niedziela, 12 lipca 2015

Chapter 18.

"Pamiętaj, że wszystko, co uczynisz w życiu, zostawi jakiś ślad. Dlatego miej świadomość tego, co robisz."
 *kliknij na gif by czytać przy muzyce* 
~***~
To dziś! Dziś miała odbyć się premiera płyty Justina. Jak się okazało, jego fanek przybyło i śledząc twittera dostrzegłam, że wiele próbuje być przez niego zauważoną. Obserwacje dobiły do 3 milionów, a liczba ciągle rosła. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze pięć miesięcy temu Justin grywał w jakimś durnym klubie, a teraz ma wyjść jego własna płyta. Nie przesłuchałam jej całej, ale wiem, że ruszają prace nad teledyskami do muzyki z płyty.
Była szósta trzydzieści. Słońce dopiero witało wieżowce i przepędzało gęste mgły znad wysokich budynków. Z okna mojej sypialni mogłam podziwiać, jak zmieniał się krajobraz budzącego się miasta. Czubki struktury mostu Brooklyńskiego wyłaniał się z chmur, a na ulicach pojawiało się coraz więcej samochodów. To o takie życie mi chodziło- spokojne, z paroma drobnymi problemami. Moim kolejnym kłopotem było oddanie pieniędzy dziewczynom za czynsz, który zapłaciły. Cholerne pieniądze. To od nich zaczął się mój największy koszmar.
-Klaudia?- usłyszałam bardzo cichy głos za sobą. Odwróciłam głowę w stronę drzwi i zobaczyłam Alex- gotową do wyjścia z walizką w ręce. Uniosłam brew, zaskoczona jej bagażem.
-Wyjeżdżasz?- spytałam, a ona usiadła na brzegu łóżka i popatrzyła w moją stronę. 
-Pamiętasz, jak wspominałam o projekcie w Europie? Ian właśnie go zaczął, więc cała firma wyjeżdża tam na miesiąc. Przy okazji chcę odwiedzić rodziców.- uśmiechnęła się i podeszła do mnie. Delikatnie objęła ramionami i przytuliła do długich, blond włosów. -Mam nadzieję, że jak wrócę, to spotkam starą Claudię, która tutaj z nami przyjechała.- objęła moją twarz w dłonie i znowu przytuliła. Odwzajemniłam jej gest, wzdychając ciężko, a potem patrzyłam, jak znika za drzwiami. Usłyszałam jeszcze trzaśnięcie wejściem i wiedziałam, że już jej nie ma. Nim się obejrzałam była już na dole i obserwowałam, jak mała blondynka wsiada do małej, żółtej taksówki i odjeżdża w stronę lotniska.
Nagle zadzwonił mój telefon. Za nic w świecie nie chciałam schodzić z tego parapetu. Było mi tu wygodnie, a zanim bym doszła do łóżka, ktoś by się już rozłączył. Niestety, kiedy telefony nie ustępowały, przy trzecim razie zeszłam i nie patrząc, kto dzwoni, odebrałam.
-Czego?!
-Groźnie!- usłyszałam rozbawionego Justina i momentalnie wywróciłam oczami. -Za pół godziny premiera płyty. Masz ochotę wybrać się ze mną na wspólne śniadanie?
-Justin nie mam pieni..
-Stawiam.- przerwał mi, a ja przygryzając wargę spojrzałam na swoje odbicie. 
-Nie za dobrze wyglądam.- mruknęłam do słuchawki i w odpowiedzi usłyszałam sygnały rozłączenia. Wzruszając ramionami wróciłam na parapet i znów wpatrywałam się w ulice Brooklynu. Dostrzegłam, że podjechał pod mój blok duży jeep z przyciemnianymi szybami. Spostrzegłam również, że nagle wokół niej pojawiło się kilku reporterów, a ze środka wysiadło dwóch wysokich i napakowanych mężczyzn, a po nich Justin. Nim to wszystko przetrawiłam, rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Mozolnym krokiem ruszyłam je otworzyć, a w nich zastałam uśmiechniętego od ucha do ucha szatyna z bukietem pięknych, pudrowych róż i ładnie zapakowanym pudełeczkiem. Serce zaczęło bić jeszcze szybciej. 
-Cze-cześć.- zająknęłam się, czując wpełzający na policzka rumieniec.
-Zestaw dla mojej pierwszej fanki.- uśmiechnął się i wszedł do środka. Dostrzegłam za nim wysokiego faceta, który ubezpieczony był w broń, pałkę i krótkofalówkę, przez którą komunikował się z innymi ochroniarzami. Uniosłam brew i wskazałam na niego. -Nie, on nie musi wchodzić. 
-Okeej..- zamknęłam więc wolno drzwi i skierowaliśmy się do mojego pokoju. Wsadziłam śliczne kwiatki do wazonu i odwróciłam się do Justina. 
-To jest dla ciebie.- odebrałam od niego pudełeczko i pospiesznie je odpakowałam. W środku była płyta i kolejne pudełeczko. No nie..
-Jaka śliczna...- westchnęłam podziwiając piękną, srebrną bransoletkę ze znakiem nieskończoności. -Nie trzeba było.
