niedziela, 19 lipca 2015

Chapter 19.


"Walka z samym sobą to najtrudniejsza walka."
 *kliknij na gif by czytać przy muzyce* 
~***~
Właśnie tkwiłam na jakiejś imprezie. Wokół pełno wpływowych osób, do tego mogłam swobodnie porozmawiać z niektórymi celebrytami. Jak się okazało po przesłuchaniu płyty Justina, miał on tam parę duetów, z między innymi Nicki Minaj, z którą w tej chwili rozmawiałam i piłam drinka. Szczerze to miałam dość tej drętwej atmosfery. Justin zaprosił mnie na to przyjęcie po zjedzeniu wspólnego obiadu na Queens i wtedy owszem, byłam mega podekscytowana, bo chciałam mu towarzyszyć w tym ważnym dla niego dniu. Ale.. Jego nie było. Ciągle rozmawiał z jakimiś ludźmi, a ja zdana byłam na siebie. Kiedy ta plastikowa kobieta ode mnie odeszła, mogłam swobodnie odetchnąć z ulgą. Taktownie odpowiadałam na każde jej pytanie i kiedy pytali mnie o życie prywatne Justina zmieniałam grzecznie temat. I tak przebiegał wieczór. Andżela była na kolejnej randce z Mario, Alex podbijała z Ianem Europę, a ja tkwiłam na imprezie z okazji wydania płyty. Każda miała swój własny świat. Jeszcze niedawno byłyśmy takie same- w trójkę marzyłyśmy o cudownych facetach, szczęśliwej miłości, dobrej pracy i mieszkaniu w Nowym Jorku. Nikt jednak nie pomyślał, że szatynka znajdzie sobie takiego przystojniaka, blondynka poderwie milionera zza młodu, a ja... Będę przyjaźniła się z gwiazdą! Choć Alexandra śmie to nazywać związkiem doskonałym, my nim nie jesteśmy. Zresztą, dlaczego miałaby nas tak nazywać? My nie randkujemy, my się nie trzymamy za ręce i nie całujemy...
-Claudia!- usłyszałam głos Biebera i od razu odwróciłam się w jego stronę. Posłałam mu ciepły uśmiech i obserwowałam, jak pewnym ruchem zmierza w moją stronę. Grzywka opadała i unosiła się w górę z każdym jego krokiem, a powalający na łopatki uśmiech witał na idealnej twarzy Justina. FUCK.
-Hm?- tyle zdołałam z siebie wyrzucić, bo byłam totalnie onieśmielona jego perfekcją w tej chwili. Szary, idealny garnitur i czarna koszula powodowały, że mogłam siąść i podziwiać go niczym dzieło sztuki w muzeum. Ale to był tylko MÓJ JUSTIN.
-Zrobimy sobie zdjęcia, chodź.- chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę kobiety z aparatem.
-Co? NIE! Justin! Absolutnie. Nie zgadzam się!- krzyczałam, próbując zatrzymać swoje wysokie szpilki kupione przez Justina w miejscu. Czy one były specjalnie zaprogramowane na potrzeby tego mężczyzny? Wcale mnie nie słuchały, tylko wykonywały polecenia Biebera. No co jest, do cholery jasnej, nie tak?!
Wreszcie się zatrzymały. Cóż za wyczucie, szanowne szpileczki od Gino Rossi. Teraz, kiedy byłam przed fotografem nie mogłam już nic innego zrobić, jak ustawić się i w miarę ładnie wyjść na zdjęciu. Uśmiechnęłam się, odrzuciłam do tyłu długie, brązowe loki i stanęłam obok Justina. Położyłam delikatnie rękę na jego ramieniu i spojrzałam w obiektyw. Fotograf zaczął palcami odliczać do cyknięcia zdjęcia i nagle blask flesza oślepił mnie na parę chwil.
-Widzisz, nie było tak źle.- zaśmiał się i przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej. Wywróciłam oczami i zdjęłam z niego dłoń, a następnie zrzuciłam jego ze swojego ciała. Podeszła do nas jakaś kobieta i zawzięcie zaczęła dyskutować z Justinem, więc odsunęłam się na bok i znów rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie znałam tu nikogo, prócz Justina. To było przygnębiające, bo gdybym była sławna i wpływowa, to wszyscy by wokół mnie nie latali. A teraz czułam się jak mysz kościelna. Ugh, cholerne uczucie.
Usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się więc na pięcie i dostrzegłam znajome mi włosy. Wtedy zorientowałam się, że go kojarzę.
-Ryan, tak? Dobrze pamiętam?- spytałam, uśmiechając się grzecznie do niego. On tylko pokiwał i przytulił mnie na powitanie, co było zaskakujące i miłe.
-Jeju... Ostatnio byłaś.. Grubsza.. Znaczy wyglądałaś lepiej. Stało się coś?- znów się uśmiechnęłam. To było coraz prościejsze.
-Nie, wszystko okej. Chciałam po prostu trochę schudnąć.
-Wyglądasz jak chodząca śmierć, bez urazy.- zmierzyłam go wzrokiem i upiłam łyk szampana. -Nie ważne. No więc... Co u ciebie? Jesteście razem?- zakrztusiłam się, a on odebrał ode mnie szkliwo i delikatnie poklepał po plecach. Yy..
-Że, przepraszam, co?- wydukałam ochrypłym głosem i spojrzałam na niego, a on tylko zamrugał parę razy. -Nie jesteśmy razem. Jestem jego przyjaciółką i tyle.- wyprostowałam się i odebrałam od blondyna kieliszek z alkoholem.
-Wyglądacie..
-Czy każdy musi nam naklejać jakieś etykietki? Nie jesteśmy parą, my tylko się lubimy.- przerwałam mu zbulwersowana. Nie wiem, skąd wzięła się we mnie ta nagła złość, ale poczułam, że w ten sposób się rozluźniam. Więc może dobrze było w końcu się na kogoś wydrzeć?
-Spokojnie..- usłyszałam kolejny głos za sobą. Wywróciłam oczami, bo doskonale znałam ten kanadyjski akcent. Czemu on zjawia się zawsze, kiedy najmniej tego chcę? -Ryan, mówiłem ci, że my się przyjaźnimy.- dodał, stając obok mnie. Wymienili się spojrzenie, jakby przekazywali sobie w ten sam sposób informację.
-Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować.- powiedział cicho i mnie minął, a mi zrobiło się głupio. Uh, mogłabym czasem pomyśleć, zanim coś zrobię. Justin ujął moją dłoń i splótł palce z moimi.
-Chodź.- zaczął mnie prowadzić do drzwi, a następnie do windy. Ciągle ściskał rękę, jakby chciał przywrócić w niej życie. Kiedy wyszliśmy z tego małego pomieszczenia, zobaczyłam piękną panoramę Nowego Jorku. Wtedy przypomniał mi się początek. Jak go poznawałam, jak byliśmy na dachu, a on palił... No właśnie.
-Justin?- zaczęłam, kiedy doszliśmy do barierki. Szatyn spojrzał mi w oczy i czekał, aż będę kontynuować. -Rzuciłeś palenie?
-Nie, ale palę mniej. Nie mam takiej potrzeby.- jego nos się lekko zmarszczył, a ja zachichotałam cicho, nie komentując już jego wypowiedzi. Tkwiliśmy w ciszy, po prostu.
-Dlaczego tu przyszliśmy?- odezwałam się wreszcie i rzuciłam mu krótkie spojrzenie.
-Chciałem pobyć z tobą sam, nie mogę?- uniósł zaskoczony brew, a ja sama zamrugałam parę razy, nie wiedząc co powiedzieć. Znaczy, odpowiedź była oczywista, ale mój mózg nie pracował na odpowiednich obrotach po tak ciężkim dniu.
-Możesz.- wyrzuciłam wreszcie z siebie i przytuliłam się do jego ramienia. -Chyba będę się zbierać. Jestem strasznie zmęczona.
-Odwiozę cię.
-Nie ma mowy, to twoja impreza, nie możesz z niej wyjść.
-Mogę, wrócę.- nagle wziął mnie na barana, a ja zaczęłam piszczeć i klepać go w umięśnione plecy zasłonięte pięknym garniturem. Dopiero w windzie odstawił mnie na ziemię, a ja miałam ochotę go pocałować. Był tak słodki, że nie myślałam o tym, co robię. Traciłam zmysły. Cholera...


