaj to.- chwycił pieniądze i nagle zaczął wkładać mi je za bluzkę, kiedy nie odebrałam ich od niego.
-Boże, dobra! OKEJ!- zawołałam, biorąc je. Dyskretnie usiadłam na nich, bo i tak nie miałam zamiaru ich znów chować do portfela. Żartowaliśmy całą drogę, wygłupialiśmy i śpiewaliśmy piosenki Beatles'ów, które leciały właśnie w radiu.
-Liczyłem, że zaprosisz mnie na noc.- wypchnął dolną wargę, a ja zachichotałam.
-Umiesz liczyć? Licz na siebie, nie odwracaj się za siebie, bo ci w końcu ktoś przyjebie.- wytknęłam język i ruszyłam w stronę bloku. Nie wiem, co dał mi Paul, ale wiem, że jest inaczej. Dopóki nie myślę o tym, co dzieje się w podziemiach. Jest okej. Chyba.
Wbiegłam szybko po schodach i kiedy szukałam kluczy, dostałam SMS'a.
Złotko, nie wiem, jak się dostaniesz do mieszkania, skoro Twoje kluczyki (I PIENIĄDZE) leżą na siedzeniu w moim aucie. :)
Fuck! Że też musiałam je tam zostawić. Przygryzłam wargę, aby powstrzymać swój kolejny, głupi uśmieszek, kiedy odpisywałam na wiadomość.
Widocznie moje zaproszenie jest aktualne. Wiesz, gdzie mieszkam. Ruchy!
Usiadłam na schodku i zaczęłam przeglądać instagrama, kiedy usłyszałam tupot butów.
-Cześć.- zawołał, a ja od razu go uderzyłam z pięści w klatkę piersiową.
-Ludzie śpią!- wysyczałam i odebrałam od niego klucze. Otworzyłam drzwi i kładąc palec wskazujący na ustach pokazałam Justinowi, aby był cicho. Zaczęliśmy się zakradać do środka. Przekręciłam zamek i na moje nieszczęście klucze spadły, a Justin się tak wystraszył, że nie dostrzegł butów i wpadł na komodę.
-Ja pierdole!- przeklną cicho i podniósł się, kiedy zza jednych drzwi wyjrzała Alex.
-O! Hej!- powiedziała zaspana, przecierając oczy. -Wiem, że pewnie jesteście mega na siebie napaleni, ale błagam, ktoś za dwie godziny musi wstać do roboty.- wymamrotała i zamknęła drzwi, a ja posłałam Justinowi rozbawione spojrzenie. Oh, czyżby? Weszliśmy w końcu do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku.
-Chcesz coś do picia?- spytałam, kiedy zdjęłam z siebie skórzaną kurtkę. Szatyn pokręcił głową i zdjął wszystkie swoje ciuchy. Prócz bielizny, oczywiście.
-Wiesz, gdzie łazienka. Tak się składa, że mam męską parę bokserek z CK, więc zaraz ci ją dam. Nie pytaj czemu.- Bieber uniósł tylko rozbawiony brew i ruszył do łazienki. Ja za ten czas przygotowałam piżamę dla siebie i poszłam pod drzwi łazienki. Słyszałam, że brał prysznic, więc zaczęłam stukać paznokciami o drzwi. Nagle się otworzyły, a moim oczom ukazał się nagi mężczyzna.
-Cholera, zakryj to ciało!- prawie pisnęła, zasłaniając sobie oczy.
-Dołączysz?- zasugerował, a ja poczułam, że policzka robią się czerwone. -Nie daj się prosić, teletubisiu. Umyję ci plecki.- te niemoralne propozycje pobudziły moje wyciszone uczucia. Spoczywały na dnie serca po ostatnim zawodzie miłosnym. To było tak dawno... Jeden, jedyny chłopak, którego tak naprawdę pokochałam. Pierwszy i kiedyś myślałam, że ostatni, aż do teraz.
-Nie, idź.- te słowa wypłynęły mimo mojej woli. W głębi duszy chciałam. Chciałam zobaczyć jego ciało dokładnie, z bliska. Móc je dotknąć, a nawet pocałować. Chciałam tego. Bardzo.
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
                 Cześć i czołem miśki! Przynoszę Wam kolejny rozdział tylko dlatego, że mam wenę! I przepraszam od razu za jakieś powtórzenia czy błędy, ale prawdę powiedziawszy nie sprawdzałam go dokładnie, dlatego takowe mogą się pojawić. Co myślicie o "branży", w której pracuje Claudia? Czego spodziewacie się po kolejnych rozdziałach? Proszę o komentarze z Waszą opinią! Serio, zależy mi bardzo, dlatego liczę, że pojawi się ich więcej. Im więcej, tym szybciej rozdział, pamiętajcie. ♥ Okej, tyle ode mnie. Pamiętajcie o Wattpad, o nowym blogu, o komentowaniu, obserwowaniu bloga, itd. Buziaki! :*

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

7 komentarzy:

  1. Mogla do niego dolaczyc, uwielbiam Twoje ff!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boziiiuuuu *0*
    Dawaj następny *0*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu mega to opowiadanie...ja juz chce zeby Justin dowiedzial sie o tym co ona robi i zeby jej pomogl! Jejciu prosze..nie mg doczekac sie kolejnego rozdzialu i zapraszam do siebie http://fight-for-this-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Superaśnie , kocham to opowiadanie <3 kurcze jak będę mogła normalnie funkcjonować nie znając kolejnego rozdziału, mam nadzieję że niedługo kolejny :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Z rozdziału na rozdział co raz bardziej mi się podoba to opowiedane :D
    Rozdział mega ;)
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Meggaaa jest !! <3 <3 Czekam na następny *.*

    OdpowiedzUsuń