-Chciałem. Żebyś zawsze pamiętała, że jestem obok ciebie.
-Obiecujesz?- złapał mnie za rękę i przysunął do siebie bliżej. Usiadł na łóżku i z wielkim, szczerym uśmiechem na twarzy spojrzał mi prosto w oczy.
-Jak ty obiecasz mi coś innego.- spoczęłam obok niego, przerzucając swoje nogi przez jego kolano, nadal siedząc na materacu. -Zaczniesz dla mnie jeść.
-Justin..
-Claudia! Obiecaj.- złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę, by zyskać moją uwagę. Jednak ja nadal patrzyłam w podłogę, więc chwycił mój podbródek i uniósł głowę do góry, by mógł spojrzeć mi w oczy. -Obiecaj, proszę.- wyszeptał parę milimetrów od mojej twarzy. -Przejdziemy przez to razem, zobaczysz.- pocałował delikatnie kostki od dłoni i znów wlepił we mnie swoje oczy.
-Uh... Obiecuję.- poczułam mocny uścisk wokół mojej szyi, więc odwzajemniłam jego gest. -Justin?
-No?- odsunął się na odległość ramion.
-Em.. Nie ważne. Pomóż mi się ubrać.- znów miałam mu powiedzieć, że coś do niego czuję, ale nie mogłam. Wiedziałam, że to by było najgorsze, co może być. Przejrzeliśmy całą szafę i strasznie ciężko było dobrać do mnie coś, co będzie w miarę przylegać do ciała. Ostatecznie wybrałam miętową marynarkę, białą, cienką bluzeczkę z dekoltem "V" i jasne spodenki z wysokim stanem. Było ciepło, nawet dla mnie, więc mogłam pozwolić sobie na odsłonięcie swojego ciała dla promieni słonecznych. Weszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic, a potem osuszyłam włosy i zostawiłam je w lekkich falach. Musnęłam usta błyszczykiem i nałożyłam tusz na rzęsy. Chciałam przez ten jeden dzień zapomnieć o wszystkim tym, co mnie spotkało, wrócić do normalności i nie myśleć o tym, czy pasuje mi coś zjeść, czy znów za dużo zgrubne.
-Gotowa?- usłyszałam głos zza drzwi i kiedy przejrzałam się po raz ostatni w lusterku, wyszłam i pokazałam się Justinowi.
-Uh.. Wow! Em...Okej, wyglądasz zabójczo. Idziemy?- ujął moje ramie i kierując w stronę drzwi, przepuścił i od tej pory towarzyszył nam ochroniarz. Dzięki niemu czułam się pewniej, nawet jeśli byłam przy Justinie. Wsiedliśmy do czarnego jeepa i ruszyliśmy. W pewnym momencie szatyn zasunął szybę, dając nam więcej prywatności przed ochroniarzami.
-Więc..- klepnęłam dłońmi o uda. -Gdzie mnie zabierasz?
-Niespodzianka.-przygryzł wargę i spojrzał w moją stronę, a ja wprost nie mogłam się opanować, żeby nie zaczerpnąć głębiej powietrza. Do czego to doprowadziło? Zakochałam się w swoim przyjacielu.
Samochód się zatrzymał, a Justin wysiadł z auta, aby mi otworzyć drzwi. Ujęłam więc jego dłoń i powoli stawiając jednego sandała na ziemi rozglądam się dookoła. Wokół zebrało się kilku dziennikarzy. Oni byli dosłownie wszędzie. Justin chwycił mocniej moją dłoń i zaczął prowadzić w stronę kawiarni, nie odpowiadając na pytania zadawane przez reporterów. Gdy wreszcie zajęliśmy zarezerwowane miejsce, poczułam ulgę, nawet nie wiem, czemu.
-Słuchałaś płyty?- spytał, kiedy kelner podał nam menu. Mrugnęłam parę razy w jego stronę.
-Nawet mi nie pozwoliłeś!- burknęłam, zmrużając oczy z rozdrażnienia. -Ale posłucham.- dodałam już spokojniej, a on uśmiecha się od ucha do ucha.
-Chciałbym spędzić z tobą cały dzień, co ty na to?
-Nie masz mnie dość?- zaśmiałam się, na co on tylko pokręcił głową całkowicie poważny. Zmarszczyłam brwi i znów się roześmiałam. Zwariował.
Po udanym śniadaniu postanowiliśmy jechać do Central Parku, co okazało się być najgorszym pomysłem, jaki może być. Bieber wypuścił do internetu dopiero dwie piosenki - "Die in your arms" i "All around the world", a one całkowicie go rozsławiły. Każda stacja muzyczna chce puszczać kawałki Justina, a on tylko lata od jednego do drugiego dyrektora danego przedsiębiorstwa i podpisuje umowę. Scooter miał racę. To wir i walka, czy szatyn znajdzie się na samym szczycie, czy upadnie.
-Jak to jest?- zaczął nagle, wyrywając mnie z rozmyślań. Skupiłam swoją uwagę na nim i wyczekiwałam dalszej wypowiedzi. -Niedawno nawet nie pomyślałbym, że wokół mnie może krążyć tylu facetów tylko dlatego, że dziewczyny szaleją i rzucają się na mnie, jak na darmową torebkę od Coco Chanel.