~***~

Właśnie zatrzymaliśmy się przy moim bloku. Wysiadłam z jeepa i nie czekając na Justina, zaczęłam iść do środka. Zdjęłam ze stóp wysokie szpilki i w duchu dziękowałam Bogu, że mogę już to zrobić.  Usłyszałam za sobą chichot, a kiedy odwróciłam się dostrzegłam Justina. 
-Miałeś wracać.- uniosłam brew, a on dorównał mi tępa. 
-Tsa, ale jakoś mi się nie chce wracać. Dzwoniłem do Scootera i powiedziałem, że nie czuję się za dobrze i że wróciłem do domu.- wyjaśnił i kiedy znaleźliśmy się przy moich drzwiach, znów coś zrozumiałam. Jesteśmy przyjaciółmi, prawie jak brat z siostrą, a ja ZNÓW spędzam z nim noc. Inni wykorzystaliby to w stu procentach, bez macanek by się nie obeszło. W naszym przypadku było inaczej. Mogliśmy się przytulić, pogadać i nic więcej. Moje serce pragnęło "więcej"...
Andżeli nie było, zapewne była na randce z Mario, więc mieszkanie było puste. Justin ruszył wziąć prysznic, a ja za ten czas wygrzebałam z szafy swoją piżamę. Justin owinięty ręcznikiem wyszedł z łazienki, a ja przejechałam spojrzeniem wzdłuż... Łał. 
-Cóż, em..- minęłam go, przypadkowo ocierając się o nagie cało. To było gorące.
-Pójdę się ubrać.- zaśmiał się szatyn i zniknął za drzwiami do mojego pokoju, a ja zamknęłam się w łazience. Osunęłam się po nich w dół i klapnęłam pupą na mokre płytki. Para unosiła się w powietrzu i czułam zapach Justina. Jego żel pod prysznic ciągle tu był. Ja swój również miałam w jego łazience. To było normalne, jak spontanicznie zostawaliśmy u siebie na noc. No, ale widok jego ciała i wiedza, że on pod tym ręcznikiem nic nie miał i w każdej chwili mogłam ujrzeć.. Nie, to szło za daleko. Wskoczyłam pod chłodną, orzeźwiającą wodę i otuliłam nią swoje ciało. Nałożyłam wiśniowy żel pod prysznic i szybko go spłukałam. Umyłam jeszcze włosy i czując ciężar całego dnia na plecach, błagałam już o położenie się do łóżka i o śnie. 
Weszłam do swojego pokoju, rzuciłam krótkie spojrzenie na zakrytego już Justina. Podeszłam do lustra, które było na drzwiach szafy i zaczęłam rozczesywać swoje zniszczone włosy. Czułam, jak robi mi się niedobrze. Dopiero teraz doszło do mnie to, ile dziś w siebie wchłonęłam i wiedziałam, że się to źle skończy. Patrząc w swoje odbicie plułam się w brodę. Nikt nie powinien mnie doprowadzić do takiego stanu. Nikt nie powinien mnie zranić i nikt nie powinien mi grozić oraz krzywdzić bliskich. Po moim trupie. Tamta Claudia sobie poszła. Właśnie teraz poczułam, jak rodzi się we mnie wojowniczka. Byłam gotowa do walki.
Westchnęłam, aby uspokoić rosnącą adrenalinę i kiedy skończyłam czesanie ruszyłam do łóżka. Ułożyłam się na poduszce i momentalnie poczułam, jak jedzenie podnosi się do góry.
-Hej... wszystko okej?- spytał Justin, widząc moją minę. Pokiwałam tylko głową i zerwałam się na proste nogi. W ostatniej chwili zdążyłam dobiec do łazienki i wypuścić z siebie wymioty do sedesu, a nie na podłogę. Nie wiem, kto by to sprzątał... Poczułam, jak ktoś chwycił moje włosy. Kiedy przez moment miałam spokój, uniosłam głowę do góry.
-Justin wyjdź i nie patrz na to.
-Obiecałem, że przy tobie będę.- powiedział wystraszony. Jego oczy były wielkości 5 złotych. Chyba nigdy nie widziałam go tak wystraszonego.
-Ale nie musisz na to patrzeć.- i kolejne torsy zaczęły mną potrząsać. Trwało to jakieś piętnaście minut, dopóki mój żołądek nie był pusty.
-Okej?- spytał, kiedy klapnęłam pupą na podłogę i odchyliłam głowę do tyłu. Pokiwałam tylko głową, a on podniósł mnie z ziemi i zaczął nieść do pokoju.
-Naprawdę nie musisz.- on tylko się uśmiechnął słabo na te słowa i ułożył do łóżka. Wtedy zaczęło mi być zimno. Bieber gdzieś zniknął, a ja w tym czasie szczelnie owinęłam się kołdrą. Wrócił ze szklaną wody i sucharem.
-Zjedz to. Nie możesz mieć pustego żołądka.- przykucnął obok mnie i podał mi szklankę. Upiłam łyk, a potem zjadłam mały kawałek suchego chleba. Potem opadłam na poduszkę i nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.