-Bo jesteś gorący.- wzruszyłam ramionami z uśmiechem na twarzy.
-Em... Dzięki, ale... Uh.. Nie chciałbym, aby świat patrzył na to, czy jestem przystojny, tylko na to, jakie emocje przelewam w muzyce. To jest ważne.- kiedy to mówił, widać że bardzo mu zależało na tym wszystkim. On naprawdę chciał pokazać światu, jak wiele emocji może mieć, wydawać by się mogło, zbuntowany chłopak. Owszem, może z zewnątrz tak wyglądał, ale po kilkumiesięcznej znajomości wiem, że jest szlachetny, troskliwy, opiekuńczy i dobry.
Przytuliłam się do jego ramienia i dalej dotrzymywałam mu kroku. Szliśmy w ciszy, nikt nic nie mówił, ale ja ciągle gryzłam się w język.
-Jesteś dobrym człowiekiem, Justin. Ja to wiem.
-A ja to doceniam.- puścił mi oczko, przejeżdżając kciukiem po policzku i lekko je szczypiąc. Westchnęłam, kiedy doszliśmy do samochodu i musieliśmy do niego wsiąść. Nie jechaliśmy długo, bo już po 10 minutach auto znowu się zatrzymało. Wysiedliśmy w centrum Queens. Dostrzegłam wiele polskich knajp, przez co aż mój żołądek zaczął wykręcać się we wszystkie strony.
-Nie wierzę.. Naprawdę tu przyjechaliśmy? Odkąd mieszkam w Nowym Jorku jeszcze tu nie byłam.
-Stwierdziłem, że skoro pochodzisz z Polski, to tęsknisz za tym, co w niej miałaś. Więc... Które pierogi najpierw?- wskazał kolejno na knajpy, a ja o mały włos bym się nie rozpłakała. To, co dla mnie zrobił było cudowne. Weszliśmy do pierwszej, która mieściła się najbliżej nas. Zajęliśmy wolne miejsce, a w tle słyszałam język polski. Podeszła do nas kobieta i uśmiechnęła się słodko. Postanowiłam przywitać ją w moim ojczystym języku. Zdziwiona również mi odpowiedziała i zaczęłyśmy prowadzić krótką konwersację na temat tego miejsca. Olga- bo tak miała na imię, bardzo tęskniła za Polską i powiedziała, że ta knajpa to coś, co ciągle przypomina jej skąd pochodzi.
-Widzę, że ty tutaj z gwiazdami jadasz.- wskazała brwiami na Justina, a ja oblałam się czerwienią. Poczułam spojrzenie szatyna, więc od razu uciekłam w drugą stronę. -Oh, czy ty właśnie się zawstydziłaś?
-Nie, dobra? Nie.- zaśmiałam się i chwyciłam palec, który wskazywał moje policzka. -Proszę cię, uspokój się.- kontynuowałam, wybałuszając oczy w jej stronę. Nie chciałam, aby Bieber zorientował się, albo zaczął coś węszyć.
-Oh, no dobrze. Więc..- odchrząknęła i poprawiła fartuch. -Co podać?- powiedziała po angielsku i spojrzała to na mnie to na niego.
-Pierogi z mięsem!- zawołałam od razu i podziękowałam za rozmowę. Miło było spotkać kogoś, kto tak, jak ja, przyjechał tu z Polski.
-Jesteś taka szczęśliwa... Niczym jak wtedy, kiedy cię poznałem.- przenikliwe spojrzenie wierciło dziurę w moich oczach. Justin obserwował mnie z iskrami w oczach i ciepłym uśmiechem na twarzy.
-Bo.. jestem.- wzruszyłam ramionami i spuściłam wzrok w dół, znów czując zawstydzenie. Cholera, to było chore...
___
OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Hej misie! Wakacje!!! Przychodzę do Was z nowym rozdziałem, bo w sumie dawno nic nie było. Czas w końcu ponadrabiać.... Żartowałam. Nie mam NA NIC czasu. Planuję odświeżenie wyglądów blogów, ale nie wiem, czy nawet na to wystarczy mi czasu. Ciągle mnie nie ma w domu, a jak jestem, to mam 21498329 innych zajęć do wykonania. To naprawdę męczące. Dziś poświęciłam dużo czasu na napisanie tego rozdziału. Może przez to, że dawno nie pisałam, nie wiedziałam, jak coś w ogóle przelać tutaj? Nie wiem, ale w każdym bądź razie coś dla Was mam i myślę, że z tego "cosia" się ucieszycie. Buziaki, trzymajcie się i wypoczywajcie. xx ♥

MÓJ WATTPAD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ



6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ;)
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo jaa cie... świetny, świetny i jeszcze raz świetny !! Jesteś najlepsza !! Uwielbiam twoje opowiadanie. Życzę weny I czekam na kolejny! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O jeju jaki mega...czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  4. Ona musi mu wreszcie powiedzieć, boziiuuuuu <3

    OdpowiedzUsuń