~***~

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Uniosłam się do góry i zobaczyłam, że Justin słodko śpi, więc zwlekłam się z łóżka i ruszyłam je otworzyć. Kiedy zastałam w nich rodziców, zamarłam...
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
 Cześć i czołem, kluski z rosołem! Przychodzę do Was z nowym rozdziałem, który jest.. długi, o dziwo. Miałam wenę, dalej ją mam, więc po prostu siedziałam parę dni i pisałam. Za błędy przepraszam, ale no... Nie sprawdzam rozdziałów zazwyczaj przed dodaniem. Czasem przeczytam je w trakcie i na tym się kończy, bo w sumie mi się nie chce... Leń ze mnie haha! Co sądzicie o tym rozdziale? Jak myślicie, Klaudia da radę przezwyciężyć ten strach i stanie się waleczna? A może podda się i zakończy swój żywot, jak jej poprzedniczki? Komentujcie, to mega motywuje do pisania dalej. Mam do Was jeszcze jedną prośbę: wejdźcie w link do spisu ffjb i zagłosujcie na mój drugi blog, TOXIC w ankiecie na bloga miesiąca. To dla mnie bardzo ważne, więc liczę na Was! O boże, ale się rozpisałam! Dobra, kończę. Pamiętajcie o wattpad i reszcie blogów, do napisania, Wasza Claudia! ♥ PS! Oglądnijcie nowy zwiastun DANGEROUS
MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ


5 komentarzy:

  1. Jestem ciakawa dalszego ciągu *.* Jesteś na prawdę dobra ! Kocham twoje opowiadanie. Czekam na kolejny <3 Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealne <3 z niecierpliwością czekam na nn i życzę weny oczywiście ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale będzie przypaaał... Jak jej rodzice zobaczą, kogo ona ma w sypialni, to będzie kapa. hahahhaha czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. O jeju...ciekawe co bd w kolejnym...Justin u niej omg...sie bd dzialo haha

    OdpowiedzUsuń